Świątek do tenisa dołożyła sztuki walki. W ostatnich 30 latach nie było takiej zawodniczki

Fot. Christophe Ena / AP
Najlepszym dowodem na dominację Igi Świątek w meczu otwarcia US Open był aplauz, jaki dostała Rebecca Peterson po jedynym wygranym przez siebie gemie. Miało być szybko i jednostronnie, wręcz nudnie – i było. Polka nie zostawiła Szwedce żadnych nadziei, a tenisowych nokautów w postaci setów wygranych 6:0 zanotowała łącznie w ostatnich dwóch sezonach najwięcej od ponad 30 lat.
Australian Open 2019 – debiut w seniorskiej rywalizacji wielkoszlemowej Iga Świątek kończy dotkliwą przegraną w drugiej rundzie z Włoszką Camilą Giorgi 2:6, 0:6. Od dłuższego czasu to jednak 22-letnia Polka odprawia niektóre rywalki w równie efektowny sposób. W poniedziałek drogę po obronę tytułu w US Open zaczęła od wygranej z Rebeccą Peterson 6:0, 6:1, co zajęło jej niespełna godzinę. A tak samo bezlitosna w meczach otwarcia imprez tej rangi była wcześniej raz – dokładnie cztery lata temu w Nowym Jorku.
Peterson z taką samą nagrodą jak inna tegoroczna rywalka Świątek. Polka powtórzyła wyczyn Seles i Graf
Wszystko przemawiało za pewnym zwycięstwem Świątek w poniedziałek. Nie tylko to, że każdy z poprzednich 15 występów w głównej drabince w Wielkim Szlemie zaczynała od wygranej, a tylko raz w karierze przegrała mecz otwarcia (Wimbledon 2019), ale i to, że po drugiej stronie stanęła Peterson. 86. w rankingu WTA Szwedka wcześniej miała na koncie już dwie porażki z pierwszą rakietą świata. Maksymalnie ugrała cztery gemy. Do tego w Nowym Jorku w trzech poprzednich edycjach też odpadała w 1. rundzie, a w ostatnich dwóch sezonach w Wielkim Szlemie tylko dwukrotnie dotarła do drugiej fazy zmagań.
– To będzie kolejny pokaz Igi? Czy szwedzki szok? – pytano w artykule zamieszczonym przed meczem na stronie nowojorskiego turnieju. Ale pytano chyba raczej tylko grzecznościowo. Peterson co prawda w lutym po raz pierwszy od czterech lat dotarła do finału turnieju WTA, ale w ostatnim miesiącu notowała bardzo słabe wyniki.
Analizując drabinkę obrończyni tytułu po czwartkowym losowaniu widać było, że rywalki w pierwszych trzech rundach nie powinny jej sprawić większych kłopotów. W poniedziałek już pierwsze gemy potwierdziły, że tak będzie. W pierwszym secie Polka oddała rywalce zaledwie osiem punktów i po 25 minutach udała się na przerwę przed odsłoną numer dwa. Tę zaczęła nieco słabiej, ale broniąc się przed przełamaniem, serwis już zadziałał tak, jak trzeba. Po chwili Szwedka zapisała pierwszego i ostatniego gema na swoim koncie tego dnia. To właśnie wtedy dostała solidną porcję braw od nowojorskiej publiczności. Przypominało to reakcję kibiców ze styczniowego Australian Open, gdy honorowego gema urwała Świątek Hiszpanka Cristina Bucsa.
Potem już brawa zbierała znów tylko Polka. Nieco głośniejsze m.in. za efektowne minięcie w trzecim gemie. Co sprawa nie udało jej się zanotować kolejnego już w karierze „roweru” (mecz wygrany 6:0, 6:0), ale dała jasny sygnał, że jest w dobrej dyspozycji. Jedynym minusem może być 15 niewymuszonych błędów.
Świątek przy okazji tego pojedynku zanotowała 41. w ostatnich dwóch sezonach set wygrany bez straty gema, a 19. w tym roku. Takim wyczynem może popisać się jako pierwsza tenisistka od ponad 30 lat. W okresie 1991-1992 równie bezlitosne dla rywalek były dwie gwiazdy kortu – Monica Seles i Steffi Graf.
– Wszyscy zaczęli analizować moją grę, nauczyli się jej nieco bardziej. Skupiają się na wygrywaniu ze mną. Odczuwam to – mówiła 22-latka na konferencji poprzedzającej tegoroczny US Open. Nie dominuje co prawda tak jak w poprzednim sezonie, ale po poniedziałkowym występie jej kibice mogą nieco odetchnąć. Wydaje się, że Polka w Nowym Jorku raczej nie ułatwi przeciwniczkom zadania.
Źródło: sport.pl