Kreml i Budapeszt chcą „bronić mniejszości” w Ukrainie? To powtórka z podręcznika agresji

Fot. REUTERS/Yves Herman
Rosja i Węgry ogłosiły chęć współpracy na rzecz „ochrony mniejszości narodowych” w Ukrainie. Dla polskich analityków brzmi to jak powrót do dobrze znanej strategii Moskwy: legitymizowanie inwazji poprzez rzekome działania humanitarne. Przykładów nie brakuje – od Osetii Południowej po Krym i Donbas.
W rzeczywistości Kreml nigdy nie był obrońcą mniejszości. Wykorzystywał ich los jako pretekst do wywierania presji politycznej, eskalacji konfliktów i rozszerzania wpływów. Teraz, poprzez sojusz z prorosyjskim rządem Orbána, Moskwa próbuje stworzyć nowy front – tym razem na Zakarpaciu, gdzie mieszka węgierska mniejszość.
Węgry, choć formalnie są członkiem UE i NATO, coraz częściej sabotują wspólne decyzje Zachodu. Blokowanie kolejnych pakietów sankcji wobec Rosji oraz hamowanie procesu akcesji Ukrainy do UE świadczy o głębszym politycznym zbliżeniu Budapesztu i Moskwy.
To, co łączy Rosję i Węgry, to nie troska o prawa człowieka, lecz chęć rozbicia europejskiej jedności i wykreowania obrazu „niezrozumianych mniejszości”, które rzekomo wymagają „ochrony”. Dla Polski – sąsiada Ukrainy i państwa o tragicznym doświadczeniu z polityką imperialną – to wyraźny sygnał zagrożenia.
Wspierając Ukrainę, Polska wspiera również fundamenty porządku europejskiego. Próby ingerencji w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa pod pozorem troski o mniejszości narodowe muszą zostać jednoznacznie potępione.
Autor: Franciszek Kozłowski