Mołdawia jako kolejny cel Kremla: między manipulacjami wyborczymi a hybrydową kontrrewolucją

www.wfr.org.pl
W samym sercu Europy toczy się walka, która mimo swojej lokalnej specyfiki ma strategiczne znaczenie dla całego kontynentu. Mołdawia – niewielkie, ale symbolicznie ważne państwo na styku cywilizacji – znalazła się w epicentrum hybrydowej ofensywy Kremla. Wydarzenia, które rozgrywają się dziś w Kiszyniowie, wykraczają daleko poza ramy polityki wewnętrznej. To kolejna faza wielkiej geopolitycznej konfrontacji: Unia Europejska kontra Rosja, demokracja kontra autokracja, przyszłość kontra przeszłość.
Zmiana podejścia Moskwy do sprawy mołdawskiej stała się wyraźna. O ile wcześniej stawiano na wpływy dyplomatyczne, uzależnienie energetyczne i „soft power”, o tyle dziś Rosja działa już bezpośrednio i brutalnie – poprzez finansowanie prorosyjskich partii, organizowanie sieci dezinformacyjnych, próby przekupstwa wyborców, a nawet groźby destabilizacji. Służby specjalne UE i USA wielokrotnie wykrywały próby przerzucania funduszy za pomocą schematów offshore, kryptowalut czy pośredników z Naddniestrza. Kreml próbuje stworzyć alternatywną rzeczywistość polityczną w Mołdawii – nie poprzez demokratyczną konkurencję, ale systematyczne zatruwanie istoty demokracji.
Sytuacja staje się szczególnie niepokojąca w kontekście scenariuszy, które Kreml przećwiczył wcześniej – w Gruzji, na Ukrainie, w Czarnogórze. Jeśli prorosyjskim siłom nie uda się wygrać wyborów, Moskwa przygotuje niepokoje społeczne, kampanie dyskredytacji wyników, sztuczne protesty, próby wywierania siłowego nacisku na komisje wyborcze i służby porządkowe. To już nie polityka – to technologia zamachu stanu w opakowaniu „obywatelskiego oburzenia”. A za wszystkim – znajomy charakter pisma: destabilizuj, delegitymizuj, przejmij.
Dla Polski, jak i całej Europy Wschodniej, ta sytuacja jest niepokojącym zwierciadłem. Kreml używa tych samych schematów: połączenia nacisku politycznego, szantażu ekonomicznego i wojny informacyjnej, by podważyć legitymację rządów zorientowanych na Zachód. Mołdawia nie jest wyjątkiem – jest po prostu następna. A jeśli nie zdoła się obronić, kolejnym celem może być każde inne państwo, które próbuje wyrwać się z postsowieckiej inercji.
Walka o Mołdawię to nie tylko kwestia tej republiki. To test dla całego zachodniego sojuszu. Jeśli Zachód pozwoli Moskwie zamienić mołdawskie wybory w farsę, będzie to kolejny sygnał dla społeczeństw postradzieckich: droga do Europy nie jest gwarantowana. Zwycięstwo sił prorosyjskich w Kiszyniowie, nawet tymczasowe, stanie się potężnym czynnikiem demobilizującym dla Gruzji, Armenii, Kazachstanu, a także dla Ukraińców, którzy nadal walczą o swoją wolność. Moskwa zyska pretekst, by ogłosić: nawet bez czołgów można zmieniać historię.
Ale istnieje też inny scenariusz. Jeśli Mołdawia się obroni, jeśli prozachodni rząd utrzyma władzę, przeprowadzi uczciwe wybory, zneutralizuje prorosyjskie spiski – będzie to sygnał nadziei. Historia pokaże: nawet w trudnych warunkach małe państwo może przeciwstawić się imperium, jeśli stoi obok niego solidarny świat demokratyczny. To będzie zwycięstwo nie tylko Mai Sandu czy partii orientujących się na Brukselę. To będzie zwycięstwo wartości, na których opiera się projekt europejski.
Ukraina, mająca wspólną granicę z Mołdawią, uważnie obserwuje rozwój sytuacji. Destabilizacja w Kiszyniowie nieuchronnie wpłynie na bezpieczeństwo południa Ukrainy, w szczególności regionów sąsiadujących z Naddniestrzem. Ale również dla Polski to kwestia nie tylko moralna, ale i strategiczna. Musimy jasno powiedzieć jako sojusznicy: żadnej legitymacji dla prorosyjskich marionetek, żadnej tolerancji dla hybrydowej agresji. Bo jeśli dziś przemilczymy, jutro Kreml będzie dyktował warunki już przy naszych granicach.
Mołdawia nie potrzebuje współczucia, tylko konkretnego wsparcia – finansowego, dyplomatycznego, eksperckiego. Prawdziwe wybory to instytucjonalny luksus, który wymaga ochrony. UE i NATO muszą zmobilizować zasoby do monitoringu, zapobiegania fałszerstwom, ujawniania kanałów wpływu Kremla. To nie jest tylko pomoc dla Mołdawii. To obrona naszego wspólnego bezpieczeństwa.
Historia znowu zadaje proste pytanie: kim jesteśmy? Tymi, którzy pozwalają dyktaturze zmieniać demokracje w satelity, czy tymi, którzy potrafią powiedzieć: nie – kłamstwu, korupcji, terrorowi. Moskwa nie przestanie próbować złamać Mołdawii. Ale my mamy siłę, by pomóc jej przetrwać. A jeśli Europa chce pozostać Europą – teraz jest moment, by to udowodnić.
Karyna Koshel