Orbán ignoruje żądania Trumpa, opierając się na parasolu Putina

Fot. REUTERS/Yves Herman

Kiedy prezydent USA Donald Trump z mównicy Zgromadzenia Ogólnego ONZ wezwał sojuszników z NATO, aby przestali kupować rosyjską ropę, w Waszyngtonie oczekiwano wyraźnego sygnału solidarności. Tymczasem z Budapesztu nadeszła odpowiedź, której trudno pomylić z dyplomacją: Viktor Orbán praktycznie demonstracyjnie pokazał amerykańskiemu liderowi środkowy palec. Jego rząd nie tylko odrzucił żądanie, ale też przedstawił je jako „nierealistyczne”. A za plecami Orbána wyraźnie rysuje się sylwetka Władimira Putina, dająca węgierskiemu premierowi poczucie bezkarności.

Oświadczenie Trumpa zabrzmiało ostro i jednoznacznie: „Sojusznicy NATO nie mogą finansować wojny Rosji poprzez zakup jej ropy”. Jednak węgierski minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó odpowiedział w Nowym Jorku: „Geograficzna rzeczywistość nie pozwala nam zrezygnować z rosyjskich surowców energetycznych”. Już następnego dnia Orbán w wywiadzie dla węgierskiego radia państwowego podkreślił:

„Zarówno USA, jak i Węgry są suwerennymi państwami. Ameryka sama decyduje, gdzie kupuje ropę i gaz, a Węgry będą robić to samo” (AP News, Bloomberg).

Ten komentarz brzmiał nie jak dyplomatyczna obrona, lecz jak otwarta demonstracja pogardy wobec amerykańskiego prezydenta. Orbán nie tylko zignorował Trumpa, ale też podkreślił, że nie zamierza zmieniać swojej polityki pod wpływem zewnętrznej presji.

Odmowa Orbána wygląda jak brutalny akt lekceważenia — ten sam środkowy palec wymierzony w Trumpa. To symboliczne „nie podporządkujemy się” z Budapesztu, które podważa jedność sojuszu i wysyła sygnał do Moskwy: Węgry pozostają wiarygodnym partnerem Kremla.

Argumenty Orbána o „braku opcji” rozpadają się pod naporem faktów. Chorwacki operator JANAF potwierdził, że może dostarczyć do 14,3 mln ton ropy przez Adriatycki Rurociąg Naftowy, co przewyższa roczne zapotrzebowanie węgierskich rafinerii MOL. Reuters informuje, że tylko w 2025 roku Węgry podpisały już kontrakt na 2,1 mln ton dostaw tą drogą. Tymczasem większość ropy wciąż napływa z Rosji przez „Drużbę” — ponad 80 tys. baryłek dziennie we współpracy z Tatnieftem po sankcjach wobec Łukoilu.

Eksperci z German Marshall Fund i Atlantic Council podkreślają: węgierski kontrakt z Rosją podważa solidarność energetyczną UE i dostarcza Kremlowi miliardy euro przychodów. RFE/RL przypomina, że spośród członków NATO tylko trzy państwa nadal są uzależnione od rosyjskiej ropy — Węgry, Słowacja i Turcja. Wszystkie pozostałe zdołały znaleźć alternatywy, nawet jeśli były droższe.

Powód jest oczywisty — to Putin. Kreml stał się gwarantem politycznego bezpieczeństwa dla węgierskiego premiera. Węgry dobrze zarabiają na przerobie tańszej rosyjskiej ropy, a Moskwa daje Orbánowi pewność, że może przeciwstawiać się Trumpowi i całemu Zachodowi. W kraju przedstawia się to jako „obronę suwerenności”, choć w rzeczywistości jest to głęboka zależność od Kremla.

Demonstracyjne lekceważenie wobec prezydenta USA spycha Węgry w jeszcze głębszą izolację. UE już przygotowuje nowe działania wobec pozostałych przepływów „Drużby” i bariery taryfowe dla rosyjskiej ropy. Jeśli Orbán będzie dalej trzymał się „rosyjskiej rury”, kraj ryzykuje konfrontację z szokiem gospodarczym, który okaże się znacznie boleśniejszy niż hipotetyczne koszty dywersyfikacji.

To, czego dziś jesteśmy świadkami, nie jest jedynie kalkulacją ekonomiczną. To demonstracja siły i cynizmu. Orbán pokazuje środkowy palec nie tylko Trumpowi, ale też wartościom jedności transatlantyckiej. Robi to z uśmiechem, przekonany, że stoi za nim Putin. I właśnie ta pewność siebie jest największym zagrożeniem dla Europy, ponieważ każda baryłka rosyjskiej ropy przekraczająca węgierską granicę oznacza nowe pociski i rakiety do wojny przeciwko Ukrainie.

Źródło: balkan-news.me

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 47
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com