W Polsce ma być jak w bajce. Nadciąga „Złotowłosa gospodarka”
Złotowłosa z brytyjskiej bajki trafia do domku zamieszkałego przez trzy misie. Pod ich nieobecność sprawdza, która z trzech porcji owsianki jest najsmaczniejsza, które krzesło i które łóżko najwygodniejsze. Wybiera opcje „w sam raz”. I taka właśnie wydaje się stawać polska gospodarka. Nie za zimna, nie za gorąca, nie przegrzewa się, ani nie zwalnia. No po prostu idealnie.
Sytuacja wygląda na razie tak, że ostatnie dane z gospodarki, jakie mamy z GUS, czyli za październik, są dobre albo nawet zaskakująco dobre. Zacznijmy od tych, które zwykłemu konsumentowi są najbliższe.
Polacy szaleją na zakupach, przemysł odbija
Przede wszystkim Polacy zdają się dość optymistycznie podchodzić do zakupów. Sprzedaż detaliczna w cenach stałych (czyli po wyłączeniu efektu wzrostu cen) rośnie. To znaczy, że wydajemy w sklepach więcej i więcej, nie tylko dlatego, że jest drożej, ale także dlatego, że kupujemy różnych produktów po prostu ilościowo więcej. W październiku sprzedaż wzrosła o 5,4 proc. rok do roku czyli w porównaniu z październikiem 2024 r. Znacznie bardziej niż się spodziewano (+3,7 proc.). To wprawdzie odczyt nieco słabszy niż wrześniowy (+6,4 proc.), ale tamten podbijał tzw. efekt bazy (czyli niski punkt odniesienia sprzed roku).Jeśli wyeliminować wpływ czynników sezonowych, sprzedaż w październiku była najwyższa w historii. W danych widać, że wciąż chcemy robić „duże zakupy” – kupować tzw. dobra trwałego użytku, jak sprzęt agd i rtv, samochody czy meble. Podsumowując: popyt ze strony konsumentów w Polsce jest solidny i wydaje się trwały. A to oznacza, że ten silnik nadal będzie mocno napędzać wzrost PKB, a według ekonomistów w danych o PKB za czwarty kwartał możemy zobaczyć „czwórkę” z przodu (czyli gospodarka urośnie o 4 proc. rok do roku).
Szczególnie, że już nie tylko konsument napędza polską gospodarkę. Powoli odpala się też drugi główny silnik, który przez wiele kwartałów niedomagał – inwestycje. Wskazują na to inne dane z tego tygodnia – z przemysłu i budowlanki. Produkcja przemysłowa w październiku o 3,2 proc. rok do roku. „Tego nie spodziewał się nikt (ani my, ani konsensus)” – pisali ekonomiści Pekao SA w komentarzu do tych danych. Ten konsensus prognoz zakładał wzrost o 1,8 proc. Odbicie w przemyśle zaskoczyło już drugi miesiąc z rzędu i widać, że szeroko rozlało się po sektorze – produkcja wzrosła w 23 z 34 działów. Pozytywną niespodziankę sprawiła też produkcja budowlano-montażowa, która zwiększyła się o 4,1 proc. po zaledwie 0,2-procentowym wzroście we wrześniu. Eksperci spodziewali się tylko nieznacznej poprawy, do +0,8 proc.
Inflacja spada i spada. A bezrobocie?
Wróćmy jeszcze na chwilę do konsumentów. Wydajemy więcej być może dlatego, że ceny nie rosną już tak mocno. Inflacja hamuje, dane za wrzesień wskazują na 2,8 proc. Wstępny odczyt za październik poznamy jutro, w piątek 28 listopada, ale już teraz wiemy, czego spodziewają się ekonomiści. Otóż zakładają oni dalszy spadek, do 2,6 proc. (to średnia prognoz, są też niższe). To już niemal sam środek celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.). Ostatni raz inflacja była na tym poziomie.
Ciekawe prognozy na temat naszych aktualnych zakupów przedstawił też Mastercard. Firma szacuje, że od 1 listopada do 24 grudnia sprzedaż detaliczna w Europie, zarówno w sklepach stacjonarnych, jak i przez internet, zwiększy się w Europie średnio o 3,1 proc. rok do roku, a w Polsce aż o 5 proc. Mocniejszy wzrost zanotować mają jedynie Węgry (+5,2 proc.). Dane dotyczą wszystkich form płatności, ale wyłączają sektor motoryzacyjny.
Bezrobocie ostatnio nam wprawdzie rośnie, choć, jak już to wielokrotnie opisywaliśmy, przyczyną tego wzrostu jest w dużej mierze zmiana w przepisach. Stopa bezrobocia pozostaje niska, wynosi 5,6 proc. Tym, co może niepokoić w tych danych jest jednak spadająca liczba ofert pracy. Pracodawcy może i nie zwalniają masowo, ale za to nie chcą też wyraźnie zwiększać zatrudnienia. Firmy nie są w dużo gorszej sytuacji, ale najwyraźniej nie czują się na tyle pewnie, by zwiększać popyt na pracowników. Mamy jeszcze jeden rekord: liczba pracujących wzrosła do najwyższego poziomu w historii – 17,4 mln osób.Wielkiego ożywienia zatem na rynku pracy nie ma, nie ma też jednak dramatu, a sytuacja pozostaje w miarę stabilna. „Obecny wzrost stopy bezrobocia mieści się w granicach jednego odchylenia standardowego, co odrzuca jeszcze tezę o istotnych problemach na rynku pracy, choć trwająca fala restrukturyzacji będzie sprzyjać dalszemu wzrostowi liczby bezrobotnych. Oceniamy jednak, że będzie to zjawisko przejściowe. Jednocześnie trwający okres restrukturyzacji na rynku pracy w dłuższym okresie może być korzystny z perspektywy poprawy efektywności alokacji zasobów pracy i poprawić produktywność gospodarki” – komentowali ekonomiści PKO BP.
Odważne prognozy mBanku
No i teraz przechodzimy do Złotowłosej. Określenie „Goldilocks economy”, czyli „Złotowłosa gospodarka” (od imienia bohaterki brytyjskiej bajki) odnośnie sytuacji w Polsce pojawiało się już wcześniej w ostatnich tygodniach. Przytaczali je na przykład ekonomiści Pekao SA. A teraz ich koledzy z mBanku obrali Złotowłosą za patronkę swojego najnowszego szerokiego raportu z prognozami na przyszły rok. „2026 rokiem 'Złotowłosej’ gospodarki” – pisze główny ekonomista mBanku Marcin Mazurek. W największym skrócie: PKB będzie nam rosnąć, ale pójdzie za tym wzrost inflacji. Co więcej, inflacja będzie nawet spadać. Trudno o sytuację korzystniejszą także z punktu widzenia konsumentów, szczególnie przy wciąż stabilnym rynku pracy oraz spadających stopach procentowych (co w zakredytowanym hipotecznie społeczeństwie jest bardzo istotne).
mBank spodziewa się, że PKB wzrośnie w przyszłym roku o 4,2 proc. To wyraźne przyspieszenie (na ten rok zakładane jest +3,6 proc.) i prognoza odważna na tle rynku (choć „czwórkę” z przodu widzą i inni, jak Pekao SA). Także oczekiwania odnośnie inflacji są bardziej pozytywne niż rynkowa średnia – mBank widzi spadek do 2,3 proc. A stopy procentowe spadną aż do 3 proc. (przypomnijmy, główna stopa procentowa to obecnie 4,25 proc.). Jeśli chodzi o otoczenie, to też wygląda to dobrze. Ekonomiści mBanku spodziewają się powolnego, ale jednak ożywienia gospodarczego w strefie euro (marazm wpływał negatywnie na przykład na nasz przemysł). Recesji w Stanach Zjednoczonych nie będzie. Sytuacja w Chinach powinna być neutralna dla gospodarki globalnej (ani nie będą jej nakręcać, ani ciągnąć w dół), za to tanie chińskie towary będą korzystnie oddziaływać na inflację w Europie, w tym w Polsce. Rynek surowcowy może się uspokoić, a nawet niewykluczone są wyraźne spadki na rynku ropy, ale jest to uzależnione od ewentualnego zakończenia rosyjskiej wojny w Ukrainie.
Ryzyko polityczne w naszym kraju także nie będzie nasilone jeszcze przez wiele miesięcy, wzrośnie przed wyborami z 2027 roku. Wybory, a raczej wyborcze obietnice, często podbijają inflację, ale na razie nam to nie grozi. A obecne duże wydatki według mBanku mocno proinflacyjne nie są.
Źródło: gazeta.pl
