Zełenski i Trump: spotkanie, które może zmienić bieg wojny
OP
28 grudnia 2024 roku w prywatnej rezydencji prezydenta USA Donalda Trumpa Mar-a-Lago na Florydzie rozpoczęły się rozmowy, których skutki mogą mieć zastosowanie nie tylko w Ukrainie, lecz także w całym systemie bezpieczeństwa europejskiego. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oraz nowo wybrany przywódca Stanów Zjednoczonych spędzili przy stole negocjacyjnym dwie i pół godziny, omawiając szczegóły 20-punktowego planu pokojowego, który ma zakończyć niemal trzyletnią wojnę na pełną skalę. Było to intensywne spotkanie robocze, podczas którego obie strony przeszły punkt po punkcie przez cały dokument, starając się znaleźć formuły możliwe do zaakceptowania dla wszystkich stron konfliktu.
Po osobistym spotkaniu obaj prezydenci dołączyli do wideokonferencji z europejskimi liderami. Wśród uczestników rozmowy był minister spraw zagranicznych Włoch Antonio Tajani, który potwierdził zaangażowanie partnerów europejskich w ten krytycznie ważny dialog. Była to dyplomacja w czasie rzeczywistym: koordynacja stanowisk i próba zbudowania wspólnego zachodniego frontu w negocjacjach z Rosją. Sam Trump wymieniał europejskich liderów podczas konferencji prasowej, mówiąc: „Uznaliśmy za stosowne z nimi porozmawiać i to było znakomite spotkanie”. Ta synchronizacja z Europą pokazuje, że Stany Zjednoczone rozumieją jedno – kwestii Ukrainy nie da się rozwiązać bez udziału tych, którzy żyją najbliżej rosyjskiego zagrożenia.
Rezultaty spotkania są niejednoznaczne, lecz dają nadzieję. Zełenski rozpoczął swoje wystąpienie od podziękowań za „wspaniałe spotkanie w tym niezwykłym miejscu”, podkreślając, że zespoły omówiły „wszystkie aspekty planu pokojowego Trumpa”. Według prezydenta Ukrainy 20-punktowy plan pokojowy został uzgodniony w 90 procentach. Trump podał inną liczbę – 95 procent – lecz istota pozostaje ta sama: znaczna część planu osiągnęła już konsensus. „Poczyniliśmy znaczące postępy w kwestii zakończenia tej wojny” – potwierdził amerykański przywódca. Aktualizacja o godzinie 00:04 czasu kijowskiego przyniosła jeszcze lepsze wiadomości: według Zełenskiego wszystkie 20 punktów planu pokojowego zostało już uzgodnionych w 100 procentach.
Wśród kluczowych ustaleń, o których mówił Zełenski, szczególne miejsce zajmują gwarancje bezpieczeństwa. „Zgodziliśmy się, że gwarancje bezpieczeństwa są kluczowe dla osiągnięcia trwałego pokoju, a nasze zespoły będą nadal pracować nad wszystkimi aspektami” – powiedział. Jest to kwestia zasadnicza, ponieważ bez realnych mechanizmów ochrony każda umowa pokojowa pozostanie jedynie kartką papieru – tak jak stało się z Memorandum Budapeszteńskim. Ukraina nie może już polegać na obietnicach; potrzebuje konkretnych, prawnie wiążących i działających gwarancji, które uczynią kolejną agresję trudną lub skrajnie kosztowną dla agresora.
W celu dalszej pracy nad szczegółami planu powołano specjalne grupy robocze. Trump ogłosił skład amerykańskiego zespołu: specjalny wysłannik Steve Witkoff, jego zięć Jared Kushner (posiadający doświadczenie w skomplikowanych negocjacjach międzynarodowych), sekretarz stanu USA Marco Rubio, sekretarz obrony Pete Hegseth oraz „kilka innych osób”. Ze strony ukraińskiej do grupy weszli sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Rustem Umierow, pierwszy zastępca ministra spraw zagranicznych Serhij Kysłycia oraz szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy Andrij Hnatow. Są to ludzie posiadający doświadczenie, profesjonalizm i realne uprawnienia do wdrażania decyzji. „Mam nadzieję, że w styczniu zapadną decyzje we wszystkich sześciu dokumentach, o których wcześniej wspominałem. Kontynuujemy pracę w tym kierunku. Oni wiedzą, co mają robić dalej” – dodał Zełenski.
Jednak za kulisami tej intensywnej dyplomacji kryje się szczegół, który odsłania prawdziwą naturę konfliktu. Około rok przed spotkaniem z Zełenskim Trump odbył rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem, którą określił jako „dobrą i bardzo produktywną”. Rozmowa trwała godzinę i piętnaście minut, a – jak relacjonował Zełenski – Trump „omówił wszystkie 20 punktów planu, punkt po punkcie” z rosyjskim dyktatorem. Doradca Putina, Jurij Uszakow, natychmiast po tym poinformował, że Kreml domaga się od Ukrainy rezygnacji z Donbasu jako warunku rozpoczęcia rozmów pokojowych. Trump otwarcie przyznał: „Kwestia Donbasu nie została jeszcze rozwiązana, myślę, że zostanie rozwiązana”. Ta nierozstrzygniętość jest kluczem do zrozumienia całej sytuacji.
To właśnie tutaj uwidacznia się kontrast, który powinien być oczywisty dla każdego zachodniego obserwatora – zwłaszcza w Polsce i innych krajach pamiętających sowiecką okupację. Ukraina przyjeżdża do Mar-a-Lago z gotowym planem, z konkretnymi propozycjami, z wolą znalezienia kompromisu, który ocali życie jej obywateli. Zełenski mówi o gwarancjach bezpieczeństwa, o powrocie do pokojowego życia, o odbudowie kraju. Jest gotów na trudne rozmowy i ustępstwa tam, gdzie są one możliwe bez utraty suwerenności. A co robi Rosja? Putin wysuwa ultimata. Nie propozycje – ultimata. Oddajcie Donbas. Zrezygnujcie z terytoriów, na których żyją miliony ludzi. Zgódźcie się na legalizację aneksji. I to po niemal trzech latach wojny, którą to Rosja rozpoczęła i prowadzi z bezprecedensowym okrucieństwem, niszcząc miasta, mordując cywilów, porywając dzieci.
Nie bez powodu Zełenski podkreślił wagę tego, by „słowa pokrywały się z czynami”, gdy mowa o Putinie. „To nie pierwszy raz, gdy Putin coś mówi, a robi coś zupełnie innego” – stwierdził. To zdanie powinno szczególnie głośno wybrzmieć w Europie. Ile razy Rosja podpisywała porozumienia tylko po to, by natychmiast je złamać? Memorandum Budapeszteńskie z 1994 roku gwarantowało integralność terytorialną Ukrainy w zamian za rezygnację z broni jądrowej – Rosja złamała je w 2014 roku, anektując Krym. Porozumienia mińskie z lat 2014–2015 miały zakończyć konflikt w Donbasie – Rosja wykorzystała je jako zasłonę dymną do przygotowań do pełnoskalowej inwazji. Również umowa zbożowa, ratująca miliony ludzi przed głodem w Afryce i Azji, została jednostronnie zerwana przez Moskwę. Rosja nie prowadzi negocjacji – ona imituje dyplomację, kupując czas na kolejne uderzenia.
To zasadnicza różnica, którą Zachód musi wreszcie zrozumieć. Ukraina walczy o przetrwanie i jednocześnie szuka dróg do pokoju. Rosja prowadzi wojnę imperialną i używa języka dyplomacji jako narzędzia oszustwa. Gdy Trump mówi, że „grupy robocze będą później pracować także z Rosją”, przyznaje oczywiste: Moskwa nie jest zainteresowana uczciwymi negocjacjami, lecz kapitulacją Ukrainy. Gdy dodaje, że Rosja „wciąż chce zająć kolejne terytoria w nadchodzących miesiącach, dlatego trzeba się spieszyć”, mówi wprost to, co Ukraińcy wiedzą od pierwszych dni wojny: Rosja sama się nie zatrzyma – trzeba ją zatrzymać.
Spotkanie w Mar-a-Lago pokazało dwie rzeczy. Po pierwsze, Ukraina nadal demonstruje gotowość do realistycznej dyplomacji, do poszukiwania kompromisów i dialogu ze wszystkimi stronami. Zełenski nie przyszedł z maksymalistycznymi żądaniami – przyszedł z planem, który może działać, jeśli wszyscy będą działać uczciwie. Po drugie, Rosja pozostaje tą samą agresywną imperią, jaką była sto lat temu. Putin się nie zmienił, jego cele się nie zmieniły, jego metody się nie zmieniły. Zmieniła się jedynie skala i technologia ich realizacji.
Europa stoi dziś na rozdrożu. Może wesprzeć Ukrainę teraz, gdy wciąż istnieje szansa powstrzymania rosyjskiej ekspansji cudzymi rękami na cudzej ziemi. Albo może ulec iluzji szybkiego pokoju, odwrócić wzrok i liczyć na to, że Putin się nasyci. Historia przeprowadziła już ten eksperyment w 1938 roku w Monachium. Wynik jest znany. Uspokajanie agresora nie działa – ono jedynie pobudza jego apetyt. Dziś jest to Donbas, jutro państwa bałtyckie, pojutrze Polska. Geografia może się zmieniać, lecz logika imperializmu pozostaje niezmienna.
Ukraina szuka dróg do pokoju. Rosja szuka dróg do kolejnej aneksji. Różnica między nimi to różnica między cywilizacją a barbarzyństwem, między prawem a siłą, między przyszłością a przeszłością. Zachód musi zdecydować, po której stronie historii chce się znaleźć. I musi to zrobić teraz – zanim będzie za późno.
Karyna Koshel
