Siedem terytoriów w Rosji, które mogłyby ogłosić niepodległość i rozerwać państwo Putina. Na Kremlu sami boją się tego scenariusza

zarośnięte godło ZSRS / autor: unsplash

Związek Sowiecki rozpadł się wzdłuż granic sowieckich republik – ile Ukraina i Kazachstan dostały w obrębie ZSRS, tyle zabrały w niepodległości. Problem Kremla polega na tym, że ich państwo przynajmniej z pozoru jest federacją a w poszczególnych regionach i tlą się tendencje do niezależności – i Moskwa o tym wie.

O jakie terytoria chodzi?

Tatarstan – władze republiki ogłosiły niepodległość już 30 sierpnia 1990, a dwa lata później odmówiły podpisania umowy federacyjnej z Rosją. Pracą postsowieckiej agentury i korumpowaniem elit udało się w 1994 roku wciągnąć kraj w skład państwa, ale na specyficznych, autonomicznych zasadach.

Czeczenia – jesienią 1991 roku, a więc jeszcze przed ostatecznym rozpadem komunistycznego imperium elity kraju ogłosiły powstanie Czeczeńskiej Republiki Ikczerii. Ruch zdławiono krwawymi wojnami, ale sprawa nie ucichła zupełnie – zwłaszcza na emigracji.

Baszkiria – w latach 90-tych Baszkirowie dwukrotnie podpisali z Moskwą układy o znacznej autonomii. Baszkirowie stanowią około 1/3 ludności swojej republiki, ale razem z braterskimi Tatarami są już większością wobec 36% Rosjan zamieszkujących ten region. Dodatkowo słowiańska i prawosławna ludność, jak wszędzie w Rosjiб przeżywa poważne kryzysy demograficzne i tendencje te mogą się zmieniać na jeszcze większą niekorzyść Moskwy.

Pozostałe terytoria – same elity kremlowskie wskazują na jeszcze przynajmniej dwa separatyzmy. Karelia i Tuwa posiadają niezbyt wpływowe, ale znamienne środowiska niepodległościowe. Dodatkowo w Dagestanie przez całe lata funkcjonowały grupy muzułmańskie, które nawet dokonywały napadów na ośrodki władzy państwowej. W Buriacji istnieją marginalne koncepcje panmongolizmu.

Strach Kremla

Sam Kreml odnotowuje ryzyko wzrostu znaczenia separatyzmów. Pisali o tym Artaszes Gegamian, Boris Tumanow, jeszcze w marcu wspominał o tym Dmitrij Miedwiediew.

Póki co Moskwa posiada narzędzia do pacyfikacji tendencji odśrodkowych, co najwyraźniej widać po Czeczenii Kadyrowa. Z drugiej strony narastające problemy wewnętrzne Rosji oraz naturalność idei narodowej, która do imperium przychodzi z wieloletnim opóźnieniem, pozwalają dostrzec w tym nadzieje na rozpad największego państwa świata. Dodatkowo rozbicie imperium „po szwach narodowych” nie jest ideą nową – w Polsce reprezentował ją książe Adam Czartoryski, rozumiał ją Józef Piłsudski. Rozumie ją wreszcie Władimir Putin, który jako mięso armatnie w inwazji na Ukrainę potraktował ludność peryferiów, zaś brak przedstawicieli społeczności Moskwy czy Petersburga wśród okupantów stał się tajemnicą poliszynela.

Minimalizm Zachodu

Propaganda rosyjska wskazuje USA jako potencjalnych sprzymierzeńców takich separatyzmów – niestety podejrzewa niesłusznie. Na Zachodzie, zwłaszcza w Europie, dominuje to samo przekonanie co w 1990 roku, że rozpad Sowietów, dziś Rosji, przyczyniłby się do destabilizacji i chaosu w nowych państwach. Rzeczywistość zweryfikowała te obawy, pokazując że to Rosja jest główną i jedyną przyczyną antagonizmów w regionie.

Wąskie horyzonty Europy nie dopuszczają jednak takiego wariantu jak rozpad Rosji. Szczytem osiągnięć Emmanuela Macrona jest zapuszczenie trzydniowego zarostu, zaś Olafa Scholza – wysłanie 5000 hełmów na Ukrainę i wstrzymanie (na pewno tymczasowe) inauguracji drugiej nitki Gazociągu Północnego. Rosja może przegra wojnę na Ukrainie, ale ocali swoją integralność terytorialną – aż do następnej, krwawej inwazji na kolejnego sąsiada.

Jakub Maciejewski

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com