Konwencja PiS brutalna, jak jeszcze nigdy. Wszyscy mieli jednego wroga

Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
Bohaterem konwencji Prawa i Sprawiedliwości w katowickim Spodku był lider PO Donald Tusk, choć w tym czasie szedł ulicami Warszawy w Marszu Miliona Serc. Premier Mateusz Morawiecki nawet przyniósł „teczkę” z rzekomymi hakami na Tuska. Była to najbrutalniejsza konwencja po 1989 r. Obliczona na totalną polaryzację.
1 października, na dwa tygodnie przed wyborami, Donald Tusk zorganizował Marsz Miliona Serc, a Prawo i Sprawiedliwość „konwencję miliona oskarżeń” wobec Donalda Tuska.
Tusk, Tusk, Tusk – powtarzali to nazwisko kolejni politycy PiS: europoseł Dominik Tarczyński, marszałek Sejmu Elżbieta Witek, pełnomocnik ds. osób z niepełnosprawnościami Paweł Wdówik, premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Tusk to według nich „polityczny mąż Angeli Merkel”, ryzyko „wojny domowej” i perspektywa „likwidacji demokracji” w Polsce. Liczba oskarżeń i epitetów pod adresem lidera PO pobiła wszelkie rekordy, a „gamoń” to było określenie najdelikatniejsze. Tak brutalnej i wymierzonej w konkurencję polityczną konwencji, wręcz w jednego tylko człowieka (Tuska) w III RP jeszcze nie było.
To totalne zwarcie jest i wymuszone, i zaprojektowane.
Konwencji PiS w tym momencie by nie było, gdyby nie ogłoszony już dawno przez Donalda Tuska Marsz Miliona Serc w Warszawie. PiS chciało dać odpór tej demonstracji, zapowiadanej przez PO jako największa, jaką widzieliśmy. Ale jednocześnie to gra PiS na maksymalizowanie polaryzacji – obliczone na spychanie Trzeciej Drogi pod próg wyborczy. To bowiem TD jest główną przeszkodą na drodze PiS do trzeciej kadencji. Nie Platforma, ale właśnie alians PSL-u z Polską 2050.
Na konwencji, co jest niecodzienną praktyką, pokazano nawet spot uderzający w Platformę, wykorzystano też wypowiedzi sprzyjających opozycji znanych postaci publicznych jak Krystyna Janda czy Andrzej Seweryn. Spot był do tego stopnia bezpardonowy, że pełniący role konferansjera poseł Rafał Bochenek prosił, by obecne w Spodku dzieci go nie oglądały. Wulgaryzmy padające w spocie, przy nagłośnieniu Spodka, wierciły uszy. Ludzie zgromadzenie w hali dorzucali „do Berlina!”, „hańba!” – wszystko wobec lidera Platformy. Generalnie częściej widownia biła w Tuska, niż skandowała imiona własnych liderów.
Ale był też i momentami inny przekaz. Elżbieta Witek mówiła, ile PiS zrobiło dla kobiet – była to próba zdemobilizowania elektoratu kobiecego, któremu (oprócz tego w wieku senioralnym) bliżej do liberalnej opozycji. Paweł Wdówik – niewidomy, posiłkujący się psem przewodnikiem – bronił wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Ale to było na marginesie.
Najmocniej w Tuska bił Morawiecki, który przybył do Spodka z teczką rzekomych haków na szefa PO. Kaczyński też z Tuska uczynił centralną postać swojego przemówienia – ono jednak przeradzało się w wykład o „systemie Tuska” i nie porywało Spodka.
Wszystko, co mówili liderzy PiS można już było usłyszeć wcześniej – z tym zastrzeżeniem, że w Katowicach wymierzone w Tuska retoryczne szarże były brutalniejsze i bardziej zaciekłe. A to może nie być wcale koniec – wszak zostały jeszcze niespełna dwa tygodnie kampanii.
Źródło: gazeta.pl