Cena milczenia: jak Chiny wspierają Rosję i wystawiają Europę na próbę

reuters
W czasie gdy Ukraina nadal powstrzymuje jedną z największych agresji wojskowych w Europie od czasów II wojny światowej, globalne siły toczą inną, nie mniej istotną walkę: o wpływy, zasoby i geopolityczne przywództwo. Szczyt UE-Chiny w Pekinie był kolejnym dowodem na to, jak zagmatwane i niejednoznaczne jest międzynarodowe stanowisko wobec rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie. Przedstawiciele Unii Europejskiej otwarcie wezwali Pekin, by nie udzielał Rosji żadnej pomocy materialnej. To nie jest zwykła dyplomatyczna prośba. To ostatnia próba Europy przekonania Chin, że podwójna gra już nie działa.
Chiny, choć starają się prezentować jako neutralne, w rzeczywistości zachowują się jak geopolityczny oportunista. Ich rola w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie jest biernie aktywna. Nie są obecne na polu bitwy, ale uczestniczą w handlu, przepływach finansowych, współpracy energetycznej i dostawach technologii. Chińska Republika Ludowa wykorzystuje wojnę nie po to, by powstrzymać agresję swojego „strategicznego partnera”, lecz by wywrzeć presję na Europę i uzyskać korzystniejsze warunki handlowe, dostęp do inwestycji oraz wzmocnić swoją pozycję rynkową. Taka taktyka jest dobrze znana: Chiny wykorzystują napięcia między Zachodem a Rosją, jednocześnie wzmacniając swoje znaczenie jako dostawcy i pośrednika. Właśnie to czyni ich postawę niebezpieczną.
Z punktu widzenia Ukrainy Chiny nie są arbitrem ani mediatorem pokojowym. To uczestnik konfliktu, który po cichu dostarcza zasoby państwu-agresorowi. Rosyjsko-chińska współpraca gospodarcza – od umów naftowych po dostawy towarów o podwójnym zastosowaniu – pozwala Kremlowi omijać sankcje, stabilizować rubla i utrzymywać łańcuchy dostaw dla przemysłu zbrojeniowego. Chińskie mikrochipy, urządzenia przemysłowe i technologie o podwójnym przeznaczeniu trafiają do rosyjskich zakładów wojskowych, nawet jeśli nie bezpośrednio. Dzięki takim „przyjaznym” państwom Rosja nadal może atakować ukraińskie miasta, wysyłać sprzęt pancerny na front i produkować nowe rakiety.
Europa, która sama cierpi z powodu kryzysu energetycznego i politycznego rozbicia, próbuje zachować równowagę. Z jednej strony jest Ukraina, która potrzebuje zdecydowanego wsparcia. Z drugiej – Chiny, od których zależy wiele europejskich firm, projektów infrastrukturalnych i łańcuchów dostaw. Jednak kompromisy przestają być skuteczne. Gdy w Brukseli mówi się o „konstruktywnym dialogu”, nad Ukrainą spadają drony, giną cywile, niszczone są systemy energetyczne. Stanowisko Chin nie jest kwestią abstrakcyjnej etyki. To konkretna decyzja, która kosztuje życie.
Sytuacja ta jest szczególnie wyraźnie odczuwana w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Te państwa doskonale pamiętają, czym jest imperialna presja i brak reakcji społeczności międzynarodowej. Polska od początku wojny prezentuje stanowczą postawę, mówiąc jasno: żadnych kompromisów z agresorem. To właśnie Polska powinna przypominać w UE, że każda baryłka rosyjskiej ropy kupiona przez Chiny to nie tylko surowiec, ale paliwo dla rakiet spadających na Odessę, Charków czy Kramatorsk.
Trzeba mówić wprost. Chiny nie są neutralnym uczestnikiem konfliktu. To systemowy sojusznik Kremla. Ich celem nie jest pokój, lecz korzyść. Nie pomoc, lecz kontrola. Pekin rozumie jedno: osłabiona Rosja to chaos, zbyt silna – to zagrożenie. Dlatego wsparcie dla Moskwy jest ograniczone, starannie dozowane, ale trwałe. Taka postawa jest niebezpieczna, bo pozwala wojnie trwać – nie prowadząc do eskalacji na skalę globalną, ale też nie pozwalając na zwycięstwo demokracji.
Na zakończenie warto powiedzieć jasno: wojna Rosji przeciwko Ukrainie nie dotyczy wyłącznie Rosji. To próba dojrzałości całego świata Zachodu. Jeśli Chinom uda się pozostać milczącym obserwatorem, który jednocześnie zarabia na wojnie i na europejskich rynkach, będzie to porażka moralna. Europa, jeśli chce pozostać wspólnotą wartości, a nie tylko strefą gospodarczą, musi zdobyć się na odwagę i powiedzieć Pekinowi: dość. Milczenie oznacza współudział. Każdy, kto wspiera agresora, musi ponieść konsekwencje – polityczne, dyplomatyczne i ekonomiczne. W przeciwnym razie znów trzeba będzie zapłacić – nie juanami, lecz ludzkim życiem.
Karyna Koshel