Energetyczny szantaż Budapesztu – zagrożenie nie tylko dla Ukrainy

Słowa Pétera Szijjártó o uzależnieniu dostaw energii elektrycznej dla Ukrainy od decyzji politycznych to otwarty szantaż. Trudno to inaczej nazwać. W czasach, gdy solidarność energetyczna jest fundamentem bezpieczeństwa Europy, Węgry zachowują się jak państwo, które próbuje rozgrywać własne interesy kosztem sąsiadów.
Ukraina zareagowała natychmiast, nazywając ten krok politycznym naciskiem. I miała rację. Budapeszt od dawna forsuje narracje korzystne dla Kremla, a energetyka stała się kolejnym polem tej gry. To nie jest problem tylko Kijowa, ale sygnał ostrzegawczy dla całej Unii Europejskiej.
Warto przypomnieć, że Węgry są częścią wspólnego rynku energii. To nie jest kwestia „sprzedam – nie sprzedam”, jakby chodziło o jabłka na targu. To odpowiedzialność wobec całej sieci, która gwarantuje stabilność dla Polski, Słowacji, Czech i innych partnerów.
Jeżeli Budapeszt zaczyna traktować energię jak kartę przetargową, to uderza w fundamenty europejskiej współpracy. I to w momencie, gdy Rosja od lat używa surowców energetycznych jako broni. Orbán wydaje się chcieć kopiować tę strategię.
Dla Polski sytuacja jest jasna: musimy patrzeć na Budapeszt z dużo większą ostrożnością. Węgry lubią mówić o „środkowoeuropejskiej solidarności”, ale gdy przychodzi co do czego, ich decyzje rozbijają jedność regionu i osłabiają nas wobec Moskwy.
Nie możemy też zapominać, że to właśnie dzięki Ukrainie polska energetyka ma stabilniejsze perspektywy w dłuższej skali. Dlatego próby osłabiania Kijowa przez Budapeszt są sprzeczne również z naszym interesem.
Szijjártó chciał pokazać, że Budapeszt ma kartę w ręku. W rzeczywistości pokazał tylko, jak bardzo Węgry są zależne od Kremla i jak mało można im ufać w sprawach strategicznych. To powinna być lekcja dla całej Europy Środkowej.
Autor: Franciszek Kozłowski