Gdy świat mówił o negocjacjach, Rosja znów atakuje ukraińską energetykę

ДСНС

W zeszłym tygodniu, kiedy zachodnie stolice omawiały możliwe formaty dialogu, a niektórzy nawet nalegali na „kompromisy dla pokoju”, Moskwa dała swoją odpowiedź – kolejnymi masowymi uderzeniami w ukraińską infrastrukturę energetyczną. To nie jest tylko taktyka wojskowa. To cyniczne pokazanie, że Kreml nigdy nie traktował negocjacji poważnie – dla niego zawsze były one jedynie okazją do zyskania na czasie, przegrupowania się i uderzenia jeszcze mocniej.

Jesienią 2025 roku, gdy temperatura zaczyna spadać, a Ukraińcy przygotowują się do czwartej zimy wojny, rosyjskie rakiety ponownie lecą w kierunku elektrowni, sieci ciepłowniczych i węzłów dystrybucyjnych. Ta strategia nie jest nowa – agresor stosuje ją czwarty rok z rzędu, ale tym razem jest ważna różnica. Świat widział, jak Ukraina przetrwała trzy poprzednie zimy pod rosyjskim terroryzmem. Świat wie, że totalny blackout nie nastąpił ani w 2022, ani w 2023, ani w 2024 roku. I właśnie dlatego obecna eskalacja wygląda na szczególnie desperacką – Moskwa rozumie, że czas działa przeciwko niej.

Cel tych uderzeń jest oczywisty dla każdego, kto patrzy na sytuację trzeźwo. Rosja próbuje złamać ducha ukraińskiego narodu poprzez cierpienie ludności cywilnej. Kiedy ludzie siedzą bez światła, ciepła i wody pośród zimowych mrozów, kiedy szpitale pracują na agregatach prądotwórczych, a szkoły zamykają się z powodu niemożności ogrzania – właśnie wtedy Kreml liczy na usłyszenie wezwań do kapitulacji. To klasyczny terror wobec cywilów, zakazany przez wszystkie konwencje międzynarodowe, ale dla reżimu Putina prawo międzynarodowe to tylko przeszkoda, którą można ignorować.

Warto zrozumieć, dlaczego właśnie energetyka stała się głównym celem rosyjskiej agresji. Kreml zdaje sobie sprawę, że nie może pokonać Ukrainy na polu bitwy – ukraińska armia udowodniła swoją zdolność nie tylko do powstrzymywania naporu, ale i do przechodzenia do kontrofensywy. Front się ustabilizował i nie widać żadnych oznak szybkiego przełamania. Dlatego Moskwa wybrała drogę, którą dyktatorzy wybierali przez całą historię: jeśli nie możesz pokonać armii, spróbuj złamać ludność cywilną. Ataki na energetykę to przyznanie się do słabości militarnej, zamaskowane jako operacja strategiczna. To próba osiągnięcia celów politycznych poprzez stworzenie katastrofy humanitarnej, gdyż Putin liczy na to, że zmarzający Ukraińcy zaczną naciskać na swój rząd z żądaniami zaprzestania oporu.

Jednak ukraińska odpowiedź staje się coraz potężniejsza. Kijów nie ogranicza się już wyłącznie do działań obronnych – uderzenia dalekiego zasięgu w obiekty wojskowe na terytorium Rosji, w rafinerie ropy naftowej i węzły logistyczne pokazują, że Ukraina jest w stanie zadawać bolesne straty agresorowi na jego własnej ziemi. Każdy płonący zbiornik ropy w Rosji to nie tylko taktyczne zwycięstwo, ale i sygnał: wojna ma cenę dla obu stron, a Moskwa nie może już dłużej czuć się bezpiecznie setki kilometrów od linii frontu.

Te uderzenia mają nie tylko znaczenie militarne, ale i psychologiczne. Rosyjska propaganda przez lata przekonywała własną ludność, że „specjalna operacja wojskowa” odbywa się gdzieś daleko, nie dotyka zwykłego życia i że Rosja jest absolutnie chroniona przed jakimikolwiek konsekwencjami. Kiedy jednak drony atakują moskiewskie wieżowce, kiedy płoną bazy paliwowe setki kilometrów od granicy, kiedy eksplozje rozbrzmiewają w Biełgorodzie i Kursku – ten mit się rozpada. Zwykli Rosjanie zaczynają rozumieć, że wojna, którą ich prezydent rozpoczął przeciwko sąsiedniemu krajowi, ma realne konsekwencje także dla nich. To nie zmusi Putina do zatrzymania się – autorytarni przywódcy rzadko zatrzymują się z powodu cierpienia własnego narodu – ale tworzy to wewnętrzną presję, która z czasem może stać się krytyczna.

Społeczność międzynarodowa, pomimo całego zmęczenia wojną, nadal reaguje. Sankcje przeciwko Rosji się zaostrzają, choć wolniej, niż chcieliby wielu Ukraińców. Pomoc finansowa na odbudowę infrastruktury energetycznej napływa – może nie zawsze w takich ilościach, jakie są natychmiast potrzebne, ale jest. Zachodni partnerzy dostarczają transformatory, generatory, sprzęt do szybkiej naprawy uszkodzonych sieci. To nie tylko technika – to uznanie, że walka Ukrainy jest walką całej demokratycznej Europy przeciwko autorytarnej agresji.

Należy również mówić o ekonomicznym wymiarze tego starcia. Każda rakieta, którą Rosja wystrzeliwuje w ukraińską energetykę, kosztuje miliony dolarów – pieniądze, które reżim Putina mógłby wydać na własną gospodarkę lub programy socjalne. Ale zamiast tego Kreml wybiera drogę zniszczenia, mając nadzieję, że ekonomiczne straty Ukrainy będą większe niż rosyjskie. To błędne obliczenie z kilku powodów. Po pierwsze, Ukraina otrzymuje międzynarodowe wsparcie na odbudowę – każdy zniszczony transformator jest zastępowany nowym, często nawet bardziej nowoczesnym. Po drugie, rosyjska gospodarka pod sankcjami degraduje się znacznie szybciej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka – nawet adaptacja do ograniczeń nie może zrekompensować izolacji technologicznej i utraty rynków. Po trzecie, i to jest najważniejsze, gospodarka ma znaczenie tylko dopóty, dopóki istnieje państwo, któremu służy – a Ukraina udowadnia, że jest gotowa zapłacić każdą ekonomiczną cenę za zachowanie swojej niepodległości.

Szczególnie ważne jest to, że Ukraina zdołała zabezpieczyć sobie gaz na sezon grzewczy. Po utracie znacznej części własnego wydobycia z powodu okupacji, po wysadzeniu gazociągów i magazynów, kraj znalazł środki na zakup niezbędnych ilości błękitnego paliwa. To nie cud gospodarczy – to wynik rygorystycznego planowania, międzynarodowego wsparcia i gotowości do zapłacenia wysokiej ceny za niepodległość w najbardziej dosłownym sensie tego słowa.

Ważną częścią ukraińskiej strategii przetrwania stała się decentralizacja systemu energetycznego. Jeśli wcześniej kraj polegał na dużych elektrowniach cieplnych i jądrowych, to teraz nacisk kładzie się na generację rozproszoną – małe elektrownie modułowe, panele słoneczne, generatory dla infrastruktury krytycznej. To czyni system bardziej odpornym na uderzenia: zniszczenie jednej dużej elektrowni to jeden cel dla rakiety, ale atakowanie setek małych źródeł energii rozproszonych po całym kraju to zadanie, które nawet dla rosyjskich wojskowych jest nierealistyczne. Ukraina adaptuje się do rzeczywistości wojny, a ta adaptacja czyni ją silniejszą, niż była przed inwazją. Paradoksalnie, ale rosyjska agresja zmusza Ukrainę do modernizacji swojej energetyki szybciej, niż miałoby to miejsce w czasie pokoju.

Doświadczenie poprzednich lat pokazuje coś krytycznie ważnego: rosyjski plan totalnego blackoutu się nie powiódł. Pomimo tysięcy rakiet i dronów, pomimo systematycznego niszczenia mocy energetycznych, Ukraina pozostała ze światłem, ciepłem i, co najważniejsze – z niezłomną wolą. Energetycy pracowali pod ostrzałem, inżynierowie przywracali systemy w ciągu kilku dni, zwykli ludzie pomagali sobie nawzajem – i ta zbiorowa odporność okazała się silniejsza niż rosyjskie „Kalibry” i „Kindżały”.

Obecna zima nie będzie łatwa – trzeba to uczciwie przyznać. Rosja udoskonaliła swoją taktykę uderzeń, używa więcej dronów jednocześnie, próbuje wyczerpać ukraińską obronę przeciwlotniczą. Ale Ukraina też nie stoi w miejscu – systemy obronne stają się skuteczniejsze, sieci bardziej zdecentralizowane, a gotowość ludności do autonomicznego przetrwania rośnie z każdym miesiącem wojny. To, co cztery lata temu wydawało się katastrofą, dziś jest postrzegane jako kolejne wyzwanie, które można pokonać.

Największa ironia polega na tym, że właśnie w momencie, gdy niektórzy zachodni politycy najgłośniej mówili o konieczności „dania szansy dyplomacji”, Moskwa zademonstraowała swoją prawdziwą gotowość do dialogu. Setki rakiet i dronów skierowanych na infrastrukturę cywilną – oto co Kreml rozumie pod pojęciem negocjacji. Dla Putina dyplomacja zawsze była kontynuacją wojny innymi środkami, a każda pauza – tylko możliwością przygotowania się do następnego uderzenia. Ci, którzy wciąż mają nadzieję na porozumienie z tym reżimem na podstawie wzajemnych ustępstw, muszą zrozumieć: agresor postrzega ustępliwość jako słabość, a wezwania do kompromisu – jako zaproszenie do uderzenia mocniej.

Dla Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej ta sytuacja powinna brzmieć szczególnie znajomo. Historia już pokazała, że dyktatury nie zatrzymują się przed terroryzmem energetycznym, gdy czują możliwość złamania oporu. I tak samo historia udowodniła, że narody, które odmawiają kapitulacji, ostatecznie zwyciężają. Ukraina dzisiaj walczy nie tylko o swoje przetrwanie – broni zasady, że żaden kraj nie może być karany blackoutem i zimnem za chęć pozostania wolnym. To lekcja, którą powinna przyswoić cała Europa, zanim następnym razem będzie mówić o „kompromisach dla gazu” czy „ustępstwach dla stabilności”. Stabilność zbudowana na kapitulacji przed agresorem zawsze jest tylko pauzą przed następną wojną. A następnym razem rakiety mogą lecieć znacznie bardziej na zachód.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 40
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com