Kiedy sojusznik staje się zdrajcą: Węgry przez lata szpiegowały Unię Europejską

Fot. REUTERS/Bernadett Szabo
Kiedy mówimy o zagrożeniach dla Unii Europejskiej, zazwyczaj patrzymy na zewnątrz. Rosja z jej hybrydowymi atakami, Chiny z ich ekonomicznym wpływem, autorytarne reżimy próbujące zachwiać instytucjami demokratycznymi. Ale co zrobić, gdy wróg jest już w środku? Gdy kraj członkowski UE, który przysięgał wierność europejskim wartościom, przez lata systematycznie szpieguje własnych sojuszników? Wspólne śledztwo czołowych europejskich wydawnictw, w tym Spiegel, De Tijd, Der Standard i węgierskiej Direkt36, ujawniło to, co wielu podejrzewało, ale bało się powiedzieć głośno: węgierskie służby specjalne przez wiele lat prowadziły działalność szpiegowską w Brukseli, zbierając informacje o instytucjach Unii Europejskiej i próbując werbować europejskich urzędników. To nie tylko skandal. To systemowa zdrada, która podważa samą podstawę funkcjonowania Unii Europejskiej.
Węgierskie służby specjalne nie tylko zbierały jakieś ogólnodostępne informacje. Próbowały werbować pracowników instytucji europejskich. Oznacza to, że Budapeszt chciał mieć swoich ludzi wewnątrz aparatu UE, którzy przekazywaliby poufne informacje o wewnętrznych procesach decyzyjnych, o planach dotyczących sankcji, o negocjacjach dyplomatycznych, o wszystkim, co mogłoby dać Orbanowi przewagę w jego grze przeciwko Brukseli. A być może przekazywali te informacje dalej, do Moskwy. Bo nie bądźmy naiwni: Orban nie szpieguje UE bez powodu. Robi to w interesie tego, kto płaci rachunki i kto daje mu polityczne wsparcie. A to Kreml.
Konfrontacja między Budapesztem a Brukselą dawno przestała być zwykłym konfliktem politycznym. To systemowy kryzys zaufania, który paraliżuje zdolność UE do podejmowania ważnych decyzji. Komisja Europejska zamraża finansowanie dla Węgier z powodu naruszenia praworządności, a Orban w odpowiedzi blokuje kluczowe decyzje dotyczące wsparcia dla Ukrainy i nowych sankcji wobec Rosji. To nie jest gra dyplomatyczna, to jawne sabotowanie europejskiej polityki w najkrytyczniejszym momencie ostatnich dziesięcioleci. Podczas gdy Ukraina codziennie traci ludzi, broniąc europejskich wartości na polu bitwy, Orban wykorzystuje swoją pozycję wewnątrz UE, by podważać próby pomocy dla niej. I robi to nie z powodu jakichś abstrakcyjnych interesów narodowych Węgier, ale dlatego że wykonuje zadania Moskwy.
Pomyślcie teraz o tym, ile decyzji UE mogło zostać skompromitowanych przez tę działalność szpiegowską. Ile poufnych dokumentów mogło trafić w niewłaściwe ręce. Ile strategicznych planów Europy dotyczących przeciwdziałania rosyjskiej agresji mogło stać się znanych Kremlowi dzięki węgierskim agentom w Brukseli. To nie paranoja, to całkiem realne zagrożenie. Kiedy wiesz, że twój przeciwnik planuje wprowadzić nowe sankcje, możesz się przygotować i złagodzić ich uderzenie. Kiedy znasz wewnętrzne spory między krajami UE, możesz je wykorzystać i pogłębić. Węgry dały Rosji to narzędzie, a konsekwencje tego odczuwa cała Europa, w tym Polska.
Dla nas, Polaków, ta historia ma szczególne i bolesne znaczenie. Wiemy lepiej niż wielu innych, co oznacza żyć w cieniu Moskwy. Nasza historia jest napisana krwią tych, którzy walczyli przeciwko rosyjskiemu imperializmowi, którzy bronili polskiej niepodległości przed moskiewską ekspansją. Pamiętamy rozbiory Rzeczypospolitej, pamiętamy Katyń, pamiętamy dziesięciolecia komunistycznej okupacji, kiedy nasz kraj był wasalem Moskwy. I właśnie dlatego tak cenimy naszą niepodległość i nasze członkostwo w NATO i UE. Dla nas to nie są abstrakcyjne struktury, to gwarancje, że koszmar przeszłości się nie powtórzy. I kiedy widzimy, że Węgry, mając wszystkie te same możliwości prosperity w zjednoczonej Europie, świadomie wybierają drogę powrotu do zależności od autorytarnego reżimu Putina, to wywołuje nie tylko rozczarowanie, ale gniew i poczucie zdrady.
Były czasy, gdy poprzedni rząd PiS prowadził politykę, która budziła poważne pytania o praworządność i niezależność sądów. Ale nawet w najgorszych momentach polskie społeczeństwo nigdy nie kwestionowało naszego europejskiego wyboru. Nigdy nie szpiegowaliśmy Brukseli. Nigdy nie pracowaliśmy na rzecz interesów Moskwy. A kiedy nadszedł czas, polscy wyborcy dokonali swojego wyboru w wyborach i przywrócili kraj na właściwą drogę. Bo dla nas Europa to nie tylko korzyści ekonomiczne, to cywilizacyjny wybór między Zachodem a Wschodem, między demokracją a autorytaryzmem, między wolnością a zależnością od Moskwy.
Węgry dokonały innego wyboru. Orban świadomie buduje system, który coraz bardziej przypomina putinowską Rosję: kontrola nad mediami, presja na sądy, korupcja jako norma, prześladowanie opozycji, przyjaźń z Kremlem. A teraz dowiadujemy się, że ten system obejmuje również szpiegostwo przeciwko własnym sojusznikom. Dla Polski jest to niedopuszczalne. Nie możemy być w jednej unii z krajem, który działa przeciwko interesom tej unii. Nie możemy ufać partnerowi, który przekazuje nasze sekrety wrogowi.
Rosja już wykorzystuje ten skandal szpiegowski do swojej propagandy. Kremlowskie media z zadowoleniem opowiadają o tym, że Unia Europejska jest rozłączona od wewnątrz, że nawet jej członkowie nie ufają sobie nawzajem i szpiegują się wzajemnie. Przedstawiają to jako dowód na to, że Zachód jest hipokrytyczny, że wszystkie te rozmowy o demokracji i praworządności to tylko fasada, a tak naprawdę wszyscy robią to samo co Rosja. To klasyczna taktyka „whataboutism”, którą my znamy bardzo dobrze z czasów komunistycznej propagandy. Kiedy jesteś oskarżany o zbrodnie, nie usprawiedliwiasz się, ale wskazujesz na problemy przeciwnika i mówisz „a wy sami nie jesteście lepsi”. I Węgry dały Moskwie idealny materiał do tej propagandy.
Co więcej, Kreml może wykorzystać historię węgierskiego szpiegostwa do usprawiedliwienia własnej działalności wywiadowczej w Europie. Jeśli nawet kraj UE szpieguje Brukselę, to dlaczego Rosja nie może robić tego samego? To normalna praktyka, powiedzą. Wszyscy tak robią. I część europejskiej publiczności, szczególnie ta już sceptycznie nastawiona do UE, może kupić tę logikę. To podważa moralną podstawę europejskiej pozycji w konfrontacji z Rosją.
Ale jest zasadnicza różnica, o której nie można zapominać. Węgry szpiegują UE, będąc jej członkiem, mając dostęp do wszystkich legalnych kanałów informacji, do wszystkich posiedzeń, do wszystkich dokumentów. Orban otrzymał zaufanie europejskich partnerów i je zdradził. Rosja nigdy nie była członkiem UE, nie zobowiązała się do przestrzegania europejskich wartości, nie obiecała współpracy. Rosja zawsze była jawnym wrogiem, który nie ukrywał swoich zamiarów podważenia europejskiej jedności i zniszczenia niepodległości krajów Europy Środkowo-Wschodniej. My, Polacy, nigdy nie mieliśmy złudzeń co do Rosji. Nasza historia nauczyła nas być czujnymi. I właśnie dlatego węgierska zdrada jest dla nas szczególnie bolesna, bo przychodzi od tych, których uważaliśmy za sojuszników.
Ta sytuacja stawia przed Unią Europejską fundamentalne pytanie: co zrobić z państwem członkowskim, które jawnie działa przeciwko interesom unii? Obecne mechanizmy, takie jak artykuł 7 Traktatu Lizbońskiego, okazały się nieskuteczne, bo do ich zastosowania potrzebna jest jednomyślność, a Węgry zawsze mogą znaleźć kogoś, kto je poprze lub przynajmniej się wstrzyma. Zamrożenie finansowania pomaga, ale nie rozwiązuje problemu systemowej nielojalności. Orban nauczył się żyć bez europejskich pieniędzy, znajdując alternatywne źródła finansowania w Moskwie i Pekinie. I dopóki pozostaje u władzy, ten problem będzie się tylko pogłębiać.
Za każdym razem, gdy Orban opóźnia przyjęcie sankcji wobec Rosji, daje Kremlowi czas i zasoby do kontynuowania wojny. Za każdym razem, gdy przekazuje Moskwie poufne informacje z Brukseli, pomaga Putinowi lepiej planować swoje działania przeciwko Ukrainie, a pośrednio przeciwko nam. Bo rozumiemy, że jeśli Ukraina upadnie, następni będziemy my. Rosja nigdy nie pogodziła się z niepodległością Polski, a jeśli pozwolimy jej wygrać na Ukrainie, będzie kontynuować swoją ekspansję dalej na Zachód.
Pamiętamy 1939 rok, kiedy Związek Radziecki i nazistowskie Niemcy podzieliły Polskę między siebie według paktu Ribbentrop-Mołotow. Pamiętamy, co się dzieje, gdy kraje demokratyczne nie przeciwstawiają się agresorom wystarczająco zdecydowanie. Pamiętamy, co to znaczy być zdradzonym przez sojuszników. I właśnie dlatego dla nas jest niedopuszczalne, gdy Węgry, będąc członkiem tego samego związku obronnego i politycznego co Polska, pracują na rzecz interesów Moskwy i podważają wsparcie dla kraju, który walczy o swoją wolność.
Ten skandal szpiegowski musi stać się punktem zwrotnym dla Europy. Nie można już udawać, że wszystko jest w porządku, że to tylko kolejny konflikt polityczny między Brukselą a Budapesztem. Europa musi dokonać wyboru. Albo pozostaje klubem, gdzie wszyscy są równi wobec prawa i gdzie naruszenie fundamentalnych zasad ma konsekwencje, albo przekształca się w bezkształtną strukturę, gdzie każdy robi co chce, a wspólne wartości to tylko piękne słowa bez realnej treści. Jeśli Orban może bezkarnie szpiegować Brukselę, blokować ważne decyzje i pracować na rzecz interesów wrogiego państwa, pozostając jednocześnie pełnoprawnym członkiem UE, to jaka jest wartość tego członkostwa? Dlaczego inne kraje mają przestrzegać zasad, jeśli Węgry je ignorują bez konsekwencji?
Ta historia jest lekcją dla nas wszystkich o tym, że demokracja i integracja europejska nie są procesami nieodwracalnymi. Wymagają ciągłej obrony, ciągłej czujności, ciągłej gotowości do przeciwstawienia się tym, którzy chcą je zniszczyć. Węgierskie szpiegostwo przeciwko UE to nie tylko techniczne naruszenie, to objaw głębszej choroby, gdy autorytarny reżim wewnątrz demokratycznego związku wykorzystuje wszystkie możliwości tego związku przeciwko niemu samemu. Europa musi znaleźć sposób, by poradzić sobie z węgierskim problemem, w przeciwnym razie konsekwencje odczuje każdy kraj na wschodniej flance UE, każdy kraj, który rozumie realność rosyjskiego zagrożenia. A czas płynie, i każdy dzień zwłoki to kolejny dzień, kiedy Moskwa otrzymuje cenne informacje przez swój węgierski kanał.
Karyna Koshel