Łukaszenka grozi Polsce Grupą „Wagnera”.

IA REALIST

Zarówno w Warszawie, jak iw Kijowie, iw Waszyngtonie zrozumieli ukryty podtekst tej wypowiedzi białoruskiego dyktatora, gdy przybył złożyć hołd kremlowskiemu „Fuhrerowi” w Petersburgu. Szczególnie na tle przerzutu „wagnerowców” na Białoruś po nieudanej próbie buntu i marszu Prigożyna na Moskwę oraz wypowiedzi o konieczności zdobycia Korytarza Suwalskiego.

Po otrzymaniu informacji o rozmieszczeniu bojowników PMK „Wagnera” na terytorium Białorusi, polskie władze zapowiedziały wzmocnienie wschodniej granicy kraju. Początkowo przerzuty „Wagnerów” przebiegały dość wolno, budowano dla nich nową bazę pod Mińskiem. Rozmawiano także o chorobie przywódcy najemników Jewgienija Prigożyna, który miał być operowany w Rosji. Jednak w ostatnim czasie ruch rosyjskich bojowników na Białoruś znacznie przyspieszył. Ponadto najemnicy stacjonowali do szkolenia białoruskich żołnierzy na poligonie pod Brześciem, czyli tuż przy granicy z Polską.

Ale największym zmartwieniem w Warszawie iw całym NATO była kolejna schizofreniczna wypowiedź Łukaszenki, że „wagnerowcy” wydają się prosić o wiele, by pojechać na „wycieczkę” do Warszawy i Rzeszowa. Białoruski dyktator powiedział to na spotkaniu z Putinem w Petersburgu, dokąd przyjechał z kilkudniową wizytą z nową mapą (białoruski dyktator pokazał Putinowi pierwszą mapę z napisem „Pokażę ci, gdzie atak na Białoruś była przygotowywana” na krótko przed 24 lutego 2022 r.), co ma wskazywać, w jaki sposób Polska przygotowuje atak na Białoruś.

Istnieje ryzyko, że „wagnerowcy” na zachodnich rubieżach Białorusi staną się katalizatorem narastających napięć. I choć raport American Institute for the Study of War (ISW) stwierdza, że ​​nic nie wskazuje na to, by najemnicy stanowili dodatkowe zagrożenie dla Polski czy Ukrainy, w szczególności z powodu braku ciężkiej broni, oficjalna Warszawa nadal twierdzi inaczej i wzmocnić granicę państwową.

„Dwa lata temu zapewniliśmy bezpieczeństwo na granicy. W połowie listopada doszło do szturmu na polską granicę w pobliżu Kuźnicy Białostockiej, która została utrzymana dzięki wcześniejszym zabezpieczeniom” – powiedział Błaszczak.

„Polska nie pozostawi bez reakcji prowokacyjnych wypowiedzi Łukaszenki. A ta reakcja będzie przede wszystkim w zakresie wzmacniania bezpieczeństwa Polski” – tak zareagowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP na słowa de facto szefa Białorusi Ołeksandra Łukaszenki poprzedniego dnia, że ​​rosyjscy najemnicy chcą iść „na wycieczka do Warszawy i Rzeszowa” w dniu 24 lipca.

W Polskim Radiu wiceminister Paweł Jabłoński podkreślił, że Polska będzie stale wzmacniać ochronę swojej wschodniej granicy, bo nie można wykluczyć prowokacji ze strony Białorusi, a teraz także rosyjskich najemników. Według Jabłońskiego wypowiedzi Łukaszenki mają na celu zastraszenie, wywołanie niepokoju i wpłynięcie na nastroje społeczne, obniżenie gotowości do oporu wobec prezydenta Rosji Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki.

Obecność „wagnerowców” na Białorusi zmusiła Polskę do dalszego wzmacniania granicy i budowania potęgi militarnej. W zeszłym tygodniu minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak przebywając z wizytą w USA zapowiedział przeniesienie dwóch dywizji z zachodu na wschód. A 23 lipca w mieście Augustów, niedaleko granicy z Białorusią, Błaszczak ogłosił utworzenie nowej jednostki wojskowej. W tym roku pojawi się tam batalion saperów, którego zadaniem będzie ochrona wschodniej granicy i pilnowanie korytarza suwalskiego – to granica lądowa między Białorusią a Obwodem Kaliningradzkim, łączy kraje bałtyckie z Polską i resztą krajów NATO. Duma Państwowa FR mówiła o zamiarze zajęcia korytarza suwalskiego i tym samym „odcięcia” Litwy, Łotwy i Estonii od innych krajów sojuszu.

„Wszyscy dobrze wiemy, czy Rosja była „biała”, czy „czerwona”, czy teraz jest „putinowska”, postępuje tak samo, stara się odbudować swoje imperium, zagrażając wolności i niezależności ludów mieszkających w pobliżu. Nie akceptujemy takich gróźb. Dlatego budujemy silną armię, aby odstraszyć agresora, aby agresor nie zaatakował Polski. Dlatego jeszcze raz zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie zdecydowali, co robić w życiu, żeby wstąpili do wojska, a w szczególności do tego batalionu saperów” – powiedział szef MON w Augustowie.

Departament Stanu powiedział, że Stany Zjednoczone będą bronić terytorium NATO, komentując słowa samozwańczego przywódcy Białorusi Aleksandra Łukaszenki, który powiedział, że bojownicy „PVK Wagner” rzekomo chcą zaatakować Polskę. Jednocześnie rzecznik Departamentu Stanu stwierdził, że słowa Łukaszenki to „jeszcze jeden z jego wielu nieodpowiedzialnych komentarzy”.

Kreml krzyczy, że Polska chce przejąć Białoruś. Nie ma jednak nic nowego w tych wypowiedziach, podobnie jak w maniakalnych słowach Putina, że ​​Stalin miał tam dać Polsce jakieś terytoria. Ciekawe jest jeszcze jedno: jaki jest cel tej kampanii dezinformacyjnej? Stworzyć kolejny kryzys migracyjny na granicy z Polską i państwami bałtyckimi, aby zdestabilizować NATO? Czy prawdziwym celem jest atak na Ukrainę od północy?

Ostatnio dużo mówi się o Polsce w Moskwie i Mińsku, i to na najwyższym szczeblu. I zaczęło się nie wczoraj, ale kilka miesięcy temu. Nie mówimy o wyświechtanej już propagandzie typu: „Polska chce zaanektować zachodnie regiony Ukrainy”. Chociaż o tym nie zapominają. Pod koniec maja sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Mykoła Patruszew stwierdził, że „Polska już zmierza do zajęcia terytoriów ukraińskich na zachodzie”.

„Potwierdzeniem była wizyta prezydenta RP w Kijowie (w maju – red.), a także jego oświadczenie, że wkrótce granica polsko-ukraińska przestanie istnieć (w rzeczywistości chodzi o zamiar zawarcia kontrola graniczna i celna – red.)”, – powiedział Patruszew. W tym samym czasie, niemal synchronicznie z Patruszewem, sekretarz prasowy Kremla „Fuhrer” Dmytro Pieskow stwierdził, że Polska zawsze była wrogo nastawiona do Rosji, kiedy nie była jej częścią. I tak Pieskow skomentował słowa byłego ministra obrony RP o możliwym udziale w działaniach wojennych na Białorusi: „Polska jest dla nas państwem wrogim. Polskie kierownictwo dosłownie wpada w histerię i rusofobię”.

Jednak chyba najbardziej schizofreniczne oświadczenie wygłosił w maju przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin, żądając od Polski 750 mld dolarów reparacji i zwrotu „terytoriów uzyskanych w wyniku II wojny światowej”. A później powiedział, że Polska i Litwa przygotowały 25-tysięczną armię do okupacji zachodniej Ukrainy: „Polacy chcą odzyskać to, co uważają za swoje historyczne ziemie – Kresy Wschodnie. Nie potrzebują na tych terenach obywateli Ukrainy”.

Nawiązując do schizofrenicznych narracji propagandowych Kremla o nazistach i laboratoriach biologicznych NATO na Ukrainie, które rzekomo doprowadziły do ​​wojny na pełną skalę, warto martwić się o prawdziwe intencje tej kampanii informacyjnej. Może Białoruś i Rosja już z góry przygotowują swoje wymówki?

Nikt nie spodziewa się, że białoruskie wojska czy rosyjscy najemnicy przekroczą polską granicę, jak to się stało 24 lutego 2022 roku na Ukrainie, ale Mińsk i Moskwa mogą użyć innych narzędzi hybrydowych, prowokacji, ostrzału, niejakiego politologa Andrzeja Szeptyckiego.

Nie powinniśmy się jednak bać wroga. Musimy pamiętać, do czego jest zdolny, ale nie bać się go. Zgodnie z wynikami szczytu NATO w Wilnie, prezydent RP Andrzej Duda stwierdził, że w razie ataku jego kraju będzie broniło około 100 tys. żołnierzy NATO. Przypomnijmy, że obecnie w Polsce przebywa już kilkutysięczny amerykański kontyngent wojskowy. Poinformowano również o planach budowy amerykańskiej bazy wojskowej.

Jest to również poważny powód zwiększenia presji ekonomicznej na Białoruś ze strony krajów partnerskich Polski. Konieczne jest wprowadzenie nowych sankcji wobec podręcznika kremlowskiego Führera i jego reżimu.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 92
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com