Najważniejsze o debatach w USA: Pierwsze starcie Trumpa i Bidena przed decydującymi wyborami

Gerald Herbert/Associated Press/East News

27 czerwca w transmisji CNN odbyły się debaty kandydatów na prezydenta USA, Donalda Trumpa i Joe Bidena (urzędującego prezydenta USA). Sama debata trwała 90 minut z dwiema przerwami reklamowymi. W studiu nie było widzów ani przedstawicieli mediów. Według wyników sondażu CNN, 67% widzów uznało, że Trump wygrał debatę.

Wiele amerykańskich mediów nazywało te debaty „najważniejszymi w amerykańskiej historii” przed ich rozpoczęciem 27 czerwca. Stawką są wyniki listopadowych wyborów prezydenckich, których wyniki mogą zmienić kurs USA tak radykalnie, jak nigdy wcześniej w najnowszej historii.

Zespół Joe Bidena miał własny powód, by uważać te debaty za „najważniejsze” – jego kampania prezydencka do tej pory nie przebiegała pomyślnie. Bezpośrednie starcie z Donaldem Trumpem na żywo, przed całą Ameryką, wydawało się doskonałą okazją, by zmienić bieg walki na swoją korzyść.

Urzędujący prezydent wyglądał na tak niepewnego i niezdrów (potwierdzając tym samym wszystkie krążące o nim plotki), że nawet najwierniejsi zwolennicy zaczęli wątpić w jego szanse na zwycięstwo.

Z kolei Donald Trump, młodszy od Bidena zaledwie o trzy lata, mimo licznych przesady i jawnych fałszerstw, potrafił zaprezentować się jako pewny siebie kandydat, wokół którego może skonsolidować się Partia Republikańska. Nawet pomimo tego, że jest pierwszym skazanym byłym prezydentem USA.

Chociaż wpływ debat prezydenckich na wyniki wyborów w USA z biegiem lat maleje, obecne między Bidenem a Trumpem były pod wieloma względami bezprecedensowe. Kandydaci po raz pierwszy od 1960 roku, odkąd istnieją teledebaty w USA, spotkali się przed oficjalnym zatwierdzeniem ich nominacji na konwencjach partyjnych.

Na żądanie Trumpa, oponenci nie mieli przy sobie żadnych notatek, tylko czyste kartki papieru i długopisy. Na żądanie Bidena, debata odbywała się bez publiczności – w studiu obecnych było tylko dwoje prowadzących. Mikrofony były włączane tylko wtedy, gdy politycy mieli zabrać głos, aby nie przerywali sobie nawzajem i nie wtrącali komentarzy.

Oczekuje się, że w październiku, bliżej dnia wyborów, kandydaci przeprowadzą kolejną debatę telewizyjną.

Podczas debaty Biden nazwał się pierwszym prezydentem USA od stulecia, za którego rządów amerykańscy żołnierze nie giną za granicą. Sztab Bidena, który inicjował debatę, wyjaśnił, że wcześniej pierwsza runda odbywała się dopiero we wrześniu – a do tego czasu niektórzy wyborcy zdążyli już oddać swoje głosy. Jednak zarówno Biden, jak i Trump mają wystarczające poparcie delegatów swoich partii do nominacji.

Pytania zadawane przez moderatorów CNN nie miały wyraźnej kolejności.

Zaczęli od ekonomii, aborcji i migracji, potem przeszli do polityki zagranicznej, następnie wrócili do polityki społecznej i zmian klimatycznych, wspomnieli o kryzysie opioidowym, a na koniec zapytali Bidena o jego wiek i Trumpa o gotowość do uznania wyników wyborów. Ostatecznie kluczowymi kwestiami były inflacja, migracja, aborcje i, co ciekawe, rosyjska agresja na Ukrainę.

Na kwestię Ukrainy warto zwrócić szczególną uwagę, ponieważ stała się przedmiotem gorącej dyskusji między Bidenem a Trumpem – i pojawiała się nawet w dalszych pytaniach o wojnę Izraela z Hamasem czy kwestie społeczne.

„Ukraina nie wygra tej wojny. Kończą im się ludzie, kończą im się żołnierze. Stracili tak wielu ludzi. Stracili te wspaniałe miasta ze złotymi tysiącletnimi kopułami – i wszystko przez niego (Bidena – red.) i głupie decyzje, które podjął. Rosja nigdy by nie zaatakowała, gdybym ja był prezydentem” – powiedział Trump.

Wystąpienia kandydatów były przewidywalne. Trump podkreślał słabość swojego przeciwnika, twierdząc, że „zachęcił Rosję do wojny”, a gdyby on (Trump) pozostał prezydentem, Putin „nigdy by nie najechał na Ukrainę” (przypomnijmy, że Rosja najechała na Ukrainę w 2014 roku).

Jedną z nowych tez w wystąpieniach obu kandydatów były słowa Trumpa, że nie popiera warunków Kremla dotyczących zakończenia wojny. Jednak zostało to powiedziane mimochodem, pod naciskiem moderatorów, po czym Trump natychmiast zaczął swoje zwyczajowe rozważania o tym, że Rosja zaatakowała Ukrainę z winy Bidena, a on szybko zakończy wojnę (oczywiście, nie precyzując jak). Ogólnie polityka zagraniczna zajęła na debacie miejsce proporcjonalne do jej roli w amerykańskich wyborach: oczywiście nie ostatnie, ale dalekie od szczytu listy priorytetów.

Na amerykańskich stronach internetowych pojawiło się już wiele analiz fałszywych wypowiedzi Trumpa na różne tematy, popartych faktami i liczbami. Ale niestety dla Bidena, takie sprawdzanie faktów nie tylko nie przekonuje twardego elektoratu Trumpa (wręcz przeciwnie – umacnia ich w przekonaniu, że wszystkie media są sprzedane demokratom), ale także nie ma większego wpływu na mniej zdecydowany elektorat. Trump przyciąga publiczność nie faktami i wiedzą, lecz emocjami.

Konwencja Partii Demokratycznej, na której oficjalnie zatwierdzą kandydata na prezydenta, odbędzie się 19 sierpnia. Do tego czasu sytuacja z poparciem dla Bidena może się zmienić – w każdym kierunku, a jego sztab prawdopodobnie spróbuje ratować reputację prezydenta bardziej agresywną kampanią.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com