Orbán jako tubą Kremla: jak węgierski premier podważa jedność Europy

reuters

Kiedy rosyjskie drony zaatakowały terytorium Polski, europejscy przywódcy zareagowali solidarnością i potępieniem rosyjskiej agresji. Jednak wśród głosów wsparcia sojusznika z NATO pojawił się inny ton. Premier Węgier Viktor Orbán stwierdził, że rosyjskie drony wleciały do Polski właśnie dlatego, że Polacy są „po uszy wciągnięci” w wojnę rosyjsko-ukraińską. Ta wypowiedź stała się kolejnym dowodem na to, że Budapeszt faktycznie przekształcił się w europejską tubę kremlowskiej propagandy.

Orbánowska retoryka o polskim „uwikłaniu” w konflikt w pełni odpowiada rosyjskim narracjom, według których to Zachód sam ponosi winę za eskalację wojny przez swoje wsparcie dla Ukrainy. Z tej logiki wynika, że ofiara agresji i ci, którzy ją wspierają, sami są winni temu, że stają się celem agresora. To klasyczne przerzucanie winy, z którego rosyjscy propagandyści korzystają od pierwszego dnia pełnoskalowej inwazji. Kiedy węgierski premier powtarza te tezy, faktycznie staje się współuczestnikiem rosyjskiej wojny informacyjnej przeciwko własnym europejskim partnerom.

Szczególnie cynicznie wygląda ta wypowiedź w kontekście faktu, że Polska robi dokładnie to, co powinien robić prawdziwy sojusznik w obliczu agresji. Warszawa udzieliła schronienia milionom ukraińskich uchodźców, stała się kluczowym hubem pomocy wojskowej dla Ukrainy, poświęca własne bezpieczeństwo w obronie europejskich wartości. Zamiast wdzięczności od sojusznika z NATO i UE, Polacy otrzymują oskarżenia o „prowokowanie” rosyjskiej agresji.

Orbánowska logika prowadzi do absurdalnych wniosków. Jeśli za nią podążać, to kraje-ofiary agresji powinny kapitulować, aby nie „prowokować” agresora. Żydzi w latach 30. sami byli winni Holokaustowi, bo „prowokowali” nazistów swoim istnieniem. Polacy w 1939 roku sami byli winni niemieckiej inwazji, bo „prowokowali” Hitlera niechęcią do poddania się bez walki. Taka logika nie tylko jest moralnie nie do przyjęcia, ale prowadzi de facto do kapitulacji wobec każdej agresji.

Jednocześnie stanowisko Orbána nie jest przypadkowe ani incydentalne. Wpisuje się ono w konsekwentną strategię węgierskiego rządu podważania europejskiej jedności w kwestii wsparcia Ukrainy. Od początku rosyjskiej agresji Budapeszt zajmował szczególną pozycję, próbując balansować między europejskimi zobowiązaniami a utrzymaniem uprzywilejowanych relacji z Moskwą. Orbán wielokrotnie blokował lub próbował osłabić europejskie sankcje wobec Rosji, sprzeciwiał się pomocy wojskowej dla Ukrainy, wzywał do „natychmiastowego zawieszenia broni” na warunkach, które faktycznie sankcjonowałyby rosyjską okupację ukraińskich terytoriów.

To stanowisko ma głębokie korzenie w specyfice węgierskiego systemu politycznego i światopoglądu Orbána. Węgierski premier od dawna buduje swój model polityczny na przeciwstawianiu się „liberalnemu Zachodowi”, pozycjonując się jako obrońca tradycyjnych wartości przed kosmopolitycznymi elitami. W tej logice Putin staje się naturalnym sojusznikiem jako inny „obrońca tradycji” przeciwko zachodniemu liberalizmowi. Rosyjska agresja na Ukrainę nie jest postrzegana jako zbrodnia przeciwko prawu międzynarodowemu, lecz jako geopolityczne starcie różnych modeli cywilizacyjnych.

Za motywacją ideologiczną kryją się także względy czysto pragmatyczne. Węgry pozostają zależne od rosyjskich surowców energetycznych, węgierskie firmy mają poważne interesy na rynku rosyjskim, a sam Orbán zbudował swoją wewnętrzną legitymizację na konflikcie z Brukselą. Wojna w Ukrainie zmusza go do wyboru między europejską solidarnością a własnymi interesami polityczno-ekonomicznymi. I on konsekwentnie wybiera te drugie.

Szczególnie niebezpieczna jest orbánowska retoryka o „zmęczeniu wojną” i konieczności natychmiastowego zawieszenia broni. Ta narracja w pełni pokrywa się z rosyjskimi kampaniami propagandowymi, mającymi na celu osłabienie zachodniego wsparcia dla Ukrainy. Kiedy węgierski premier nawołuje do „pokoju” bez wcześniejszego wycofania rosyjskich wojsk z okupowanych terytoriów, w rzeczywistości nawołuje do kapitulacji Ukrainy i legitymizacji rosyjskich zdobyczy.

Węgierski premier albo nie rozumie tej prostej prawdy, albo świadomie ją ignoruje w imię własnych korzyści politycznych. W obu przypadkach jego stanowisko stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. Kiedy członek NATO i UE de facto usprawiedliwia rosyjską agresję wobec innego członka Sojuszu, podważa to fundamenty zbiorowego bezpieczeństwa.

Szczególnie przykre jest to, że Orbán wykorzystuje swoją europejską platformę do promowania rosyjskich interesów. Jako premier kraju UE ma dostęp do najwyższych trybun europejskich, może wpływać na proces decyzyjny, blokować inicjatywy wspierające Ukrainę. Faktycznie, europejscy podatnicy finansują działalność podważającą ich własne interesy.

Reakcja na wypowiedzi Orbána musi być zdecydowana i jednoznaczna. Unia Europejska nie może sobie pozwolić na to, by w jej szeregach działał agent rosyjskiego wpływu, podważający wspólne stanowisko wobec największego kryzysu bezpieczeństwa od czasów II wojny światowej. Mechanizmy artykułu 7 Traktatu o UE, procedury dotyczące praworządności, sankcje finansowe – wszystkie te instrumenty muszą zostać użyte, by powstrzymać węgierską destrukcyjną działalność.

Jednocześnie trzeba rozumieć, że problem nie ogranicza się do osoby Orbána. Jego stanowisko odzwierciedla szersze tendencje w polityce europejskiej – wzrost nurtów populistycznych i autorytarnych, które wykorzystują zewnętrzne kryzysy do wewnętrznej mobilizacji. Walka z orbánowskim rewizjonizmem to walka o przyszłość europejskiej demokracji.

Nie należy jednak przeceniać węgierskiego wpływu. Orbán pozostaje postacią izolowaną w polityce europejskiej, a jego stanowisko nie znajduje szerokiego poparcia wśród innych europejskich przywódców. Co więcej, jego prorosyjska retoryka budzi coraz większe oburzenie nawet wśród tradycyjnych sojuszników w Europie Środkowej.

Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie stała się momentem prawdy dla całej Europy. Ujawniła prawdziwe wartości i priorytety każdego europejskiego lidera. Polska pokazała gotowość do poświęceń w imię europejskiej solidarności. Węgry pod rządami Orbána wybrały drogę kolaboracji z agresorem. Ta różnica w podejściu będzie kształtować przyszłą architekturę bezpieczeństwa i polityki europejskiej.

Historia surowo ocenia tych, którzy w momentach krytycznych wybierają współpracę z agresorem zamiast solidarności z ofiarami. Orbánowska wypowiedź o polskim „uwikłaniu” w konflikt stanie się kolejną czarną plamą w jego politycznej biografii. Ale co najważniejsze – nie zachwieje europejskiej determinacji w wspieraniu Ukrainy i przeciwstawianiu się rosyjskiej agresji.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 39
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com