Orban — król manipulacji: „pomoc dla Ukrainy”, której nie było, zablokowane miliardy i kampania wyborcza na tle gospodarczego upadku
Fot. REUTERS/Yves Herman
Viktor Orban ponownie wyciągnął na scenę polityczną swój ulubiony trik — opowieści o tym, jak Węgry „finansowo wspierają Ukrainę” i jak „węgierscy podatnicy ponoszą ciężar wojny”. Jeśli słuchać tylko jego, mogłoby się wydawać, że Budapeszt jest niemal głównym sponsorem budżetu ukraińskiego. Ale gdy spojrzymy na realne liczby, ta legenda rozpada się na pył. W rzeczywistości Orban nie ratuje Ukrainy — ratuje własny skorumpowany reżim, wykorzystując Ukrainę jedynie jako narzędzie do targów, szantażu i manipulacji politycznych.
Cała „pomoc dla Ukrainy”, o której tak głośno mówi, to drobnostka w porównaniu z tym, co Węgry otrzymują od Unii Europejskiej. Ten sam „wielki” pakiet 187 milionów euro pod koniec 2022 roku, który Orban przedstawia jako własny gest „przyjaźni i poświęcenia”, był obowiązkowym wkładem w wspólny program kredytowy UE. Nie było tam żadnej „ofiary Węgrów”. To była formalność. Paradoksalnie, równocześnie z tym Orban zablokował cały pakiet o wartości 18 miliardów euro, a także kilkadziesiąt miliardów wsparcia na kolejne lata. Łącznie zatrzymał ponad 68 miliardów euro pomocy finansowej dla Ukrainy. Dawać grosze i blokować miliardy — oto prawdziwa matematyka Orbana.
Rzeczywiste dane OECD potwierdzają, że cała dwustronna węgierska pomoc dla Ukrainy w latach 2010–2024 wyniosła nieco ponad 200 milionów dolarów. W 2022 roku było to około 90–100 milionów, głównie wydanych nie na Ukrainie, lecz na programy dla uchodźców na Węgrzech. W 2023 roku — zaledwie 15 milionów. W 2024 roku — śmieszne 6 milionów dolarów, i ani centa z tego nie był przeznaczony na pomoc humanitarną. Porównajmy to z 68 miliardami, które zablokował: Orban dał Ukrainie 6 milionów, zabrał dziesiątki miliardów i teraz opowiada o „nadmiernym ciężarze”. Czysty cynizm.
Słowa te brzmią szczególnie cynicznie na tle jego komentarzy dotyczących wojny. Podczas gdy Ukraina płaci za wolność Europy krwią, Orban mówi o „zmęczeniu”, „bezperspektywiczności” ukraińskiego oporu i o „nieuniknionym szybkim końcu wojny”. Wszystko to słowo w słowo z rosyjskich podręczników propagandowych. I te słowa pochodzą z ust premiera kraju, który jest członkiem NATO i UE, a działa w interesie Kremla.
Ironicznie, podczas gdy Orban pogardliwie mówi o „wydatkach” na Ukrainę, jego własna gospodarka spada w przepaść. W 2023 roku PKB Węgier zmniejszył się o 0,9%. Inflacja osiągnęła pijany rekord — prawie 17%, najwyższy w Unii Europejskiej. W 2024 roku spadła, ale nadal wynosiła około 5% — jedna z najwyższych w UE. Deficyt budżetowy — 4,5–5% PKB. Dług publiczny rośnie jak na drożdżach. Fitch i S&P ostrzegają przed ryzykiem obniżenia ratingu kredytowego, a MFW domaga się bezpośrednio ograniczenia wydatków. Ale Orbanowi to obojętne: ma ważniejsze zadanie — utrzymać władzę za wszelką cenę.
I tu wkracza główne źródło wieloletniego bogactwa premiera Węgier — pieniądze Unii Europejskiej. To właśnie te pieniądze wypełniły kieszenie jego oligarchów, przyjaciół z dzieciństwa, rodziny i politycznych sponsorów. Od czasu przystąpienia Węgier do UE kraj otrzymał ponad 68 miliardów euro netto transferów. W cyklu budżetowym 2021–2027 kraj ma otrzymać kolejne 22 miliardy euro z funduszy strukturalnych i 21,7 miliarda euro z innych programów, w tym funduszu odbudowy (RRF).
Ale to, co Węgry powinny otrzymać, a to, co faktycznie trafia do Orbana i jego otoczenia, to zupełnie inna historia. Według analityków CRCB, firmy powiązane z Orbanem i jego najbliższym kręgiem wygrały przetargi państwowe (głównie finansowane przez UE) na sumę ponad 19,3 miliarda euro w latach 2011–2023. Z tego od 3,8% do 6,4% mogło stanowić czystą marżę korupcyjną — czyli od 730 milionów do 1,2 miliarda euro jako dochody „ciche”, wyciągnięte z funduszy UE. I to tylko według konserwatywnych szacunków.
Jeszcze bardziej wymowne dane przedstawia OCCRP: firmy powiązane z rodziną Orbana — jego ojcem i bratem — otrzymywały duże zamówienia państwowe, w tym projekty finansowane przez UE. To nie przypadek: przed dojściem Orbana do władzy te firmy nie otrzymywały ani dużych przetargów, ani regularnego systemowego wsparcia państwa.
Najbardziej wyrazistym symbolem reżimu jest Lőrinc Mészáros, były hydraulik z Felcutu, przyjaciel z dzieciństwa Orbana. W krótkie lata rządów Fideszu stał się jednym z najbogatszych ludzi w Europie, z majątkiem osobistym ponad 1,241 biliona forintów (około 3,2 miliarda dolarów). Jego imperium biznesowe rozrosło się w tle rekordowych wygranych w przetargach państwowych — głównie finansowanych nie przez Węgry, lecz przez UE. Stał się symbolem tego, jak pieniądze europejskich podatników zamieniają się w prywatne bogactwo węgierskich oligarchów.
I tu ujawnia się główny sekret węgierskiej dyplomacji Orbana: za każdym razem, gdy Węgry miały otrzymać transzę z UE, premier zaczynał blokować wsparcie finansowe dla Ukrainy. To nie był przypadkowy gest, lecz dobrze opracowany schemat. Orban zamienił blokadę w narzędzie targu: chcecie, żeby Węgry nie paraliżowały pomocy dla Ukrainy? To dajcie pieniądze. A gdy Bruksela była zmuszona odblokować część funduszy — Orban „nagle” się zgadzał. Do następnej transzy.
Tak powtarzało się w latach 2022, 2023, 2024. To był szantaż, za który płaciły nie tylko instytucje europejskie, lecz także Ukraina — poprzez opóźnienia w przekazywaniu środków, zmniejszenie pomocy, wzrost ryzyka dla obrony.
I to właśnie dzięki tym miliardom, które Bruksela przez lata wlewała do Budapesztu, w kraju powstała dynastia miliarderów lojalnych wobec Orbana, którzy teraz kontrolują media, firmy energetyczne, korporacje infrastrukturalne i połowę gospodarki państwowej. Kraj biednieje, a elita bogaci się — i to w niewiarygodnym tempie. To nie jest zwykły schemat korupcyjny. To feudalny system nowego typu, w którym UE nieświadomie finansuje tworzenie autorytarnej piramidy.
I właśnie dlatego teraz, w obliczu gospodarczego kryzysu i spadających sondaży, Orban uruchamia gigantyczną kampanię wyborczą mającą na celu przekupienie elektoratu. Podwyżki płac dla budżetówki, subsydia dla rodzin, granty dla emerytów po 3 miliony forintów, preferencyjne kredyty hipoteczne 3%, „14. emerytura” — to nie polityka społeczna, lecz paniczna próba utrzymania władzy. Według ekspertów całkowity koszt tych „prezentów” przekracza 2% PKB — dla kraju, którego budżet pęka w szwach, to ekonomiczne samobójstwo. I nie byłoby to możliwe bez pieniędzy UE i osobistych wzbogaceń otoczenia premiera.
Podczas gdy węgierscy obywatele żyją w kraju z rekordową inflacją, spadkiem dochodów i rosnącymi cenami, najbliżsi Orbana zarabiają miliony i miliardy. I robią to na funduszach, które UE przeznaczała na rozwój węgierskich regionów, infrastrukturę i społeczeństwo.
A mimo to Orban śmie mówić o „zmęczeniu Ukrainy”, „nadmiernych wydatkach na Kijów” i nawet ganić inne kraje, że „płacą za dużo”. Ale rzeczywistość jest prosta: to nie Ukraina żyje z pieniędzy Węgier — to Węgry od dziesięcioleci żyją z pieniędzy Unii Europejskiej, a najwięcej zyskuje nie naród węgierski, lecz klan Orbana.
Dziś jest już oczywiste: to nie polityka odpowiedzialności ani strategiczna wizja. To system korupcyjnego wzbogacania się, opakowany w populizm i rosyjską retorykę. To nie przywództwo, lecz pasożytnictwo. Nie pokój, lecz szantaż. Nie pomoc dla Ukrainy, lecz przykrywka własnej chciwości.
A jeśli Orban komuś naprawdę pomógł w ostatnich latach, to na pewno nie Ukrainie ani narodowi węgierskiemu. Pomógł tylko sobie i swoim miliarderom, którzy dziś są najbardziej wpływowymi i najbogatszymi ludźmi w kraju, dzięki temu, że UE od lat sądziła, że ma do czynienia z demokratycznym rządem, a nie z autorytarnym systemem pasożytującym na cudzych pieniądzach i cudzych wojnach.
