Pekińska parada: sojusz dyktatorów przeciwko światu demokratycznemu

AFP via Getty Images
Niedawna parada wojskowa w Pekinie stała się nie tylko uroczystością z okazji 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej. To wydarzenie przekształciło się w otwarty, demonstracyjny sygnał reżimów dyktatorskich skierowany do całego demokratycznego świata. Gdy chiński przywódca Xi Jinping, rosyjski terrorysta Władimir Putin oraz północnokoreański dyktator Kim Dzong Un po raz pierwszy publicznie pojawili się razem na jednej scenie, był to symboliczny akt tworzenia „osi zła” XXI wieku.
To, co wydarzyło się w Pekinie 3 września 2025 roku, powinno wzbudzić głęboki niepokój w każdym państwie demokratycznym. Byliśmy świadkami nie tylko parady wojskowej, ale cynicznej manipulacji pamięcią historyczną w celu legitymizacji współczesnych zbrodni. Putin, który rozpętał największą wojnę w Europie od czasów II wojny światowej, siedzi obok chińskiego przywódcy i obserwuje demonstrację siły militarnej, która może zostać skierowana przeciwko Ukrainie, Polsce i innym państwom europejskim.
Szczególnie cynicznie wygląda obecność Putina na wydarzeniu poświęconym zwycięstwu nad faszyzmem. Ten człowiek, który systematycznie niszczy ukraińskie miasta, zabija cywilów, deportuje dzieci i dokonuje ludobójstwa narodu ukraińskiego, ma czelność świętować zwycięstwo nad nazizmem. Jego reżim stosuje te same metody, co hitlerowskie Niemcy: propagandę, terror, wyniszczanie tożsamości narodowej okupowanych terytoriów oraz masowe zbrodnie wojenne.
Sam fakt zorganizowania takiego wydarzenia pokazuje, jak bardzo Chiny pod rządami Xi Jinpinga odeszły od zasad pokojowego rozwoju. Przekształcenie pamięci historycznej o walce z japońską agresją w narzędzie współczesnej konfrontacji geopolitycznej ujawnia prawdziwe zamiary Pekinu. Chiński przywódca nie tylko przepisuje historię na potrzeby swojego „narratora wielkiego odrodzenia”, lecz także tworzy ideologiczną podstawę dla przyszłych agresywnych działań.
Prezentacja nowoczesnej broni podczas parady niesie ze sobą bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa światowego. Międzykontynentalne rakiety DF-5C, które według Pekinu mogą razić każdy cel na planecie, myśliwce J-20S, podwodne drony i broń laserowa – to nie tylko osiągnięcia techniczne. To narzędzia przyszłych wojen, które reżimy dyktatorskie mogą wykorzystać przeciwko państwom demokratycznym.
Szczególnie boleśnie odbiera się tę demonstrację siły w kontekście ukraińskiej tragedii. Podczas gdy naród ukraiński bohatersko broni się przed rosyjską agresją, gdy giną nasi żołnierze i cywile, świat obserwuje, jak terrorysta Putin świętuje „pokój” wraz z innymi dyktatorami. To plama hańby na sumieniu całej społeczności międzynarodowej, która wciąż nie zdobyła się na odwagę, by pociągnąć rosyjskich zbrodniarzy do odpowiedzialności.
Reakcja prezydenta USA Donalda Trumpa na pekińską paradę ujawnia poważne problemy w amerykańskiej polityce zagranicznej. Mimo że Trump niedawno próbował nawiązać relacje z Putinem, organizując spotkanie na Alasce, rosyjski dyktator po raz kolejny pokazał swoje prawdziwe oblicze. Putin nie szuka „przyjaźni” z Ameryką – on buduje koalicję przeciwko całemu demokratycznemu światu.
Wypowiedzi Trumpa o „imponującym” charakterze chińskiej parady i jego zrozumieniu dla motywów Pekinu pokazują, że amerykańska administracja wciąż nie docenia skali zagrożenia. Gdy dyktatorzy otwarcie demonstrują swoją jedność i potęgę militarną, przywódcy demokratyczni nie mogą ograniczać się do gestów dyplomatycznych i połowicznych sankcji.
Dla Polski i wszystkich państw Europy Wschodniej pekińska parada była alarmującym sygnałem. Rosja nie działa już w pojedynkę – ma potężnych sojuszników gotowych wspierać jej agresywną politykę. Chiny faktycznie zalegitymizowały reżim Putina, udzielając mu międzynarodowej trybuny i symbolicznie stawiając Rosję w gronie „głównych zwycięzców” II wojny światowej.
Ta manipulacja historyczna jest szczególnie bolesna dla Ukraińców. Nasz naród zapłacił ogromną cenę za zwycięstwo nad nazizmem – miliony zabitych, zrujnowane miasta, spalone wsie. A teraz spadkobierca tradycji stalinowskich, który powtarza zbrodnie XX wieku, ma czelność przypisywać sobie laury zwycięzców.
Polska, jako sąsiad Ukrainy i kraj o tragicznym doświadczeniu historycznym, szczególnie ostro rozumie powagę sytuacji. Warszawa nie może pozwolić sobie na złudzenia co do zamiarów Putina i jego sojuszników. To, co dzieje się dziś na Ukrainie, jutro może spotkać każde inne państwo europejskie, jeśli świat demokratyczny nie zdoła zdecydowanie przeciwstawić się agresorowi.
Obecność Kim Dzong Una na paradzie dodaje sytuacji jeszcze większej groźby. Korea Północna z jej bronią jądrową i nieprzewidywalnym zachowaniem staje się ważnym graczem w tej koalicji dyktatorów. Połączenie chińskich technologii, rosyjskich surowców energetycznych i północnokoreańskiej lekkomyślności tworzy mieszankę wybuchową.
Państwa demokratyczne muszą zrozumieć: czas połowicznych rozwiązań minął. Reżim Putina dowiódł swojej niezdolności do pokojowego współistnienia ze światem cywilizowanym. Systematycznie łamie prawo międzynarodowe, dokonuje zbrodni wojennych i terroryzuje ludność cywilną. Jego obecność w gronie przywódców „wielkich mocarstw” to szyderstwo z wszystkich zasad, na których zbudowano powojenny porządek światowy.
Tragedia ukraińska stała się papierkiem lakmusowym dla całej społeczności międzynarodowej. Ci, którzy wciąż wahają się przed udzieleniem zdecydowanego wsparcia Ukrainie, faktycznie zachęcają agresorów do nowych zbrodni. Każdy dzień zwłoki w dostawach broni, każda odmowa nałożenia surowych sankcji, każda próba „uratowania twarzy” Putina kosztuje życie niewinnych ludzi.
Historia nie wybaczy tym, którzy w krytycznym momencie wybrali obojętność zamiast solidarności, wygodę zamiast zasad. Pekińska parada pokazała prawdziwe oblicza współczesnych najeźdźców. Teraz ruch należy do świata demokratycznego.
Karyna Koshel