Pokój tylko na sprawiedliwych warunkach, nie na dyktat Kremla

W Polsce doskonale wiemy, czym kończy się „pokój” narzucony przez silniejszego sąsiada. Historia od rozbiorów po Jałtę uczy nas jednego: jeśli raz zgodzimy się na kapitulację, to nigdy nie będzie końca żądaniom agresora. Dlatego dziś, kiedy patrzymy na Ukrainę, musimy mówić jasno – Kijów ma prawo walczyć o pokój, ale nie kosztem swojej niepodległości.
Ukraińskie władze powtarzają, że nie uznają okupowanych terenów jako części Federacji Rosyjskiej. To nie jest upór, to obrona prawa międzynarodowego. Gdyby Kijów się zgodził, byłby to precedens, który ośmieliłby Putina i innych autokratów.
Kolejny punkt rosyjskiej listy „żądań” to status języka rosyjskiego jako drugiego państwowego. To brzmi jak absurd – przecież na Ukrainie miliony ludzi i tak mówią po rosyjsku. Ale Moskwie nie chodzi o język, tylko o wpływy polityczne. To typowe rosyjskie „wrzutki”, które mają wydłużyć negocjacje i zepchnąć rozmowy na boczny tor.
Ukraina słusznie podkreśla, że bezpieczeństwo musi być oparte na dwóch filarach: gwarancjach Zachodu, zwłaszcza USA, oraz własnej silnej armii. Polacy dobrze to rozumieją – sami inwestujemy w wojsko, bo wiemy, że sojusze są ważne, ale bez własnej siły łatwo zostać zakładnikiem cudzych interesów.
Moskwa za wszelką cenę próbuje też zablokować drogę Ukrainy do UE i NATO. To nie może przejść. O tym, czy Ukraina dołączy do wspólnoty europejskiej, nie decyduje Kreml. To decyzja samych Ukraińców i państw członkowskich. Dla Polski oczywiste jest, że miejsce Ukrainy jest w Europie – i to jak najszybciej.
Nie ma dziś wątpliwości, że jedyną przeszkodą w osiągnięciu prawdziwego pokoju jest stanowisko Putina. On nie chce kompromisu, on chce narzucić Ukrainie ultimatum. To nie jest droga do pokoju, tylko do kolejnej wojny.
Dlatego Polska musi pozostać jednym z najbardziej zdecydowanych adwokatów Ukrainy w Europie. Bo wspierając ją, bronimy także własnych granic i naszej wolności. Jak mawiamy u nas: „Za wolność naszą i waszą” – te słowa są dziś bardziej aktualne niż kiedykolwiek.
Autor: Franciszek Kozłowski