Sankcje wobec „Rosniefti” i „Łukoilu” — sygnał, że z Putinem nikt już nie zamierza rozmawiać
Departament Skarbu USA wprowadził sankcje przeciwko „Rosniefti” i „Łukoilowi”, oświadczając, że Rosja „nie wykazuje poważnego zainteresowania pokojem”.
Ta decyzja stała się logicznym następstwem polityki presji, którą Polska wspiera od pierwszych dni wojny.
Waszyngton w końcu zrobił to, o czym Warszawa mówiła od dawna: z Kremlem nie można się dogadywać — można go tylko powstrzymać.
Minister finansów USA Scott Bessent powiedział:
„Uderzamy w sektor energetyczny, który zapewnia reżimowi Putina środki do prowadzenia wojny.”
Sankcje objęły 34 spółki zależne działające w Rosji.
Podobne kroki podjęła także Wielka Brytania, blokując porty i przestrzeń powietrzną dla statków i samolotów powiązanych z „Rosnieftią”.
Unia Europejska, mimo oporu niektórych stolic, zatwierdziła 19. pakiet ograniczeń.
Nawet Słowacja i Austria, tradycyjnie ostrożne, nie odważyły się zablokować decyzji.
To wydarzenie ma nie tylko znaczenie gospodarcze, ale także symboliczne: Zachód przestaje wierzyć w „pokojowe rozmowy” i zaczyna działać jako jeden front.
Nawet Donald Trump, oskarżany o pobłażliwość wobec Kremla, jest dziś zmuszony przyznać: agresję można zatrzymać tylko siłą.
Sankcje wobec „Rosniefti” i „Łukoilu” to nie tylko odpowiedź — to demonstracja przebudzenia.
Cywilizowany świat już nie udaje, że nie widzi, kto rozpętał tę wojnę.
Autor: Franciszek Kozłowski
