Świat w cieniu Kremla: jak Polska demaskuje rosyjskie zagrożenie

gur.gov

W świecie, gdzie wojna już dawno przestała oznaczać linię frontu i armie w okopach, Rosja toczy walkę tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy – na tyłach. Polska dziś znalazła się na pierwszej linii nie tylko w sensie geograficznym czy politycznym, ale również jako kraj stojący na nowoczesnym froncie wojny hybrydowej. Zdemaskowanie 32 osób działających na rzecz rosyjskich służb specjalnych to nie tylko sukces operacyjny. To sygnał alarmowy, który powinien obudzić świadomość europejską. Polska nie może już sobie pozwolić na naiwność – i nie pozwala. Przeciwnie, staje się krajem, który nie boi się patrzeć prawdzie w oczy.

Rosyjska agresja hybrydowa to nie tylko opowieści szpiegowskie czy stare sowieckie metody. To systemowa strategia obejmująca przestrzeń cybernetyczną, pole informacyjne, zależność energetyczną, działania dywersyjne, szantaż i rozkład polityczny. Polska, w przeciwieństwie do wielu zachodnich partnerów, którzy przez dekady pozwalali sobie na ślepotę, wyciągnęła lekcję. Ta wojna nie zaczyna się od czołgów na granicy. Zaczyna się od niszczenia zaufania wewnątrz państwa, od zatruwania debaty publicznej, od kamuflażu wroga jako „swojego”. To, że udało się rozpracować całą siatkę agenturalną, pokazuje jedno – Polska nie tylko stawia opór, ale prowadzi walkę na poziomie, który jeszcze niedawno wydawał się „niecywilizowany” czy „paranoiczny”. Dziś staje się niezbędny.

W tym miejscu ujawnia się szerszy kontekst, którego Zachód często nie chce widzieć. Nie chodzi tylko o Ukrainę. Wojna Rosji przeciwko Ukrainie to jedynie front zewnętrzny globalnego konfliktu, w którym Rosja jest częścią nowej osi zła. Moskwa, Teheran, Pekin, Pjongjang – różne reżimy, ta sama logika: zniszczyć zaufanie jako fundament demokracji, podważyć legitymację wolnego świata od środka, zastąpić moralność siłą, prawo strachem, a wolność – podporządkowaniem. Taki jest modus operandi Kremla i właśnie dlatego Polska, która staje się celem dywersji, nie jest już tylko „krajem na wschodniej flance NATO”. Jest symbolem.

W tym symbolu mieści się także Ukraina. To ona jako pierwsza przyjęła cios. Stała się tarczą. Ale co by było, gdyby ta tarcza upadła? Czy Polska, Litwa, Finlandia albo Niemcy zdołałyby powstrzymać napór neoimperialnej machiny? Dlatego rozbicie rosyjskiej siatki to nie tylko wydarzenie z zakresu bezpieczeństwa. To gest polityczny. Polska mówi: widzimy, działamy, nie chowamy się. I równocześnie zwraca się do partnerów w Brukseli, Waszyngtonie i Berlinie: nie łudźcie się, że Moskwa działa tylko tam, gdzie słychać wybuchy. Ona już tu jest, pośród nas. W naszych portach, na uniwersytetach, w partiach politycznych, kanałach informacyjnych, podręcznikach i wiadomościach. Gdy rosyjski agent zrywa połączenia kolejowe lub próbuje wysadzić infrastrukturę wojskową – to nie fikcja, to wczorajsza rzeczywistość.

To, że Polska modernizuje swoje siły zbrojne, zwiększa budżet obronny, wzmacnia granice, świadczy o zdrowym rozsądku. Nie o paranoi. Nie o militaryzmie. O realnym, odpowiedzialnym postrzeganiu świata, w którym zło nie zatrzymuje się przed „strachem przed NATO”, bo nie boi się zachodniej słabości. Polska, Litwa, Estonia, Finlandia – wszystkie te kraje uczą się od Ukrainy. Nie tylko jak strzelać, ale jak pozostać sobą podczas oblężenia. Jak nazywać rzeczy po imieniu. Jak nie flirtować ze złem, nie przykrywać dyktatury „dialogiem kulturowym”, nie mylić demokracji z bezkręgosłowością.

Dziś Europa potrzebuje Polski nie jako „młodszego partnera”, nie jako bufora, lecz jako sumienia. Bo to właśnie sumienie podpowiada, że nie można pozwolić, by rosyjska trucizna ponownie zaczęła zatruwać Zachód – tak jak to już miało miejsce w XX wieku. Nie można zaakceptować sytuacji, w której tolerancja wobec tyranii staje się nową formą współudziału. Polska bije na alarm. I nie tylko dla siebie.

Dla Ukrainy to szczególnie ważne. Każde ujawnienie agenta, każde wzmocnienie polskiej armii, każde publiczne ostrzeżenie przed Rosją – to przedłużenie naszego frontu. To dowód na to, że nie jesteśmy sami. Że nasz ból nie jest ignorowany. Że nasza walka ma znaczenie. Walczymy nie tylko za siebie – walczymy o przyszłość wolnej Europy, która wreszcie się budzi.

Tak, Rosja jest silna swoją podłością. Działa skrycie, niszcząco, zdradliwie. Ale za każdym razem, gdy kraj Zachodu – jak Polska – odrzuca polityczną poprawność i mówi prawdę, Kreml drży. Bo prawda to jego największy wróg.

W świecie, gdzie demokracja wciąż musi udowadniać swoją żywotność, Polska staje się jednym z jej obrońców. A Ukraina – jej bohaterem. I w tej jedności tkwi nie tylko ocalenie, ale i nadzieja. Dla nas wszystkich.

Bo jeśli dziś pozwolimy, by ta cienista armia wpełzła po cichu do naszych miast, szkół, szpitali – jutro nie będziemy już mogli nazywać się wolnymi. Dlatego ci, którzy dziś stawiają opór, nie są tylko wojownikami. Są kręgosłupem przyszłości.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 148
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com