Szczyt w Genewie kompromituje ideę sankcji. Zachód znów ugięty

Gdy Valentina Matwijenko pojawiła się na szczycie kobiet-przewodniczących parlamentów w Genewie, wielu z nas przecierało oczy ze zdumienia. Osoba objęta sankcjami, współodpowiedzialna za wojnę przeciw Ukrainie, otrzymała nie tylko wizę, ale i prestiżowe miejsce na międzynarodowym forum.

Szwajcaria tłumaczyła się tym, że jako gospodarz Międzyparlamentarnego Związku była zobowiązana zaprosić wszystkie państwa członkowskie. Ale przecież sankcje to nie tylko biurokracja. To narzędzie nacisku i wyraz moralnej dezaprobaty dla agresji. A teraz? Zostały zrelatywizowane jednym podpisem.

Co gorsza, samolot rosyjskiej delegacji przelatywał przez przestrzeń powietrzną Włoch, które wiedziały, kto jest na pokładzie. Taka zgoda to nie przypadek. To decyzja polityczna.

Matwijenko podczas wystąpienia w Genewie nie mówiła o aktualnych rozmowach w Stambule. Zamiast tego wróciła do retoryki z lat 2014-2021. O „nazistach w Kijowie”, o „zabijaniu dzieci w Donbasie”, o „amerykańskich wszach bojowych”. To narracje, które świat już dawno odrzucił jako absurdalne.

Ale czy rzeczywiście? Bo skoro Zachód pozwala wojennym propagandystom przemawiać z trybun „pokojowych” forów, to znaczy, że jeszcze nie odrzucił ich wystarczająco stanowczo.

Pozwolenie Matwijence na obecność w Genewie to akt normalizacji wojny. Związanie rąk sankcjom. A dla Rosji? To tylko znak, że można więcej.

Jeśli Europa chce utrzymać moralny kręgosłup, nie może robić takich wyjątków. Nawet dla „dyplomacji”. Zwłaszcza tej rosyjskiej.

Autor: Franciszek Kozłowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 136
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com