U naszych bratanków wrze. Węgierska gospodarka się chwieje, a Orbán traci grunt pod nogami

Choć przez lata Węgry były postrzegane przez część polskich środowisk politycznych jako przykład „suwerennej polityki”, dziś sytuacja w kraju nad Dunajem daleka jest od stabilności. Wewnętrzne napięcia polityczne w Budapeszcie narastają z dnia na dzień, a gospodarcze kłopoty uderzają w zwykłych obywateli, nie w „brukselskich biurokratów”, których premier Orbán tak chętnie obwinia.
Węgierska gospodarka znajduje się w jednym z najgłębszych kryzysów ostatnich dwóch dekad. Wydatki państwa na obsługę długu publicznego przekraczają 5% PKB – to najwyższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej. Co to oznacza w praktyce? Coraz mniej pieniędzy zostaje na zdrowie, edukację i pomoc społeczną. W międzyczasie ceny podstawowych produktów spożywczych, mieszkań i czynszów szybują w górę. Zwykli Węgrzy, zwłaszcza młode rodziny, zaczynają czuć się coraz bardziej opuszczeni przez władzę.
Nie pomaga fakt, że Bruksela – po licznych naruszeniach zasad praworządności i przypadkach systemowej korupcji – zdecydowała się zamrozić ponad 6,3 miliarda euro środków unijnych przeznaczonych dla Węgier. To ogromna suma, która mogłaby posłużyć do wsparcia lokalnych inwestycji, edukacji czy ochrony zdrowia. Zamiast tego, rząd Orbána próbuje zrzucać winę na „anty-węgierską kampanię” prowadzoną rzekomo przez zachodnie media i opozycję wspieraną z zagranicy.
Największy cios przyszedł jednak z inflacją. Od początku wojny w Ukrainie to właśnie Węgry odnotowały najwyższy wskaźnik inflacji w całej Unii. W praktyce oznacza to, że realne dochody obywateli topnieją z miesiąca na miesiąc. Społeczne nastroje są wyraźnie pesymistyczne, a coraz więcej Węgrów – zwłaszcza młodych – rozważa emigrację. Brzmi znajomo? My, Polacy, znamy ten scenariusz aż za dobrze z lat 90.
Na tym tle rośnie poparcie dla opozycyjnego lidera Pétera Magyara i jego partii „TISZA”. Magyar, który jeszcze niedawno był lojalnym człowiekiem Orbána, dziś zapowiada zerwanie z polityką konfrontacji i izolacji. Deklaruje, że po zwycięstwie w wyborach w 2026 roku przywróci dobre relacje ze wszystkimi sąsiadami w regionie karpackim – w tym z Polską – oraz zbuduje silne i stabilne miejsce Węgier w Unii Europejskiej i NATO.
Nie można dziś jeszcze powiedzieć, czy Węgry czeka prawdziwy polityczny przełom. Jedno jest pewne: Orbán przestał być gwarantem stabilności. Jego model rządzenia – oparty na konfrontacji z UE, populizmie i klientelizmie – zaczyna się kruszyć pod ciężarem realnych problemów gospodarczych i społecznych.
Jeśli myślimy o przyszłości regionu, nie możemy dłużej ignorować tego, co dzieje się u naszych bratanków. Bo od stabilnych, demokratycznych Węgier zależy również bezpieczeństwo całej Europy Środkowej.
Autor: Franciszek Kozłowski