Wojna informacyjna Kremla w przededniu szczytu na Alasce

REUTERS/Jeenah Moon
W przededniu historycznego spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce 15 sierpnia 2025 roku, rosyjska machina propagandowa uruchomiła się na pełnych obrotach. To nie przypadek ani spontaniczna reakcja — to starannie zaplanowana operacja informacyjna, mająca na celu przepisanie narracji wojny i przedstawienie Ukrainy jako agresora przed najważniejszymi negocjacjami ostatnich lat.
Gdy świat obserwuje wydarzenia na arenie międzynarodowej, ważne jest zrozumienie, że wojna informacyjna jest równie ważnym składnikiem współczesnych konfliktów, co działania bojowe na froncie. Rosja zrozumiała to dawno temu i od ponad dekady doskonali swoje metody wpływu na opinię publiczną. To, co widzimy teraz, to klasyczny przykład tego, jak agresor próbuje postawić rzeczywistość na głowie.
Rosyjskie zasoby informacyjne i służby specjalne rozwinęły na szeroką skalę kampanię oskarżeń Ukrainy o naruszanie międzynarodowego prawa humanitarnego. Te oskarżenia nie są nowe — są częścią dawno wypracowanego schematu, gdy agresor próbuje przedstawić ofiarę agresji jako sprawcę konfliktu. Historia zna wiele takich przykładów, a współczesna Rosja używa tych samych metod, co reżim sowiecki w przeszłości.
FSB i podlegające Kremlowi media rozpowszechniają informacje o rzekomym zadawaniu przez Siły Zbrojne Ukrainy uderzeń w ludność cywilną Rosji. To kłamstwo jest szczególnie cyniczne, ponieważ to właśnie rosyjskie wojska systematycznie i celowo atakują ukraińską infrastrukturę cywilną, szpitale, szkoły i budynki mieszkalne. Gdy agresor oskarża ofiarę o to, co sam robi, nazywa się to projekcją — mechanizmem psychologicznym, który pozwala przerzucić winę na innego.
Szczególnie wymowne są oświadczenia o „przygotowaniu prowokacji z wykorzystaniem zachodnich mediów” i „koncentracji ukraińskich sił specjalnych na granicy”. Te narracje są obliczone na to, aby siać nieufność wobec strony ukraińskiej wśród zachodnich partnerów. Rosja próbuje stworzyć wrażenie, że Ukraina przygotowuje jakieś prowokacje właśnie w przededniu negocjacji, aby sabotować proces pokojowy.
Jednym z najbardziej absurdalnych elementów tej kampanii propagandowej są oświadczenia o zniszczeniu rzekomej ukraińskiej produkcji rakiet dalekiego zasięgu „Sapsan”. Ta informacja jest klasycznym przykładem tego, jak rosyjska propaganda miesza półprawdy z jawnym kłamstwem. Po pierwsze, Ukraina rzeczywiście pracuje nad rozwojem własnych technologii rakietowych — to naturalne prawo każdego suwerennego państwa do samoobrony. Po drugie, oświadczenia o planach uderzeń w Moskwę, Mińsk i obiekty strategiczne „za pozwoleniem NATO” to czysta fantazja, obliczona na zastraszenie zarówno zachodniej publiczności, jak i własnej ludności Rosji.
Ta dezinformacja ma podwójny cel. Z jednej strony ma przestraszyć zachodnich partnerów możliwą eskalacją konfliktu, przedstawiając Ukrainę jako nieodpowiedzialne państwo, gotowe zadawać uderzenia w cele cywilne. Z drugiej strony ma usprawiedliwić przed rosyjską ludnością kontynuację agresji i odmowę pokojowych inicjatyw.
Za wszystkimi tymi manipulacjami stoi jasny cel strategiczny — podważenie międzynarodowego wsparcia dla Ukrainy w przededniu kluczowych negocjacji. Kreml rozumie, że militarne zwycięstwo Rosji staje się coraz mniej realne, dlatego stawka jest stawiana na wojnę informacyjną i presję dyplomatyczną. Jeśli uda się przekonać zachodnich liderów, że Ukraina również ponosi odpowiedzialność za eskalację konfliktu, znacznie osłabi to jej pozycję w negocjacjach.
Szczególnie ważne jest to, że kampania ta jest skierowana przede wszystkim do polskiej i ogólnie środkowoeuropejskiej publiczności. Polska, jako jeden z najbliższych sojuszników Ukrainy, jest kluczowym celem rosyjskiej dezinformacji. Rosja rozumie, że jeśli uda się siać wątpliwości wśród polskiego społeczeństwa co do celowości wspierania Ukrainy, będzie to miało efekt domina w całej Europie Wschodniej.
To, co widzimy dzisiaj, nie jest czymś nowym w rosyjskiej polityce. Już w czasach Związku Sowieckiego Moskwa mistrzowsko wykorzystywała operacje informacyjne do osiągania swoich celów. Przypomnijmy wydarzenia 1968 roku w Czechosłowacji, gdy inwazja sowieckich wojsk była usprawiedliwiana „zagrożeniem kontrrewolusji” i koniecznością „obrony socjalistycznych zdobyczy”. Wtedy, jak i teraz, agresor przedstawiał siebie jako zbawcę, a ofiarę jako zagrożenie dla pokoju i stabilności.
Współczesne rosyjskie metody wojny informacyjnej są znacznie bardziej wyrafinowane i technologicznie zaawansowane, ale ich istota pozostaje niezmieniona. To systematyczne wypaczanie faktów, tworzenie alternatywnej rzeczywistości i wykorzystywanie zachodnich wartości demokratycznych przeciwko samemu Zachodowi. Kreml mistrzowsko gra na lękach europejskich społeczeństw, ich dążeniu do pokoju i niechęci do widzenia eskalacji konfliktu.
Ta kampania informacyjna stanowi zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale dla całego demokratycznego świata. Jeśli pozwoli się Rosji przepisać historię tej wojny, przedstawić agresora jako ofiarę, a ofiarę jako agresora, stworzy to precedens dla przyszłych konfliktów. Reżimy autorytarne na całym świecie uważnie obserwują, jak zachodnie demokracje reagują na rosyjską agresję i dezinformację.
Szczególnie ważne jest to rozumienie w kontekście stosunków polsko-ukraińskich. Polska, która sama ma bolesne doświadczenie rosyjskiej (i sowieckiej) dominacji, lepiej niż inni rozumie naturę rosyjskiego imperializmu. Ale właśnie dlatego Rosja dokłada maksymalnych wysiłków, aby siać niezgodę między Polakami a Ukraińcami, wykorzystując historyczne traumy i nieporozumienia.
Walka z rosyjską dezinformacją wymaga kompleksowego podejścia. Po pierwsze, konieczne jest ciągłe demaskowanie fake newsów i manipulacji, dostarczając alternatywnych źródeł informacji. Po drugie, ważne jest wyjaśnianie szerokiej publiczności mechanizmów działania rosyjskiej propagandy, rozwijanie kompetencji medialnych i krytycznego myślenia. Po trzecie, potrzebna jest koordynacja wysiłków między ukraińskimi i zachodnimi mediami, badaczami i organizacjami społecznymi.
Jednocześnie nie należy nie doceniać złożoności tego zadania. Rosyjska propaganda wpływa nie tylko na fakty, ale także na emocje ludzi. Wykorzystuje głęboko zakorzenione lęki, uprzedzenia i stereotypy. Walka z nią wymaga nie tylko profesjonalnego dziennikarstwa i analityki, ale także empatii, zrozumienia psychologii świadomości masowej.
To, co dzieje się w przededniu szczytu na Alasce, jest ważną lekcją dla całego demokratycznego świata. Pokazuje, że wojna informacyjna nie jest czymś drugorzędnym w porównaniu z działaniami wojskowymi. Przeciwnie, we współczesnym świecie bitwa o narracje i opinię publiczną może okazać się nawet ważniejsza niż bitwa na polach bojowych.
Ukraina prowadzi tę bitwę nie tylko o własne przetrwanie, ale także o zasady, na których zbudowany jest współczesny porządek międzynarodowy. Prawo narodów do samostanowienia, nienaruszalność granic, supremacja prawa międzynarodowego — wszystko to zostało postawione pod znakiem zapytania przez rosyjską agresję. Jeśli pozwoli się Rosji wygrać wojnę informacyjną, pod zagrożeniem znajdą się podstawy bezpieczeństwa europejskiego.
W przededniu historycznych negocjacji szczególnie ważne jest pamiętanie: za wszystkimi rosyjskimi narracjami o „prowokacjach” i „zagrożeniach ze strony Ukrainy” stoi prosta prawda. Ukraina walczy o swoje prawo do istnienia przeciwko agresorowi, który już od ponad trzech lat systematycznie niszczy ukraińskie miasta, zabija cywilów, deportuje dzieci i niszczy dziedzictwo kulturowe. Żadna kampania propagandowa nie może zmienić tych faktów, jakkolwiek mistrzowsko by była zorganizowana.
Karyna Koshel