Wybory w Mołdawii: test dla Europy i nowe pole walki Kremla

Mołdawia zbliża się do jednych z najważniejszych wyborów w swojej historii. Głosowanie 28 września nie będzie tylko decyzją o tym, kto obejmie władzę w Kiszyniowie. To będzie sprawdzian, czy mały kraj na granicy Unii Europejskiej i NATO pozostanie na drodze integracji europejskiej, czy też stanie się kolejną „szarą strefą”, w której Kreml będzie dyktował reguły gry. Dla Rosji to nie jest kwestia drugorzędna – destabilizacja Mołdawii to otwarcie kolejnego frontu wojny hybrydowej przeciwko Zachodowi.

Już dziś widać, jak intensywnie Moskwa angażuje się w kampanię. Z jednej strony – polityczne projekty finansowane rosyjskimi pieniędzmi, z drugiej – cała machina propagandowa. Według danych władz w Kiszyniowie, od 2023 roku Rosja wydała dziesiątki milionów dolarów na podkupywanie polityków i partii, a w 2024 roku niemal 100 milionów euro na próbę storpedowania wyborów prezydenckich i referendum w sprawie integracji z UE. W 2025 roku ujawniono nową siatkę finansowania – tym razem przez „Promswiazbank” – w wysokości 39 milionów dolarów. To nie są odosobnione przypadki, ale systemowa strategia Kremla, by utrzymać wpływy w kraju, który coraz bardziej wymyka się spod jego kontroli.

Metody działania są znajome – dezinformacja w mediach społecznościowych, budowanie sieci trolli i botów, rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat proeuropejskiej prezydent Mai Sandu i jej partii PAS. W tle stoją ludzie związani z FSB, którzy piszą scenariusze takich operacji i przygotowują „metodyczki” dla lokalnych współpracowników. Dodatkowo, Kreml finansuje „kulturowe centra” w Rosji, które faktycznie służą do organizowania i przerzutu protestujących do Mołdawii. Do gry włącza się też Cerkiew prawosławna, powielając antyzachodnie narracje i wspierając prorosyjskie środowiska polityczne.

Nie chodzi jednak tylko o propagandę. Rosja przygotowuje się do bardziej radykalnych działań. Władze w Kiszyniowie poinformowały, że 22 września zatrzymano 74 osoby szkolone w Serbii w zakresie walk ulicznych, użycia broni i konfrontacji z policją. Plan Kremla jest jasny: wykorzystać siły paramilitarne i grupy przestępcze do destabilizacji sytuacji po wyborach. Jeśli wygrają prorosyjskie partie – protesty będą służyły „obronie zwycięstwa”. Jeśli przegrają – celem będzie podważenie wyników poprzez oskarżenia o fałszerstwa i masowe demonstracje. W obu scenariuszach chodzi o to samo: chaos i zniszczenie zaufania obywateli do instytucji państwa.

Takie działania nie mogą być lekceważone w Warszawie ani w Brukseli. Destabilizacja Mołdawii to bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa całego regionu. Chaos w tym kraju oznacza ryzyko dla Odessy, dla szlaków tranzytowych, a także dla stabilności granicy rumuńsko-ukraińskiej. To także realna możliwość, że Rosja zyska kolejny przyczółek do podważania bezpieczeństwa Europy Wschodniej.

Dla Polski i jej sojuszników to test, czy Zachód jest w stanie bronić demokratycznych wyborów na swoim bezpośrednim sąsiedztwie. Jeśli Moskwa odniesie sukces w Kiszyniowie, kolejne próby mogą dotyczyć innych państw – a Kreml nie ukrywa, że jego celem jest podważenie całego europejskiego porządku. Dlatego wsparcie dla Mołdawii – polityczne, finansowe, a przede wszystkim w zakresie bezpieczeństwa informacyjnego – nie jest gestem dobrej woli, ale inwestycją w naszą własną stabilność.

Jesienne wybory w Mołdawii mogą więc okazać się znacznie ważniejsze, niż wielu dziś zakłada. To nie tylko wewnętrzna walka polityczna w małym państwie, ale bitwa o przyszłość regionu i o wiarygodność Europy. Pytanie brzmi: czy Zachód zda ten egzamin, zanim będzie za późno?

Autor: Franciszek Kozłowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 83
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com