Lewandowski kończył obwieszony złotem. „Absolutnie fenomenalny”

Fot. Joan Monfort / AP Photo
Robert Lewandowski pierwszy sezon w FC Barcelonie kończył obwieszony złotem – zdobył mistrzostwo Hiszpanii i został królem strzelców. Z takim przytupem nie wszedł ani do Borussii Dortmund, ani do Bayernu Monachium. Choć problemów nie brakowało, doskoczył do zawieszonej w chmurach poprzeczki. I był to jeden z najpiękniejszych sportowych momentów w 2023 roku, który wybierają czytelnicy Sport.pl.
Kibice zapamiętują momenty chwały, spektakularne wystrzały i rozstrzygnięcie zupełnie niespodziewane. Wiele dyscyplin skonstruowanych jest tak, że sportowiec musi trafić z formą w bardzo konkretny moment – miesiąc najważniejszych startów, walkę organizowaną raz do roku czy najbardziej prestiżowe zawody, na które zerka cały świat. Ale zachwyt Robertem Lewandowskim – tak w ostatnim sezonie, jak i w całej karierze – wynika z nadludzkiej wręcz regularności. Zmienił ligę, ale nie standardy – mistrzostwo z Barceloną było jego dziewiątym krajowym mistrzostwem z rzędu, a tytuł króla strzelców szóstym z kolei. Naszym zdaniem był to jeden z najlepszych sportowych momentów roku 2023, które wybieramy w głosowaniu – sondaż znajduje się na końcu tego artykułu.
Trudno wybrać jeden mecz Lewandowskiego, który można by oprawić w ramkę. Chwile uniesienia i drobne powody do dumy pojawiały się niemal co tydzień: najpierw dublety z Realem Sociedad i Realem Valladolid, po drodze zagrania piętą i asysty tak wyszukane, jak na grę w stolicy piłkarskiej finezji przystało, do tego trzy gole z Pilznem w Lidze Mistrzów, później pojedyncze trafienia wyszarpujące zwycięstwa nad Betisem i Valencią, a wreszcie dwie bramki w derbach Espanyolem – w dniu, który spinał cały sezon klamrą: Barcelona na cztery kolejki przed końcem sezonu przyklepała mistrzostwo, a Lewandowski odskoczył od Karima Benzemy w klasyfikacji strzelców i pierwszy sezon po odejściu z Bayernu Monachium kończył obwieszony złotem.
To był sezon „veni, vidi, vici” – Lewandowski już w pierwszym roku podbił nową ligę i pomógł wciągnąć Barcelonę na ligowy szczyt po trzech sezonach madryckiej dominacji. Na początku z twarzy nie schodził mu uśmiech, później często wygrywał, zaciskając zęby, a jego forma falowała. I tylko jedno się nie zmieniało: wciąż strzelał gole. Niezależnie od pory roku, rozgrywek i rywala: w sumie zdobył 33 bramki w 46 meczach Barcelony i miał osiem asyst. 45 z 46 meczów rozpoczął w wyjściowym składzie i uzbierał blisko 4 tys. minut.
- 23 bramki w La Liga
- 5 bramek w Lidze Mistrzów
- 1 bramka w Lidze Europy
- 2 bramki w Pucharze Króla
- 2 bramki w Superpucharze
- 23 gole prawą nogą
- 7 goli lewą nogą
- 3 gole głową
- 17 goli w pierwszych połowach
- 16 goli w drugich połowach
- 16 goli na Camp Nou
- 17 goli na wyjazdach
„Robert Lewandowski miał absolutnie fenomenalny początek”
Ekscytacja od początku mieszała się z niepewnością – Lewandowski, w roku mundialu, rezygnował z dalszych wyścigów z duchem Gerda Muellera i stawał na starcie z Benzemą, nagrodzonym dopiero co Złotą Piłką. Brak konkurencji zmieniał na konkurencję najmocniejszą z możliwych. Zostawiał maszynę hurtowo zdobywającą mistrzostwa, by dołączyć do naprędce składanego zespołu z dużym potencjałem, ale od trzech lat przegrywającego w lidze z Realem lub Atletico. Ten transfer był jak zastrzyk adrenaliny. Lewandowski, odchodząc z Bayernu, rezygnował z wielu gwarancji – Barcelona ani nie mogła mu obiecać mistrzostwa, ani statuetki dla najlepszego strzelca, ani występów w najważniejszych meczach Ligi Mistrzów. Osierocona przez Leo Messiego i pogrążona w finansowych tarapatach wymyślała się na nowo.
On był jej głównym pomysłem – najważniejszym transferem lata, gotowym liderem zespołu i mentorem dla utalentowanej młodzieży. Choć oczekiwania były wielkie, Lewandowski im sprostał. Liczyli na jego gole, a on strzelił ich więcej niż w swoich pierwszych sezonach w Borussii Dortmund czy Bayernie Monachium. Został królem strzelców, wyprzedzając Benzemę o cztery trafienia. Marzyli, że poprowadzi klub do mistrzostwa, a on zrobił to już przy pierwszym podejściu – z dziesięcioma punktami przewagi nad Realem Madryt. Nie zapobiegł jedynie klęsce w Europie – Barcelona odpadła w fazie grupowej Ligi Mistrzów i potknęła się na pierwszej przeszkodzie w Lidze Europy. Ale główny cel – co podkreślali trener Xavi Hernandez i wszyscy piłkarze – został spełniony, co pozwoliło uznać sezon za udany.
– Lewandowski miał absolutnie fenomenalny początek i bardzo dobrą formę utrzymywał niemal do mistrzostw świata w Katarze. Miał znacznie lepsze wejście do zespołu niż się spodziewałem. Dołączał przecież do nowej ligi, do niegotowej drużyny, a strzelał gola za golem. Po mundialu wrócił jednak inny człowiek. Trzeba zaznaczyć, że mimo słabszej formy między styczniem a kwietniem, za Lewandowskim pozytywny sezon. Uzbierał w lidze jednego gola więcej niż Ousmane Dembele, Raphinha, Ansu Fati i Ferran Torres razem wzięci – mówił Sport.pl Michał Gajdek, mieszkaniec Barcelony, socio klubu od 2007 r. i redaktor naczelny FCBarca.com.
Niezapowiedziany „last dance”?
Gdy tylko Barcelona przyklepała mistrzostwo Hiszpanii, na środku boiska rozpoczęły się wspólne tańce. Ale piłkarzy szybko wybili z rytmu wrogo nastawieni kibice Espanyolu, którzy wpadli na murawę i przepędzili ich do szatni. Późniejszego napawania się sukcesem nie zmąciło już nic: był przejazd otwartym autobusem przez centrum Barcelony i feta na Camp Nou.
– Podczas przejazdu przez miasto, widziałem w kibicach euforię. Radość i szczęście w ich oczach – wspominał później Lewandowski i przyznał, że ten tytuł smakował zupełnie inaczej niż taśmowo zdobywane mistrzostwa w Niemczech. – Jestem bardzo zadowolony z tego sezonu. Z mojej gry, z rozwoju drużyny, z mojej roli poza boiskiem. Co najważniejsze, mamy mistrzostwo, mimo że wokół pierwszego sezonu było mnóstwo znaków zapytania – mówił. Kataloński „Sport” ocenił go na osiem w dziesięciopunktowej skali i wybrał jednym z trzech najważniejszych piłkarzy Barcelony.
Dziś, znając wydarzenia z ostatnich miesięcy i wyraźny spadek formy, jeszcze inaczej patrzy się na pierwszy sezon Roberta Lewandowskiego w Barcelonie. Może śledziliśmy jego ostatni taniec na najwyższym poziomie, nawet o tym nie wiedząc?
Źródło: sport.pl