Oto co Duplantis naprawdę myśli o Polsce i Polakach. Jest mu przykro

Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
Armand Duplantis miał skoczyć 6,30 m i kolejny raz pobić rekord świata na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Taki był scenariusz idealny na Memoriał Kamili Skolimowskiej. Ale tym razem z polskiego mityngu Diamentowej Ligi genialny Szwed wyjeżdża bez rekordu. I dobrze wie, dlaczego.
Ma 25 lat i już 13 razy pobił rekord świata. Tyczkarz Armand Duplantis jest dziś bezsprzecznie największą gwiazdą światowej lekkoatletyki.
Duplantis mówi wprost po zawodach w Polsce. „Atmosfera jest tu niesamowita”
W sobotę na Stadionie Śląskim w Chorzowie Szwed był traktowany jak król. – Naprawdę lubię tu skakać. Naprawdę to kocham. Atmosfera jest tu niesamowita, stadion jest niesamowity i czuję, że mnóstwo ludzi kibicuje tutaj specjalnie mi. Widzę mnóstwo tablic i transparentów z moim imieniem, czuję się naprawdę kochany i doceniany – mówi Mondo. I jest mu wręcz trochę przykro, że tym razem w Polsce nie pobił rekordu.
Duplantis wygrał zawody wynikiem 6,10 m. Następnie nie przeskoczył poprzeczki na wysokości 6,20 m. Własnego rekordu świata – 6,29 z 12 sierpnia z Budapesztu – nawet nie atakował.
– Dlaczego tak było? Myślę, że po Budapeszcie nogi nie dawały mi dziś tego, czego potrzebowałem. Były trochę zmęczone i trochę ociężałe. To zrozumiałe i naturalne – mówi Duplantis. – Mimo to starałem się cisnąć, walczyć ostro, chociaż pod koniec zawodów wiedziałem, że prawdopodobnie nie będzie rekordu świata – dodaje.
Swój pierwszy z 13 rekordów świata Duplantis pobił w Polsce, w Toruniu. W lutym 2020 roku skoczył 6,17 m, o jeden centymetr poprawiając najlepszy wynik Renauda Lavilleniego. Następnie w Polsce Szwed ustanowił swój dziesiąty rekord świata w karierze. Zrobił to przed rokiem w Chorzowie. Wówczas wygrał naszą Diamentową Ligę wynikiem 6,26 m.
W ubiegłym sezonie Mondo poprawił u nas własny rekord zaledwie trzy tygodnie po tym, jak na igrzyskach olimpijskich w Paryżu uzyskał 6,25 m. Teraz miał jednak dużo mniej czasu na zebranie sił po rekordzie niż wtedy. Jego start w Budapeszcie od startu w Chorzowie dzieliły tylko cztery dni. Jeden z dziennikarzy zażartował, że gdyby Duplantis chciał bić rekordy świata co cztery dni, to wkrótce wywindowałby ten rekord na poziom 6,50 m. – Gdybym mógł to robić co cztery dni, to oznaczałoby, że mam naprawdę, ale to naprawdę niezły potencjał – śmieje się Szwed.
Już całkiem serio Duplantis zapowiada, że kolejny rekord świata spróbuje pobić za miesiąc, na MŚ w Tokio (13-21 września). – Mam nadzieję, że się uda. Taki jest plan – mówi. Ciekawe, jak będzie świętował, jeśli rzeczywiście na MŚ pobije rekord.
– Czy miałem drugą tak dobrą imprezę, jak po zdobyciu złota rok temu w Paryżu? Nie, nie na takim poziomie. Pewnie już nigdy nie będę miał takiej imprezy, bo się starzeję. Jestem zmęczony, mogę się tylko upić i iść spać – żartuje Szwed. – A wtedy nie spałem, prosto z imprezy poszedłem na rozmowy – dodaje. A jeszcze mocniej Duplantis śmieje się, gdy swoją paryską imprezę zestawia z zabawą, jaka czeka go na własnym weselu. – Nie sądzę, żebym mógł być tak pijany tego dnia. Myślę, że moja narzeczona, a wkrótce żona byłaby na mnie wściekła, gdybym tego dnia nie pamiętał. Dlatego będę się trzymał w ryzach, tylko trochę się rozluźnię – kończy obecnie najlepszy lekkoatleta świata.
Źródło: sport.pl