Właśnie zaczął kampanię prezydencką? „Jesteśmy w innej galaktyce”

Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

– Wie pan, w jakiej konkurencji ja startuję? W takiej, żeby nasi zawodnicy mieli wszystko, czego potrzebują – mówi Radosław Piesiewicz, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Czy sportowy działacz właśnie zaczął kampanię prezydencką? – Jeżeli pyta mnie pan o moje marzenia, to odpowiem tak: ja mam bardzo dużo marzeń, cały czas staram się je spełniać i co więcej, one się spełniają – odpowiada Piesiewicz w rozmowie ze Sport.pl.

Już w piątek 26 lipca rozpoczną się igrzyska olimpijskie Paryż 2024. Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego zapowiada, że dzięki środkom od sponsorów obsypie złotem wszystkim medalistów z naszej reprezentacji.

A co Piesiewicz chce zyskać dla siebie? Nieco ponad rok temu – gdy starał się o prezesurę w PKOl-u – w rozmowie ze Sport.pl mówił o swoich wielkich marzeniach. Czy po igrzyskach będzie próbował je spełnić?

Łukasz Jachimiak: Im bliżej jesteśmy startu igrzysk olimpijskich, tym bardziej jest pan aktywny. Czy – jak spekulują użytkownicy mediów społecznościowych – zaczął pan kampanię prezydencką? Pamięta pan pewnie, że nieco ponad rok temu w wywiadzie dla Sport.pl może między słowami, ale jednak powiedział pan, że marzy mu się zostanie kiedyś właśnie prezydentem Polski?

Radosław Piesiewicz: Ha, ha, ha! Znowu się śmieję jak wtedy. Pamięta pan, że się wtedy roześmiałem? Tamta rozmowa była bardzo sympatyczna.

Pamiętam, że była trudna.

– Moim zdaniem przede wszystkim była prawdziwa. Bo ja jestem prawdziwym człowiekiem i niczego nie udaję.

To co z tą prezydenturą?

– Gdybyśmy się cofnęli w czasie i zobaczyli, gdzie była koszykówka, gdy zaczynałem w niej swoją pracę, to nawet najwięksi krytycy musieliby przyznać, że dziś jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Ósme miejsce na świecie i czwarte w Europie koszykarzy halowych, medale i olimpijskie kwalifikacje koszykarzy 3×3, a marzenia są jeszcze większe, bo marzyliśmy, żeby w Paryżu grali też nasi koszykarze 5×5…

Niestety, oglądałem mecz z Finlandią w kwalifikacjach olimpijskich.

– Nie, proszę! Nie psujmy sobie humorów, nie omawiajmy tego! Jest pięknie, jedziemy na igrzyska, mamy wspaniałych olimpijczyków i będziemy przeżywali dużo dobrych emocji. Wróćmy – o czym była mowa?

Pytałem, co z tą prezydenturą.

– Spójrzmy na PKOl – kiedy trochę ponad rok temu zaczynałem w nim pracę, to nikt nie słyszał o Polskim Komitecie Olimpijskim. Nikt. Nawet pół słowa. A dzisiaj PKOl trafia do świadomości wszystkich grup wiekowych, mamy ofertę dla najmłodszych, mamy dla każdego przesłanie i mamy odpowiedź. Wykorzystujemy sztuczną inteligencję i wiele innych narzędzi, żeby PKOl ludziom pokazywać. Nasz komitet był niewidzialny, a teraz jest doskonale widoczny. Równie ważne jest to, że doceniamy naszych sportowców i wszystko dla nich robimy. Oni są najważniejsi i czują to. Właśnie w wiosce olimpijskiej w Paryżu montujemy im klimatyzatory w pokojach, ustawiamy ekspresy do kawy, a fizjoterapeutom też najlepsze łóżka i wszystkie niezbędne rzeczy, żeby mogli jak najlepiej pracować ze sportowcami.

Natomiast jeżeli pyta mnie pan o moje marzenia, to odpowiem tak: ja mam bardzo dużo marzeń, cały czas staram się je spełniać i co więcej, one się spełniają. To jest istotne. Pyta pan czy to jest początek mojej kampanii prezydenckiej? Dla mnie dzisiaj najważniejszym wydarzeniem są igrzyska olimpijskie. One nie dawały mi spać więcej niż po cztery godziny na dobę, bo starałem się zrobić wszystko, żeby były dla nas najlepsze w historii. Sam pan wie, że w stuletniej historii polskich startów na igrzyskach nigdy nie mieliśmy Domu Polskiego, a teraz on będzie. Jestem z tego bardzo dumny. Dlatego, że udało się to zrealizować mimo kłód rzucanych pod nogi. My jako PKOl i ja osobiście, jako osoba stojąca na czele komitetu, poradziliśmy sobie z tymi kłodami.

Kto te kłody rzucał i co to właściwie za kłody?

– Myślę, że przyjdzie czas, żeby to wszystko opowiedzieć. Po igrzyskach. Wtedy na pewno warto będzie powiedzieć, kto nam bardzo nie sprzyjał, a kto nam pomagał i dzięki czemu udało się wszystko zrealizować. Teraz jestem szczęśliwy, że są takie inicjatywy jak ta województwa lubuskiego, które wysyła swoich przedsiębiorców i podczas igrzysk oni będą promować swoje usługi w Domu Polskim. To jest świetna platforma, żeby się pokazać poza granicami Polski. Wszystkie międzynarodowe komitety olimpijskie zapraszają nas do swoich domów – Amerykanie, Kanadyjczycy, Czesi, Włosi i tak dalej. Wie pan, jaką czuję dumę, że jako Polak mogę odwzajemniać te zaproszenia? Thomas Bach [szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego] nie wierzył mi, że to się nam uda zrealizować, a teraz właśnie potwierdził swoją wizytę u nas! To jest przeskok jak z ziemi do nieba. Jesteśmy w innej galaktyce. Dlatego dzisiaj w ogóle nie myślę o polityce i się nią nie zajmuję. Dzisiaj nie ma takiego tematu.

Wylicza pan swoje zasługi i pewnie każdy przyzna, że potrafi pan pozyskiwać sponsorów. Za nami jest ścianka, na której roi się od logotypów różnych firm, a ile to daje pieniędzy PKOl-owi? Walcząc o stanowisko prezesa, zapowiadał pan zwiększenie budżetu organizacji z 30 do nawet 300 milionów złotych rocznie, więc jestem ciekaw, ile z tego udało się zrealizować.

– Krajowa Grupa Spożywcza, Tauron, PKP Intercity, Profbud, Enea, Plus, adidas, Itaka, ATT Investments, Bizuu, Art in House, Lilou, Stroer, Toyota Okęcie, Max – jak widać, trochę nowych sponsorów jest. A 300-milionowy budżet to jest moje marzenie. Te pieniądze są nam potrzebne, żebyśmy robili wszystko dla naszych olimpijczyków. Mało kto mówi o tym, jak fantastyczne nagrody przygotowaliśmy dla medalistów.

To jak duże mieszkania będą w końcu dostawali mistrzowie olimpijscy?

– Dwupokojowe są dla mistrzów w sportach indywidualnych, a jednopokojowe w dyscyplinach do siedmiu osób w ekipie. Plus 250 tysięcy złotych dla każdego za złoto, 200 tysięcy za srebro i 150 za brąz. Do tego dochodzą wycieczki z Itaki, diamenty, obrazy, a mieszkania będą pięknie wykończone przez Leroy Merlin. Jak widać, nasz budżet jest potężny. I jesteśmy gotowi na to, żeby wszystko dobrze poszło.

Czyli na pewno nie przyjdzie taki moment, w którym pan pomyśli „Jezu, ile oni zdobywają tych medali”? Środki macie zabezpieczone?

– To nie jest tak, że środki są zabezpieczone, ale mamy ustalony budżet oparty o wpływ z umów sponsorskich. Z jednych umów dostajemy pieniądze co dwa miesiące, z innych co pół roku – w każdym razie mamy tak zabudżetowane środki, że ile medali by nasi olimpijczycy nie zdobyli, to na koniec marca wszystko wszystkim bez problemu powinniśmy wypłacić.

Pokuszę się o pewne podsumowanie: chce pan dać się poznać jako ten, który obsypuje złotem gwiazdy polskiego sportu. To raz. Dwa – wykonał pan piękny gest wobec legendy dziennikarstwa, Włodzimierza Szaranowicza. I tu na chwilę przystańmy, bo zdecydowanie warto. Czy pan Włodzimierz ze względu na stan zdrowia będzie tylko na ceremonii otwarcia paryskich igrzysk, czy jest szansa, że zostanie dłużej?

– Redaktor Szaranowicz będzie w Paryżu nie tylko podczas ceremonii, ale jeszcze kilka dni dłużej. Bardzo się cieszę, że wszystkich zaskoczyliśmy, powierzając panu Włodzimierzowi rolę honorowego attaché prasowego. Podziękowania należą się moim współpracownikom: Katarzynie Kochaniak-Roman, Tomkowi Piechalowi, całemu działowi marketingu. I ogromne podziękowania dla pana Włodzimierza, że się zgodził. Mimo choroby jest w fantastycznej formie, co pokazał, przemawiając na ślubowaniu pierwszej grupy naszych olimpijczyków. Jak usłyszałem przez mikrofon ten jego charakterystyczny głos, z tą chrypką, to miałem ciarki. Przepraszam, ale to było silniejsze ode mnie – miałem łzy w oczach, bo momentalnie przypomniałem sobie siebie jako bardzo młodego człowieka.

Bo lata temu oglądał pan NBA w TVP z komentarzem właśnie Szaranowicza?

– No oczywiście! „Hej, hej, tu NBA!” – siedziałem przed telewizorem z ciarkami na całym ciele!

Jesteśmy z tego samego pokolenia, więc świetnie to rozumiem. Sam wybijałem dna w starych garnkach u dziadków na wsi, wieszałem to na drzewach i to mi służyło za obręcze.

– Ja miałem dokładnie to samo! Naprawdę! Urodziłem się w Warszawie, ale moi rodzice pochodzą ze wsi i często jeździłem do dziadków. Ja wiem, co to młócenie, wiem, co to sianokosy, wykopki, świniobicie i tak dalej. Jak byłem starszy, to zbierałem pomidory z krzaków, śliwki i czereśnie z drzew, brałem małą wagę i szedłem na bazarek, żeby zarobić jakiekolwiek pieniądze na własne potrzeby. Nikt mi dziś nie powie, że nie znam życia. Mam wartości, które procentują, zwłaszcza mam dziś bardzo dużo pokory do tego, co robię, gdzie jestem i dlaczego tu jestem.

To teraz dokończę to moje powiedzmy że podsumowanie: przedstawia się pan ludziom, którzy jeszcze pana nie znają, jako prezes, który wszystko może i wszystko chce oddać sportowcom, wzrusza pan takimi gestami jak ten wobec Szaranowicza, a jednocześnie umieszcza pan siebie na bilbordach z Igą Świątek, Wilfredo Leon czy Natalią Kaczmarek. Nie zgrzyta to panu?

– Widzi pan, to nie ja siebie umieszczam, to jest kampania jednego z naszych sponsorów. To jest cały problem, że niektórzy mówią, że ja siebie umieszczam na zdjęciu z gwiazdami sportu, że w jakiej ja konkurencji startuję. Z drugiej strony – czy naprawdę dzieje się komuś w związku z tym jakaś krzywda?

Pana obecność w gronie mistrzów po prostu rodzi komentarze o pańskim parciu na szkło i właśnie te żartobliwe pytania o konkurencję, w której pan startuje.

– Wie pan, w jakiej konkurencji ja startuję? W takiej, żeby nasi zawodnicy mieli wszystko, czego potrzebują. To jest poważna konkurencja! Jeżeli ktoś myśli, że tutaj jest rzeka miodem i mlekiem płynąca, to jest w błędzie. My z budżetu państwa nie mamy ani złotówki – chciałbym, żeby to wybrzmiało. Polski Komitet Olimpijski ani się z budżetu państwa nie utrzymuje, ani nie dostaje choćby złotówki.

To nie brzmi dobrze, tymczasem minister sportu Sławomir Nitras razem z panem wręczał olimpijczykom nominacje podczas ślubowania. Jak to czytać?

– Bardzo się cieszę, że pan minister nie wystraszył się Polskiego Komitetu Olimpijskiego. W końcu to jest centrum polskiego sportu i dom wszystkich polskich sportowców.

Ile medali wywalczą nasi sportowcy w Paryżu? Podobno wyliczył pan, że 16?

– Amerykańskie ratingi podają, że mamy szanse na 15 medali: pięć złotych, pięć srebrnych i pięć brązowych. My bierzemy to w ciemno.

Też bym brał!

– Z naszych analiz wynika, że mamy szanse na 16 medali, czyli jesteśmy bardzo blisko tego, co wyliczają światowe ratingi.

Trochę się obawiam czy tych medali jednak nie będzie znacznie mniej.

– A ja bardzo wierzę w naszych sportowców. Na pewno zrobią wszystko, żeby występować jak najlepiej, a szans mamy naprawdę wiele. Popatrzmy na lekkoatletykę: Anita Włodarczyk, Wojtek Nowicki, Paweł Fajdek, Natalia Kaczmarek, Maria Żodzik, Pia Skrzyszowska. Popatrzmy na wspinaczkę sportową: przecież tam mamy szansę na polski finał! No i oczywiście siatkarki i siatkarze, ale też koszykarze 3×3.

Co do wspinaczki zgoda – w bieganiu po ścianie mamy trzy najwyżej notowane zawodniczki na świecie, z których jedna niestety na igrzyskach nie wystąpi, bo limit to dwie przedstawicielki na kraj. Ale już w lekkoatletyce liczy pan zbyt optymistycznie.

– Ale popatrzmy dalej: w kajakach mamy przynajmniej trzy duże szanse medalowe. Kolejna jest w wiosłach, jedna, ale poważna. Tak samo w szermierce, w drużynowym turnieju szpadzistek. No i nie zapominajmy o ukochanych kortach Igi Świątek. Ona jest królową Roland Garros i wszyscy liczymy, że zdobędzie tam medal dla Polski.

Zostańmy przy Idze – nikt nie powie, że postąpiliście źle, powierzając Anicie Włodarczyk rolę chorążej reprezentacji Polski na ceremonii otwarcia igrzysk. To przecież trzykrotna mistrzyni olimpijska. Ale czy proponowaliście to Idze, a ona nie chciała dodatkowych bodźców?

– Dla mnie najważniejsze jest to, że Anita Włodarczyk jest chorążą. To było jedno z moich marzeń, kiedy zostawałem prezesem PKOl, bo miałem przyjemność Anitę poznać i wiedziałem, że to fantastyczna osoba. I wielka mistrzyni, bo przecież ma już trzy złote medale olimpijskie i wierzę, że w Paryżu wywalczy czwarty.

O to będzie bardzo trudno – Włodarczyk jest najlepszą młociarką w historii, ale już nie najlepszą w tym momencie.

– A ja mocno trzymam za to kciuki! I nie wierzę w klątwę chorążego. Wszyscy o niej mówią, a żadnej klątwy nie ma! Pragnę przypomnieć, że w historii polskiego sportu siedmiu chorążych zdobywało medale.

Ale od 1992 roku to się nikomu nie udało.

– Lepiej przypominać, że wtedy Waldemar Legień zdobył medal, i to złoty!

Mimo to Wojciech Nowicki chorążym nie chciał zostać i mówił, że to przez klątwę.

– Każdy bierze odpowiedzialność i wie, co chce zrobić w życiu. Ja nie ukrywam, że się bardzo ucieszyłem, kiedy zaproponowałem to osobiście Anicie, a ona się zgodziła. Tak samo zaproponowałem to Przemkowi Zamojskiemu, koszykarzowi, czyli przedstawicielowi dyscypliny, którą kocham. Nikt nie może mi zarzucić, że wziąłem kogoś, żeby nie zdobył medalu. Nie, wręcz przeciwnie – wierzę, że oni oboje są w stanie przełamać myślenie i mówienie o klątwie. Wierzę, że zarówno Przemek wywalczy medal w koszykówce, jak i Anita zdobędzie czwarte złoto w swojej koronnej konkurencji.

A dlaczego Zamojski, z całym szacunkiem do jego sportowej klasy, a nie na przykład Bartosz Kurek? To kwestia tylko waszego wyboru czy kwestia tego, że ktoś bardziej utytułowany nie chciał, nie mógł?

– Odpowiem przewrotnie: a dlaczego nie Zamojski?

Jeszcze raz podkreślam: nie podważam klasy Zamojskiego, natomiast przykładowy Kurek ma znacznie większe zasługi dla polskiego sportu.

– Nie ma czegoś takiego, że patrzymy przez pryzmat zasług.

Chyba jednak trzeba tak patrzeć i tak patrzycie, skoro chorążą będzie Anita Włodarczyk.

– Generalnie to wiem, że kogo byśmy nie wybrali, to zawsze będzie narzekanie. Wybralibyśmy Igę Świątek, to byłby problem, dlaczego nie Anita Włodarczyk, a jak wybralibyśmy Bartka Kurka, to byśmy słuchali pytań, dlaczego nie postawiliśmy na przykładowego Wojtka Nowickiego. Zawsze staramy się wybrać jak najlepiej, jednocześnie wiedząc, że nigdy nie dogodzimy wszystkim.

A jak dużo mieliście odmów? Nie odpowiedział pan czy Iga Świątek odmówiła, bo być może już nazajutrz rano po ceremonii otwarcia igrzysk będzie grała swój pierwszy mecz. Albo czy z tego samego powodu odmówił Kurek, czy jemu w ogóle proponowaliście ten zaszczyt?

– Powiem tak: mnie nikt do kogo ja zadzwoniłem, nie odmówił. I to jest prorocze.

Źródło: sport.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 117
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com