350 tysięcy „wyeliminowanych” Rosjan? 16 tysięcy czołgów i pojazdów opancerzonych? No nie bardzo

Fot. SG ZSU
Ukraińskie wojsko codziennie publikuje wykaz strat Rosjan. Ilu żołnierzy przeciwnika „wyeliminowano”, ile sprzętu zniszczono. Liczby są imponujące i nie brakuje osób w nie wierzących, choć wiele wskazuje na to, że są wyraźnie zawyżone. Nie tak jak te rosyjskie, ale jednak.
I tak na przykład 22 grudnia rano ukraińskie wojsko podało takie liczby.
W swoim komunikacie ukraińskie ministerstwo obrony dzień wcześniej podkreśliło, że to był szczególny dzień, bo 21 grudnia szacowane straty Rosjan przekroczyły 350 tysięcy ludzi. Tylko czy naprawdę?
Ukraińskie liczby nie do końca zgadzają się z tymi podawanymi przez innych
Nie ma pewności, w jaki sposób powstają ukraińskie statystyki. Oficjalnie nie było to szczegółowe tłumaczone. Ma to być zestawienie raportów oddziałów z frontu, danych wywiadowczych i szacunków. W jaki bowiem sposób policzyć na przykład liczbę ofiar ostrzału rakietowego rosyjskiej pozycji na głębokim zapleczu? Może wywiadowi uda się przechwycić jakiś raport, albo obserwujący cel dron przekaże obraz pozwalający zidentyfikować ciała leżące na ziemi. Jednak nie są to pewne źródła wiedzy, pozwalające zawsze precyzyjnie ustalić liczbę „wyeliminowanych” Rosjan. Dlatego też sami Ukraińcy przy tej liczbie dodają symbol „~”, czyli „około”. Ta pewna niepewność to jeszcze nie powód, aby całkowicie odrzucać liczby podawane przez ukraińskie wojsko. Jednak warto je zestawić z tymi podawanymi przez obserwatorów wojny, których trudno posądzić o poglądy prorosyjskie.
Na przykład dopiero co 12 grudnia do amerykańskich mediów trafił upubliczniony raport wywiadu USA pierwotnie przeznaczony dla kongresmenów. Wynika z niego, że według szacunków Amerykanów od początku wojny Rosjanie stracili 315 tysięcy zabitych i rannych żołnierzy. Do tego pojawia się liczba 2,2 tysiąca zniszczonych czołgów i 4,4 tysiąca zniszczonych bojowych wozów piechoty oraz transporterów opancerzonych. Drugim źródłem danych porównawczych może być publikacja brytyjskiego ministerstwa obrony z 4 grudnia, w której podano szacowane straty Rosjan od początku inwazji do listopada 2023. Mają one wynosić około 70 tysięcy zabitych i 220-280 tysięcy rannych. Mediana szacunków ma wynosić około 320 tysięcy łącznie. Czyli liczba zbieżna z tym, co później podali Amerykanie.
Oznaczałoby to nie tak dużą różnicę względem danych ukraińskich. Około 10 procent, biorąc pod uwagę różne daty publikacji danych. Kluczowym pytaniem jest jednak to, co oznacza sformułowanie „wyeliminowani” w ukraińskich statystykach. Nie ma oficjalnej wykładni, ale z publicznych wypowiedzi przedstawicieli ministerstwa obrony można wysnuć wniosek, że chodzi o zabitych. Co by oznaczało drastyczne rozminięcie się ze statystykami zachodnimi. Doliczając standardowe 2-3 razy więcej rannych, oznaczałoby około miliona zabitych i rannych rosyjskich żołnierzy. Wartość ogromna, porównywalna z całkowitą liczebnością rosyjskich sił zbrojnych, a nie tylko wojsk lądowych (około 600 tysięcy ludzi), które są główną siłą zaangażowaną w konflikt.
Interesujące światło na ten wątek rzucają też sami Rosjanie. Oczywiście nie oficjalnie. W październiku rosyjskie medium „Możemy wyjaśnić” działające głównie na Youtube oraz Telegramie, uznawane za niezależne od Kremla, opublikowało wynik swojego śledztwa, w którym opiera się o analizę publicznie dostępnych danych budżetowych. Konkretnie części Funduszu Socjalnego przeznaczonego na wypłatę odszkodowań dla rodzin zabitych albo trwale okaleczonych żołnierzy. Z obliczeń wynika, że w latach 2023-24 państwo rosyjskie wypłaciło lub przewiduje wypłacić ich 102,7 tysięcy. Trzeba do tego dodać liczbę zabitych i trwale okaleczonych z 2022 roku, ale brak odpowiednich danych do obliczeń. Dodatkowe światło na tę sprawę rzuca wynik śledztwa innych niezależnych rosyjskich mediów, Meduza i Mediazona, które opublikowano w lipcu 2023. Na podstawie analizy statystyk śmiertelności mężczyzn do 50. roku życia, oraz informacji na temat spadków, dziennikarze uzyskali liczbę około 50 tysięcy zabitych przez nieco ponad rok wojny (luty 22-maj 23). Oba te rosyjskie śledztwa dają wyniki ogólnie zbieżne z tym, co podali Amerykanie i Brytyjczycy. Statystyki ukraińskie są z zupełnie innego zakresu.
Podobne znaki zapytania pojawiają się przy ilości rosyjskiego sprzętu zniszczonego według ZSU. Na przykład czołgi. Oficjalnie Ukraińcy podają 5,8 tysiąca. Amerykanie we wspomnianym raporcie 2,2 tysiąca. Niezależni obserwatorzy konfliktu opierający się wyłącznie na nagraniach i zdjęciach tworzący listę dostępną na stronie bloga Oryx podają natomiast liczbę 2562, przy czym składa się ona ze 1679 zniszczonych, 143 uszkodzonych, 195 porzuconych i 547 zdobytych. Amerykanie podają 4,4 tysiąca straconych BWP i transporterów opancerzonych, Oryx 4,5 tysiąca straconych, uszkodzonych, porzuconych i zdobytych. Ukraińcy 10,8 tysiąca, choć w ramach szerszej kategorii opancerzonych pojazdów bojowych, która może też obejmować na przykład pojazdy minoodporne. Tych Rosjanie mieli jednak według Oryxa stracić niewiele, 232. Na pewno nie jest to brakujące 6 tysięcy różnicy pomiędzy danymi ukraińskimi a amerykańskimi i cywilnych obserwatorów.
Jest jak najbardziej możliwe, że nie ma nagrań i zdjęć wszystkich strat Rosjan. Część trafia do sieci z dużym opóźnieniem. Bardzo ogólne założenie w przypadku listy Oryxa jest takie, że do podawanych na niej wartości można dodać 20-30 procent na rzecz tego, co nie zostało udokumentowane, nie zostało zauważone, albo dopiero zostanie. To nadal nie wystarcza do wytłumaczenia dwa razy większych wartości podawanych oficjalnie przez ukraińskie ministerstwo obrony. W przypadku samolotów i śmigłowców nawet trzy razy większych.
Ukraińskie statystyki trzeba traktować z dystansem
Do oficjalnych wojskowych statystyk ostrożnie podchodzi nawet część ukraińskich mediów. Tak pisze o nich anglojęzyczny „Kyiv Post”:
Siły Zbrojne Ukrainy (ZSU) uniemożliwiają niezależną kontrolę ich szacunków rosyjskich strat, uzasadniając to kwestiami bezpieczeństwa. Uniemożliwiają też dostęp do frontu. Niezależni obserwatorzy są z rzadka dopuszczani do kontaktu z wyselekcjonowanymi żołnierzami frontowymi i wyłącznie pod nadzorem oraz eskortą.
– Wojna ma wiele domen. Jedną z nich jest informacja. Kreując odpowiednie informacje, można wpływać zarówno na swoją stronę, jak i na przeciwnika oraz partnerów zagranicznych. W tym kontekście uważam dane ukraińskie za narzędzie informacyjno-propagandowe – mówi Gazeta.pl Konrad Muzyka, założyciel firmy Rochan Consulting. – Nie powinno się ich traktować jako faktów. Ewentualnie można z ich obserwacji oceniać trendy rozwoju sytuacji wojennej – dodaje. Jako przykład wskazuje podawane przez Sztab Generalny ZSU codzienne informacje na temat liczby i lokalizacji rosyjskich ataków. – Na przykład we wrześniu dało się zauważyć wyraźny spadek liczby ataków lądowych. Wysnuliśmy z tego wniosek, że Rosjanie gromadzą siły do jakiejś większej operacji. W połowie października zaczęła się ofensywa na Awdijiwkę – opisuje Muzyka.
Dystans do konkretnych liczb podawanych przez Ukraińców ma też dr Dariusz Materniak, redaktor naczelny portalu polukr.net. Choć inny niż Muzyka. – Ja bym traktował tę wartość „wyeliminowanych” Rosjan jako straty sumaryczne, obejmujące zabitych, rannych, kontuzjowanych itp. Z czego zabitych musi być istotny procent, biorąc pod uwagę, jak zły jest poziom medycyny pola walki w rosyjskich siłach zbrojnych. Natomiast oczywiście jest możliwe, że ten ukraiński bilans jest zawyżony. Osobiście bym to szacował na 20-30 procent – mówi Gazeta.pl Materniak.
Trzeba pamiętać, że Ukraina toczy wojnę. Prawie wszystkie chwyty są dozwolone. Podawane oficjalnie dane należy oceniać w tym kontekście. Morale wojska, ale też społeczeństwa odgrywa w wojnie wielką rolę. Przekonanie o wyraźnie wyższych stratach ponoszonych przez agresora ma duże znaczenie. Przy czym nie ma większych wątpliwości, że te Rosjan naprawdę są wyraźnie większe niż ukraińskie.
Jednak trzeba się pogodzić z tym, że wiarygodne określenie strat obu stron tej wojny będzie możliwe dopiero po niej albo w ogóle. Ukraińskie państwo na pewno ma precyzyjne statystyki co do liczby zabitych i rannych po swojej stronie, które kiedyś staną się publiczne. Jednak państwo rosyjskie bez zawalenia się obecnego systemu politycznego najpewniej nie będzie chciało swoich ujawniać, o ile je w ogóle ma. Nie jest to takie pewne, patrząc na skalę instytucjonalnego zakłamywania rzeczywistości zgodnie z oczekiwaniami przełożonych, obecnego w rosyjskim aparacie państwowym.
Źródło: gazeta.pl