Dary od Kima zaczynają spadać na Ukraińców. Transsyberyjski szlak amunicyjny już działa

Fot. Wong Maye-E / AP Photo
Po ponad roku spekulacji teraz mamy właściwie pewność. Rosja otrzymuje amunicję z Korei Północnej i używa jej na froncie w Ukrainie. Skala dostaw jak na razie nie wydaje się być duża i nie zmieni faktu, że Rosjanie zmierzają ku poważnym problemom z zaopatrywaniem swojej artylerii.
Przekonujące dowody na funkcjonującą trasę zaopatrzeniową z Korei Północnej pojawiły się już ponad tydzień temu, w połowie października. Teraz na rosyjskich kanałach na Telegramie pojawiły się zdjęcia nietypowo wyglądającej amunicji artyleryjskiej. Pomalowana na niebiesko, inaczej zapakowana i oznaczona niż radziecki/rosyjski standard. Według opisów to pierwsze dary od Kim Dzong Una w rękach rosyjskich artylerzystów na froncie w Ukrainie.
Na zdjęciach widać pociski kalibrów 122 mm oraz 152 mm, czyli dwóch podstawowych we wschodniej artylerii. Tych, których Rosjanie zużywają zdecydowanie najwięcej. Dotychczas nie było publicznie dostępnych zdjęć północnokoreańskiej amunicji artyleryjskiej w skrzyniach transportowych. Właściwie to w ogóle nie było zdjęć pocisków produkowanych przez to państwo. Styl napisów i opakowania ma jednak nie pozostawiać wątpliwości.
Amunicyjny ekspres trans azjatycki
Zdjęcia publikowane przez Rosjan zbiegają się z informacjami pochodzącymi z innych źródeł na temat północnokoreańskich dostaw amunicji. Przy czym Amerykanie już od roku okresowo informowali o wsparciu rosyjskiego wojska przez Koreę Północną, jednak nie było na to publicznie dostępnych dowodów. Co więcej, te pojawiające się teraz, zbiegają się ze znaczną intensyfikacją kontaktów Moskwy i Pjongjangu na najwyższym szczeblu. Pod koniec lipca w Korei Północnej był rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu, we wrześniu Rosję odwiedził północnokoreański dyktator Kim Dzong Un, a rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow w październiku Koreę Północną. Intensyfikacja relacji dwustronnych ewidentnie wskazuje na zacieśnienie współpracy.
Oficjalnych informacji na ten temat jednak nie ma. Obie strony wypierają się kooperacji w zakresie dostaw amunicji. Poza zdjęciami wspomnianymi na wstępnie pojawił się jednak inny przekonujący dowód. To raport brytyjskiego think tanku RUSI, oparty głównie o serię zdjęć satelitarnych wykonanych nad wschodnim krańcem Azji. Widać na nich dwa porty, północnokoreański Rason i rosyjski Dunaj. Ten pierwszy mieści się na samym północnym skraju Korei Północnej w pobliżu granicy z Rosją i Chinami. Ten drugi tak naprawdę nie jest portem, ale starą i zapuszczoną bazą dla okrętów podwodnych, zbudowaną w czasach ZSRR kilkadziesiąt kilometrów od Władywostoku.
W ostatnich dniach sierpnia i na początku września w oba miejsca tchnięto nowe życie, za sprawą trzech rosyjskich statków Angaria, Maria i Lady R, które przypłynęły z wód okalających europejską część Rosji. Wszystkie są kontrolowane przez firmy powiązane z rosyjskim wojskiem i od lat wykonują zadania specjalne na jego rzecz, oraz na rzecz rosyjskiego handlu uzbrojeniem. Od końca sierpnia zaczęły kolejno wykonywać wahadłowe rejsy pomiędzy Rason i Dunaj, transportując kontenery. Wszystko z wyłączonymi transponderami ASI, które na statkach cywilnych zazwyczaj są włączone i podają ich pozycję. Ruchy trzech rosyjskich statków były jednak śledzone przez satelity. Łącznie zarejestrowano sześć ich rejsów na trasie Rason-Dunaj. Miały w ich trakcie przetransportować kilkaset kontenerów.
W Dunaj były one ładowane na wagony, na bocznicy mającej ostatecznie połączenie z koleją Transsyberyjską. Dalej ich ruchy trudno było śledzić przy użyciu cywilnych satelitów, jednak bardzo podobne kontenery (w dominujących niebieskich barwach, z dodatkiem czerwieni) zaobserwowano na prawie drugim krańcu Rosji. Dokładniej w składzie amunicji kilka kilometrów za obrzeżami miasta Tichorieck w kraju Krasnodarskim. W ostatnich miesiącach przeżył on gwałtowną rozbudowę. Obok tradycyjnych bunkrów amunicyjnych i hal wykopano liczne prowizoryczne zagłębienia otoczone wałami ziemnymi. Na zdjęciach satelitarnych widać, że kontenery zdjęte z pociągów są rozładowywane i w przygotowanych zagłębieniach pojawiają się jakieś obiekty, mogące być stertami skrzyń amunicyjnych.
Wszystko to dzieje się około 200 kilometrów w linii prostej od najbliższej przedwojennej granicy z Ukrainą. Blisko Donbasu, oraz drogi na Krym przez most nad Cieśniną Karczeńską, którym płynie istotna część zaopatrzenia dla rosyjskich wojsk na Zaporożu.
Zapas na miesiąc ograniczonego strzelania
Analitycy RUSI nie byli w stanie dokładnie oszacować skali dostaw amunicji. Ocenili jedynie, że w ciągu nieco ponad miesiąca trzy statki przetransportowały co najmniej kilkaset kontenerów. Swoją opinię na ten temat wyraził publicznie odchodzący szef estońskiego wywiadu wojskowego, pułkownik Ants Kiviselg. – Doniesienia mówią o dostarczeniu do Tichoriecka do tysiąca morskich kontenerów. Każdy może pomieścić od 300 do 350 pocisków artyleryjskich. Czyli oznacza to dostawę około 300-350 tysięcy pocisków – mówił na konferencji prasowej, cytowany przez estońskiego nadawcę publicznego ERR.
Przy okazji Estończyk w interesujący sposób rozwinął ten wątek. Według oceny jego służby, Rosjanie aktualnie zużywają około 10 tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej dziennie. Co oznacza, że Korea Północna dostarczyła rosyjskiemu wojsku około miesięcznego zapasu. – Według naszych ocen, Rosja nadal ma około czterech milionów sztuk amunicji. To oznacza, że przy aktualnie dość niskim dziennym zużyciu na poziomie 10 tysięcy sztuk, pocisków artyleryjskich wystarczy im na nieco ponad rok – mówił Kiviselg. Jego zdaniem celem rosyjskiego dowództwa nie jest istotnie zwiększyć intensywność ostrzału, ale stworzyć odpowiednie zapasy do prowadzenia długotrwałej wojny o ograniczonej intensywności. – Dostawy z Korei Północnej wskazują, że Rosja planuje długą wojnę z Ukrainą i podejmuje konkretne kroki w celu przygotowania się do tego – stwierdził Estończyk.Rosyjskie problemy z amunicją są obserwowane już od wielu miesięcy. W pierwszym roku wojny rosyjskie wojsko zużywało ją w ogromnych ilościach, najpewniej chcąc osiągnąć założone cele wojny jak najszybciej i licząc na zwycięstwo w krótkiej perspektywie czasu. W szczytowych momentach latem 2022 roku wystrzeliwanych dziennie miało być po nawet 70-80 tysięcy pocisków. Jesienią i zimą był ciągły spadek tej wartości. Wiosną tego roku Ukraińcy mówili już o około 15 tysiącach pocisków dziennie wystrzelonych w ich kierunku. Teraz uniwersalnie przyjętą liczbą jest około 10 tysięcy. To mniej więcej tyle samo ile aktualnie wystrzeliwują Ukraińcy, którzy od początku wojny mieli poważne problemy z amunicją artyleryjską. Jednak jej potężne zużycie przez Rosjan, liczone czasem nawet w milionach sztuk miesięcznie, w połączeniu z szybkim zużywaniem się luf dział, z którymi też są poważne problemy, oraz ze stratami w sprzęcie w wyniku walki, doprowadziło do znacznego osłabienia rosyjskiej artylerii. Z poziomu absolutnej dominacji nad Ukraińcami, do względnego parytetu, a miejscami nawet ukraińskiej przewagi dzięki lepszym parametrom zachodniej artylerii.
Dostawa ważna, ale nie przełomowa
Spadek intensywności ognia po stronie Rosjan rodzi nieustannie pytania, kiedy mogą dojść do ściany w kwestii amunicji artyleryjskiej. Wypowiedź Kiviselga rzuca na to światło. Przy bardzo ograniczonym zużyciu nawet ponad rok. Ograniczanie zużycia oznacza jednak pozbawienie rosyjskiego wojska jednego z jego podstawowych atutów, czyli właśnie przewagi w masie artylerii, która dawała istotne wsparcie na froncie. Gdyby Rosjanie chcieli istotnie zintensyfikować ostrzał przy jakiejś próbie poważniejszej ofensywy, albo przy odpieraniu poważniejszego uderzenia Ukraińców, to poważny kryzys może nadejść wcześniej. Nie wspominając o tym, że rosyjscy żołnierze już od roku coraz bardziej narzekają na „głód pocisków”. Z wielu odcinków frontu, nawet tych priorytetowych, regularnie napływają relacje o tym, jak to jest przydział po tylko po kilka pocisków dziennie na lufę i jak bardzo jest to niewystarczające.
W takich realiach dostawy do 350 tysięcy północnokoreańskich pocisków nie zmienią diametralnie sytuacji na froncie. Powiedział to we wrześniu wprost generał Mark Milley, były najważniejszy wojskowy USA, szef Kolegium Połączonych Sztabów. – Nie chcę bagatelizować faktu wsparcia z Korei Północnej, jednak wątpię, aby było ono decydujące – mówił. Głównym problemem Rosjan jest niewystarczająca skala ich własnej produkcji amunicji. Jest ona aktualnie szacowana na około dwa miliony sztuk rocznie. 167 tysięcy sztuk miesięcznie. Czyli o połowę mniej, niż faktyczne zużycie, nawet przy bardzo ograniczonym zużyciu.
W takiej rzeczywistości poważnym pytaniem jest to, jaka będzie skala całkowitej pomocy Korei Północnej. Zaobserwowane około 350 tysięcy pocisków może być tylko częścią wsparcia dla Rosji, albo jej wstępem. Korea Północna prawdopodobnie posiada znaczne zapasy amunicji artyleryjskiej radzieckich kalibrów, produkowanych w czasie zimnej wojny. Prawdopodobnie ma też działające linie produkcyjne, które mogą teraz pracować na rzecz Rosji. Możliwości produkcyjne Korei Północnej jak i zawartość jej arsenałów stanowią jednak tajemnicę. Nie ma nawet bardzo ogólnych szacunków.
Źródło: gazeta.pl