Estoński generał o wojnie z Rosją: Albo wygra Ukraina, albo będzie III wojna światowa

Valery Sharifulin / AP
– Zachód cały czas nie rozumie powagi sytuacji. On cały czas uważa, że to jest jakiś tam konflikt gdzieś daleko od jego granic. A przecież odległość z Berlina do Kijowa jest taka sama jak z Tallina do Berlina – stwierdził w rozmowie z Wprost.pl estoński europoseł Riho Terras, dowódca Estońskich Sił Obronnych. Ekspert przyznał, że wciąż trudno przewidzieć, jaki będzie finał wojny w Ukrainie.
– Tak długo jak Europejczycy nie rozumieją, jak poważny jest obecny konflikt, tak długo politycy nie będą zmuszeni do prawdziwego wysiłku, nie będą musieli zwiększyć swoich wydatków na cele obronne – przekonywał w wywiadzie dla Agatona Kozińskiego z Wprost.pl Riho Terras. – To jedna kwestia. Druga jest poważniejsza. Europa dziś właściwie nie ma własnych zdolności obronnych. (…) To nie jest kwestia ostatnich miesięcy, to jest tak, że wszyscy oddali swoją amunicję, by pomóc Ukrainie – twierdzi Terras.
– Tak naprawdę kraje europejskie zamawiały w ostatnich latach amunicję tylko w celu ćwiczeń. W dodatku też w niewielkich ilościach, bo chodziło o ćwiczenia dla jednostek zaangażowanych w międzynarodowe misje – zaznaczył rozmówca Wprost.pl.
Autor rozmowy Agaton Koziński zaznaczył w pewnym momencie, że „gdy Rosjanie zajmą przesmyk suwalski, odetną Polskę od krajów bałtyckich”. – Nie sądzę, żeby to był problem. Gdyby coś naprawdę zaczęło się dziać, to polskie czołgi zajmą bardzo szybko obwód królewiecki. Nie będzie z tym większego problemu.(…) Mówimy o rosyjskiej armii. Dużo o jej potędze nasłuchaliśmy się przed wybuchem wojny na Ukrainie, że jest silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, a gdy wojna się zaczęła, rzeczywistość się okazała kompletnie inna – przekonywał europoseł.
Zapytany o wojnę w Ukrainie, zaznaczył, że „są tylko dwa rozwiązania: albo wygra Ukraina, albo będzie III wojna światowa”. – Nie widzę, żeby któraś z tych opcji obecnie była bardziej prawdopodobna. Pytanie, jak dalej będzie się zachowywał Zachód – dodał.
„Naszym celem powinno być odstraszenie Kremla”
„Rosja nie daje forów Ukrainie. Walczy najlepiej, jak potrafi. Z państwem, które prawie nie dysponuje lotnictwem, flotą i nie ma zdolności do skutecznego atakowania celów na terytorium Rosji. Z państwem, które według ocen zdecydowanej większości analityków, miało w lutym 2022 roku nie mieć najmniejszych szans z potęgą rosyjskiego oręża” – wskazywał w swoim tekście przed kilkoma dniami dziennikarz Gazeta.pl Maciek Kucharczyk.
Jak dodał, sukcesem Rosji jest to, że „zdołała zamrozić front i utrzymać okupację kilkunastu procent terytorium Ukrainy.” „Oczywiście nie oznacza to, że Rosję można bagatelizować, ani zakładać, że wojna skończy się dla Ukraińców dobrze. Trzeba jednak mieć w pamięci, że z dużym prawdopodobieństwem Rosja będzie uwikłana w Ukrainie jeszcze lata, a NATO byłoby dla niej przeciwnikiem zupełnie innej rangi” – ocenił. Zaznaczył też, że „NATO nie jest takie słabe, a Rosja tak silna, żeby wyniszczająca wojna w Polsce była nieuchronnością”.
„Nie można mieć nadziei, że Rosja nagle sama złagodnieje. Putin z obranej ścieżki wojowniczego imperializmu sam nie zawróci. Trzeba się poważnie zająć bezpieczeństwem, bo naszym celem nie powinno być wygranie wojny z Rosją, ale odstraszenie Kremla od jej wszczęcia” – podkreślał Kucharczyk.
Źródło: gazeta.pl