Nie tylko kłopoty z NATO. Co się stanie, jeśli wybory w USA wygra Donald Trump

Fot. REUTERS/Jay Paul
Luty 2024 r., Karolina Południowa, Donald Trump kwestionuje artykuł 5. NATO. „Jak nie zapłacicie swoich zaległości, to nie będę was bronił” – to zdanie odbiło się echem w całej Europie. Ale Trump opowiada – i zapowiada – też inne rzeczy, od których włos się na głowie jeży. Sprawdźmy, jaki obraz świata ma człowiek, który może znów stanąć na czele USA – pisze Marta Nowak z Gazeta.pl.
Nie mamy w Polsce takich wieców jak w Ameryce. Nie mamy też takich stand-uperów jak Donald Trump. Przyzwyczailiśmy się do rozwlekłych kazań Jarosława Kaczyńskiego, poważnych przysiąg Donalda Tuska czy odmienianego przez wszystkie przypadki słowa „kobieta” na konwencjach Lewicy. Być może najbardziej trumpistyczne w duchu były „Piwa z Mentzenem” – z przechwałkami, wykpiwaniem przeciwników czy buńczucznymi obietnicami, że „my im ten stolik wywrócimy”. Na Mentzena ludzie przychodzili po prostu zobaczyć show. I na Trumpa przychodzą tak samo. Ale znajmy proporcje: gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Konfederacja, gdzie republikanie. Trump już od wielu tygodni jeździ po Stanach. I to, co mówi na wiecach, nam, Europejczykom, może się w głowie nie mieścić.
Król Słońce
„Załatwię sprawę tej strasznej wojny między Rosją a Ukrainą, zanim jeszcze obejmę urząd. To nigdy by się nie wydarzyło [gdybym był prezydentem]. Nawet demokraci przyznają, że gdyby Trump był prezydentem, to Putin na sto procent by mnie posłuchał” – powiedział Trump w styczniu na wiecu w New Hampshire. To kłamstwo – demokraci nic takiego nie powiedzieli. Po pierwsze, skąd mieliby wiedzieć, co by „na sto procent” zrobił Putin, a po drugie, jedyną osobą tak ufną w moce sprawcze Donalda Trumpa pozostaje Donald Trump. Były prezydent USA mówił jeszcze, że gdyby to on rządził w kadencji 2022-2024, Hamas nie dopuściłby się ataków w Izraelu, nie byłoby też „żadnej inflacji”. Wszystko to Trump zatrzymałby najwyraźniej mocą swojego autorytetu. Konkrety jakoś nie padły.
Trump twierdzi też, że skomplikowane międzynarodowe sprawy załatwia jednym telefonem. Na jednym z wieców odegrał scenkę, jak rzekomo w takim trybie wynegocjował z Emmanuelem Macronem odstąpienie od obłożenia podatkiem gigantów cyfrowych (znów: to nieprawda, rozmowy w tej sprawie trwały o wiele dłużej). Parodiował przy tym Macrona, udawał francuski akcent. A kiedy Trump niedawno mówił o wsparciu dla Ukrainy – z polskiego punktu widzenia kluczowej sprawy, o którą toczy się stawka amerykańskich wyborów – nagle przeszedł do dygresji o tym, jak znakomicie gra w golfa i czy szczupło, czy grubo przy tym wygląda. Wydaje się to niepoważne? No tak. Bo poważne nie jest.
Żołnierze i gilotyny
„Nie wiem, czy w niektórych przypadkach można ich nazwać ludźmi. Moim zdaniem to nie ludzie” – tak Trump mówił o migrantach na niedawnym wiecu w Ohio. Nazywał ich „zwierzętami” i „nielegalnymi kosmitami Joe Bidena”, biadał nad tym, że „do naszego kraju napływają języki… mówią językami, o których nikt w tym kraju nie słyszał”. Twierdził też, że inne państwa rzekomo pozbywają się więźniów w ten sposób, że wysyłają ich, żeby przedzierali się przez amerykańską granicę. Źródła? Oczywiście brak. Według Rolling Stone Trump chciałby obsadzić granicę Stanów tysiącami żołnierzy (nie udało mu się to w poprzedniej kadencji, teraz jednak zbudował wokół siebie o wiele bardziej lojalne środowisko, więc sprawa będzie łatwiejsza). A także – uwaga – rozważa ponoć zrzucenie bomb na Meksyk. „Atak na Meksyk – jak zwał, tak zwał – to taka sprawa, w której prezydent Trump chce mieć sporządzone plany bitew” – miała powiedzieć magazynowi osoba z bliskiego otoczenia Trumpa.
Inne doniesienia Rolling Stone: Trump miał mówić współpracownikom, że jako prezydent chciałby przywrócić wykonywanie kary śmierci przez rozstrzelanie, powieszenie, „a może nawet gilotynowanie”. Uśmiercanie skazańców zastrzykiem wydaje mu się ponoć za mało dramatyczne. Miał też snuć marzenia o spektakularnej rządowej kampanii, w ramach której pokazywane byłyby filmy wideo z egzekucji. A publicznie twierdził, że śmiercią powinno się karać dilerów narkotyków. Chciałby, żeby zabijano ich z broni palnej. Kula miałaby być wysyłana rodzinie, która miałaby zwrócić za nią pieniądze.
Co dalej? Trump kocha paliwa kopalne, prawdopodobnie będzie chciał wypowiadać paryskie porozumienie klimatyczne. O mediach, które go krytykują, już mówi, że prowadzą „nielegalną polityczną działalność” – co budzi obawy o to, jak za jego drugiej kadencji będzie wyglądać w USA wolność słowa. Zamiast czarnkizacji ma być trumpizacja: Trump chce obcinać fundusze szkołom, w których dzieciom przekazuje się treści, które według niego są liberalne czy lewicowe. Powiedział też, że wycofa finansowanie dla szkół, w których wymagane są szczepienia. Choć rozumiem, że takie tematy – znamy je już w końcu trochę z polskiego podwórka – nie robią wrażenia przy pomysłach o rozstrzeliwaniu więźniów.
Putin, Trump i bomby atomowe
„Jeżeli nie zostanę wybrany, w całym kraju będziecie mieć krwawą łaźnię” – straszy Donald Trump na wiecach. Demokratów przedstawia jak dyktatorów: „Nie sądzę, że [jeśli przegram] będą jeszcze kolejne wybory, a na pewno nie takie, które mają znaczenie”. Ale to nie Joe Biden, tylko właśnie Trump o autokratach tego świata wypowiada się z szacunkiem i podziwem. Z aprobatą cytował Putina, Orbana nazwał „jednym z najsilniejszych liderów na świecie”, o chińskim prezydencie Xi Jinpingu mówił w samych superlatywach (jest on według Trumpa i mądry, i silny, i przystojny, i twardy jak granit). „Dobrze mieć dobre relacje z Putinem, Xi i wszystkimi ludźmi, którzy mają dużo broni atomowej. Kim Dzong Un? Mam z nim dobre stosunki. To twardy, mądry facet” – powiedział Donald Trump na wiecu w listopadzie 2023 r.
Swoich przeciwników politycznych w kraju określa za to mianem „robactwo”. Jest przekonany, że to najgorsi marksiści, tropi „deep state”, czyli rzekomą tajemną siatkę trzymającą władzę. Jeśli trafi do Białego Domu, chce zemsty. Zapowiada „dzień sądu” dla swoich wrogów (jak donosi Washington Post – w tym dawnych sojuszników, których jednak do siebie zniechęcił). Jak więźniów politycznych traktuje za to ludzi skazanych po szturmie na Kapitol. (Przypomnijmy: po przemówieniu Trumpa o „ukradzionych wyborach” w styczniu 2021 r. tłum jego zwolenników, w tym słynny człowiek-bizon, szturmuje budynek w czasie obrad, wdzierają się do środka, są ofiary śmiertelne) Trump obiecuje ich wszystkich uwolnić. A skoro już mówimy o procesach: przeciwko niemu samemu toczy się w tej chwili 91 spraw karnych. Ale i to obraca na swoją korzyść, przedstawiając się jako człowiek prześladowany przez władzę. Wydaje się, że Trumpowi nie może zaszkodzić nic – i on sam doskonale to wie. Już osiem lat temu mówił: „Mógłbym stanąć na środku Piątej Alei i kogoś zastrzelić, a i tak nie straciłbym żadnych wyborców”.
Źródło: gazeta.pl