Śmigłowce i kontyngent żołnierzy. Wsparcie wojskowe od armii państwa NATO już w Polsce

Czeskie Siły Zbrojne (X)
Trzy śmigłowce Mi-171S wraz z kontyngentem do 150 żołnierzy przyleciały do Polski, aby wzmocnić ochronę wschodniej granicy Sojuszu Północnoatlantyckiego. Decyzja o ich wysłaniu zapadła w Pradze po incydencie z rosyjskimi dronami, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną.
Czesi pomogą nam walczyć z dronami
Maszyny z czeskiej jednostki operacji specjalnych mają zwalczać drony i rozpoczną działania w najbliższych godzinach. Zgodnie z decyzją czeskiego parlamentu kontyngent pozostanie w Polsce do trzech miesięcy. Wsparcie udzielane jest w ramach mandatu przyjętego w 2024 r., który pozwala czeskiej armii na wzmacnianie wschodniej flanki NATO w latach 2025-2026. Szef sztabu czeskiej armii, gen. Karel Rehka, przypomniał, że czescy piloci uczestniczyli już wcześniej w operacjach na terytorium Polski, m.in. podczas ubiegłorocznej powodzi. Ministerka obrony Jana Czernochova podkreśliła, że decyzja o wysłaniu śmigłowców została podjęta jeszcze przed ogłoszeniem misji NATO „Wschodnia Straż”.
Do kiedy Czesi zostaną w Polsce?
Czescy politycy zwrócili uwagę, że ewentualne dalsze wsparcie będzie zależało od zgody parlamentu, który w październiku wybierze nowych posłów. Obecny mandat umożliwia jednak działania czeskich żołnierzy nie tylko w Polsce, ale też na Litwie, Słowacji i Łotwie.
NATO reaguje na zagrożenie ze wschodu
Misja „Wschodnia Straż” została oficjalnie ogłoszona w piątek przez sekretarza generalnego NATO Marka Ruttego. Celem operacji jest wzmocnienie obrony wschodniej flanki Sojuszu. W ćwiczeniach i działaniach mają brać udział m.in. duńskie myśliwce F-16, francuskie Rafale oraz niemieckie Eurofightery. Kraje Europy deklarują zwiększenie swoich sił w Polsce. Prezydent Karol Nawrocki podpisał już postanowienie, które zezwala na pobyt zagranicznych wojsk na terytorium kraju. To odpowiedź sojuszników Polski na wydarzenia z nocy z 9 na 10 września, kiedy polską przestrzeń powietrzną naruszyło kilkanaście dronów. Trzy z nich musiały być zestrzelone. Pozostałe spadały we wschodniej części kraju. Kilka przeleciało kilkaset kilometrów od granicy.
Źródło: gazeta.pl