Toksyczne dziedzictwo Kremla. Dlaczego rosyjskie tankowce są tykającą bombą ekologiczną dla Europy

Katastrofa ekologiczna, do której doszło 15 grudnia 2024 roku na Morzu Czarnym w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej, szybko zniknęła z nagłówków światowych mediów. Tymczasem jej skutki – zarówno środowiskowe, jak i polityczne – wciąż narastają. Rozpad i zatonięcie rosyjskiego tankowca „Volgoneft-212” oraz poważne uszkodzenie jego bliźniaczej jednostki „Volgoneft-239” ujawniły skalę problemu, o którym eksperci ostrzegali od lat: rosyjska flota tankowców to przestarzałe, niebezpieczne dziedzictwo ZSRR, stanowiące realne zagrożenie dla całej Europy.

Stare statki, nowe tragedie

Tankowce typu „Volgoneft” zostały zaprojektowane w czasach sowieckich z myślą o żegludze rzecznej i przybrzeżnej. W momencie katastrofy miały za sobą ponad pół wieku eksploatacji. Na początku XXI wieku przeszły wątpliwą „modernizację”, która – jak dziś wiadomo – nie uczyniła ich bezpieczniejszymi. Wręcz przeciwnie: statki te zaczęto wykorzystywać w warunkach morskich, do których nigdy nie były przeznaczone.

Jak ustalono, rosyjskie władze portowe i struktury nadzorcze przez długi czas ignorowały oczywiste zagrożenia. Tankowce były kierowane na otwarte morze nawet w warunkach sztormowych, a kapitanom – z powodów czysto komercyjnych – zabraniano powrotu do portów. Rok po katastrofie nie wskazano żadnych winnych wśród urzędników czy instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo żeglugi.

Fałszywe certyfikaty i fikcyjny nadzór

Szczególną rolę w tej historii odegrało Rosyjskie Towarzystwo Klasyfikacyjne (dawniej Rosyjski Rejestr Rzeczny), które wystawiało tankowcom certyfikaty dopuszczające je do eksploatacji. W sądach argumentowano później, że statki posiadały jedynie „rzeczne” dokumenty, więc porty rzekomo nie miały obowiązku kontrolować ich dopuszczenia do żeglugi morskiej zimą. Z punktu widzenia międzynarodowych standardów morskich brzmi to jak próba zalegalizowania oczywistej patologii.

Co więcej, dwa inne tankowce tego samego typu – „Volgoneft-109” i „Volgoneft-270” – tylko cudem uniknęły zatonięcia. Kilkadziesiąt jednostek znajdowało się wówczas w konwoju u wybrzeży Półwyspu Tamańskiego. Zamiast wpuścić je do portu, rosyjskie służby skierowały statki „na przeczekanie” wzdłuż wybrzeża Krymu, gdzie zwyczajnie zabrakło bezpiecznego miejsca.

Rosnieft poza odpowiedzialnością

Ustalono, że oba utracone tankowce transportowały mazut do pływającego magazynu „Firn”, obsługującego m.in. koncern Rosnieft. W ciągu zaledwie pięciu tygodni przed katastrofą jednostka ta przyjęła ładunki z ponad 30 małych tankowców. Mimo to rosyjskie władze nie wysunęły wobec Rosnieftu żadnych roszczeń majątkowych, choć zgodnie z zasadami tzw. awarii wspólnej koszty powinny zostać podzielone między armatora i właściciela ładunku.

Oficjalnie straty oszacowano na 85 mld rubli, ale rząd Rosji przyznał, że na likwidację skutków przeznaczono jedynie 10 mld. Ile z tej kwoty faktycznie trafiło na realne działania, pozostaje pytaniem retorycznym.

Ekologiczna katastrofa o długim cieniu

Eksperci alarmują, że na dnie Morza Czarnego wciąż znajdują się tysiące ton mazutu. Rosyjskie media przez cały rok dezinformowały opinię publiczną, minimalizując skalę katastrofy. Ekologowie mówią o setkach tysięcy martwych ptaków i tysiącach delfinów. Zamknięty charakter Morza Czarnego sprawia, że skażenie będzie oddziaływać na cały ekosystem przez dekady.

Skutki odczuwają również inne państwa regionu. Już w 2025 roku potwierdzono zagrożenia dla wybrzeży Bułgarii i Rumunii, co w pełni potwierdziło wcześniejsze prognozy dotyczące prądów morskich.

Łopata zamiast technologii

Porównanie działań Rosji z reakcją na podobną katastrofę z 2007 roku jest uderzające. Wówczas to Ukraina musiała własnymi siłami oczyszczać krymskie wybrzeże. Dziś, mimo deklaracji Kremla, w okupowanym Krymie i Kraju Krasnodarskim głównym „narzędziem” walki ze skutkami katastrofy okazała się… łopata.

Zebrany zanieczyszczony piasek i żwir trafiały na zwykłe wysypiska, podobnie jak tysiące padłych ptaków. Obiecany w 2025 roku plan wykorzystania kesonów i wypompowania paliwa ze wraków pozostał w sferze zapowiedzi. Kolejne sztormy tylko pogorszyły sytuację, a mazut znów masowo pojawił się na plażach.

Międzynarodowa reakcja: spóźniona i niewystarczająca

Reakcja międzynarodowa była ograniczona. Dopiero po naciskach Ukrainy Dunajska Komisja uwzględniła zagrożenie w rezolucji dotyczącej szkód wyrządzonych przez rosyjską agresję. Zaniepokojenie wyraziły także Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO) oraz komisje ONZ, lecz realne działania nie nastąpiły.

Pomimo apeli ekspertów tylko Kanada objęła sankcjami część firm powiązanych z eksploatacją tankowców „Volgoneft”. Same rosyjskie instytucje klasyfikacyjne pozostały poza restrykcjami, a jednostki tego typu nadal pływają – często w ramach tzw. rosyjskiej floty cieni.

Tyka bomba u bram Europy

Flota „Volgoneft” to ponad 200 jednostek zbudowanych od lat 60. do 90. XX wieku. Wiele z nich nadal eksploatowanych jest na Morzu Czarnym, Azowskim, Bałtyku, a nawet na Morzu Śródziemnym. Ich stan techniczny jest krytyczny, a kolejne wypadki są – jak podkreślają eksperci – tylko kwestią czasu.

To problem nie tylko Rosji, lecz całej Europy. Każdy kolejny wyciek może oznaczać katastrofę ekologiczną o skutkach porównywalnych z największymi tragediami przemysłowymi XX wieku. Bez zdecydowanej reakcji UE, IMO i ONZ, toksyczne dziedzictwo Kremla nadal będzie zatruwać morza i rzeki naszego kontynentu.

Źródło: Association of Reintegration of Crimea

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[ngd-single-post-view id="post_id"]
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com