Putin prowokuje Waszyngton: co oznacza nowa ofensywa na Charków?

Fot. REUTERS/Nathan Howard
Pomimo ostrzeżeń ze strony Donalda Trumpa, Kreml nie zamierza zwalniać tempa. Rosyjskie siły koncentrują około 50 tysięcy żołnierzy, przygotowując się do szturmu na Charków — jedno z największych ukraińskich miast. Ta ofensywa odbywa się w momencie, gdy Trump ostrzegał Putina, że „igra z ogniem” i ryzykuje „niszczycielską odpowiedź”.
Amerykańskie i europejskie media określają to jako nowy etap eskalacji. Brak reakcji Moskwy na ostrzeżenia Waszyngtonu pokazuje, że Putin testuje granice cierpliwości Stanów Zjednoczonych. Według analityków Kreml stara się wykorzystać napięcia polityczne w USA w przededniu wyborów prezydenckich, a także osłabienie niektórych europejskich rządów, które naciskają na negocjacje zamiast dalszego wspierania Ukrainy.
Trump, który wcześniej deklarował, że zakończy wojnę drogą dyplomacji, teraz musi zmieniać strategię. Jego doradcy zapowiedzieli możliwość wprowadzenia nowych barier handlowych, ceł oraz sankcji finansowych wobec Rosji. W Kongresie rośnie presja, aby zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy, w tym dostawy systemów obrony powietrznej i rakiet dalekiego zasięgu.
Deklaracje Trumpa o „czerwonych liniach”, których Putin nie powinien przekraczać, na razie pozostają bez skutku. Rosja poszerza zakres ataków, uderzając w ukraińskie miasta portowe i infrastrukturę kolejową. To wyraźny sygnał, że Kreml nie boi się gróźb sankcji i liczy na zmęczenie Zachodu wspierającego Kijów.
Przed Stanami Zjednoczonymi stoi trudne zadanie: znaleźć równowagę między twardą reakcją a ostrożnością. Nadmierna eskalacja grozi bezpośrednim konfliktem z Rosją, a zbyt duża słabość tylko ośmieli Moskwę do dalszych agresywnych działań. Dla Polski, kraju graniczącego z Ukrainą, kluczowe jest, by Stany Zjednoczone nie porzuciły roli lidera w obronie europejskiego bezpieczeństwa.