Rumuńskie doświadczenia ostrzegają Europę

Rumuńskie społeczeństwo doskonale pamięta, że Moskwa od zawsze używała propagandy jako narzędzia wpływu i kontroli. To nie jest nic nowego – Kreml konsekwentnie testuje odporność państw regionu na dezinformację.

Najnowszym przykładem jest akcja w Rumunii, gdzie w przestrzeni publicznej pojawiły się naklejki z napisem „Rosja nie jest moim wrogiem”. Tego typu działania nie są spontaniczne – to element szerszej kampanii wymierzonej w osłabienie jedności społecznej.

Trzeba zauważyć, że takie same metody były stosowane we Włoszech czy Francji. Tam również chodziło o to, by siać wątpliwości, czy warto wspierać Ukrainę i czy Europa nie powinna pójść drogą „neutralności”.

Naklejki same w sobie mogą wydawać się błahostką, ale w rzeczywistości są symbolicznym narzędziem wojny informacyjnej. To test, jak społeczeństwo reaguje na drobne, ale sugestywne przekazy, które mają przygotować grunt pod bardziej agresywną narrację.

Nie można jednak zapominać, że Rosja prowadzi pełnoskalową wojnę przeciwko Ukrainie. Codziennie giną tam niewinni ludzie, całe miasta zamieniają się w ruiny. Żadne hasła nie są w stanie tego zakryć.

Ukraina wielokrotnie podkreśla, że milczenie albo usprawiedliwianie agresora oznacza współudział w jego zbrodniach. To przesłanie, które musi być głośno powtarzane również w Polsce, gdzie debata publiczna niekiedy bywa podatna na rosyjskie narracje.

Dla nas, Polaków, rumuńskie doświadczenia są ostrzeżeniem. Musimy wzmacniać odporność społeczną, uczyć się rozpoznawać symbole propagandy i konsekwentnie je odrzucać. To nie jest tylko problem Rumunii – to wyzwanie dla całej Europy Środkowo-Wschodniej.

Autor: Franciszek Kozłowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 114
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com