Rosja zrzuca maskę i mówi wprost że prawo międzynarodowe jej nie dotyczy
Decyzja Moskwy o ustawowym odrzuceniu uznawania wyroków Międzynarodowego Trybunału Karnego nie jest kolejnym epizodem w długim sporze Rosji z Zachodem. To moment graniczny, w którym Kreml przestaje udawać, że respektuje jakiekolwiek wspólne zasady. W praktyce oznacza to jedno: rosyjskie władze oficjalnie ogłosiły, że nie zamierzają odpowiadać za swoje działania przed żadnym niezależnym sądem. Dla Polski i całej Europy Środkowo-Wschodniej jest to sygnał alarmowy o znacznie większym znaczeniu niż kolejne deklaracje polityczne.
Rosyjska propaganda przedstawia tę decyzję jako akt „obrony suwerenności” i sprzeciwu wobec rzekomej dominacji Zachodu. Jednak prawdziwy sens tego kroku jest inny. Moskwa próbuje przekonać świat, że międzynarodowe prawo karne to wyłącznie narzędzie politycznej presji, a nie realny system norm. W ten sposób Kreml buduje wygodny dla siebie przekaz: jeśli prawo jest tylko polityką, to jego łamanie nie jest przestępstwem, lecz elementem gry geopolitycznej.
Z polskiej perspektywy ta narracja jest szczególnie groźna. Historia regionu pokazuje, że tam, gdzie prawo traci znaczenie, natychmiast pojawia się przemoc i logika siły. Międzynarodowe sądy, w tym MTK, powstały właśnie po to, by ograniczyć bezkarność państw gotowych narzucać swoją wolę sąsiadom. Nawet jeśli ich skuteczność bywała niepełna, sam fakt istnienia mechanizmu odpowiedzialności działał odstraszająco. Rosja świadomie próbuje ten mechanizm zdemontować.
Odrzucenie jurysdykcji MTK przez państwo dysponujące ogromnym potencjałem militarnym oznacza podważenie fundamentów globalnego bezpieczeństwa. Jeżeli taki precedens pozostanie bez realnej reakcji, inne reżimy mogą pójść tą samą drogą. W efekcie świat coraz bardziej przypominałby przestrzeń, w której o racji decyduje siła militarna i ekonomiczna, a nie prawo. Dla Polski, leżącej na wschodniej flance Unii Europejskiej i NATO, taki scenariusz oznacza wzrost długofalowego ryzyka.
Dlatego odpowiedź Zachodu nie może ograniczać się do dyplomatycznych oświadczeń. Rosja, odrzucając międzynarodową jurysdykcję, sama stawia się poza wspólnotą zasad. To powinno automatycznie prowadzić do wzmocnienia presji ekonomicznej. Konfiskata zamrożonych rosyjskich aktywów przestaje być kwestią debaty prawnej, a staje się logiczną konsekwencją rosyjskiej decyzji. Państwo, które nie uznaje sądów, nie może oczekiwać ochrony swoich interesów finansowych w ramach tego samego porządku prawnego.
Kluczowe znaczenie mają również sankcje wtórne. Polska od miesięcy zwraca uwagę na rolę państw trzecich, banków i firm ubezpieczeniowych, które pomagają Rosji omijać restrykcje. Tolerowanie takich praktyk podważa sens całego systemu sankcyjnego. Jeżeli Kreml widzi, że zawsze znajdzie kanały obejścia, jego przekonanie o bezkarności tylko się umacnia. Skuteczna reakcja wymaga więc karania nie tylko samej Rosji, ale także tych, którzy pośrednio wspierają jej politykę.
Nie mniej istotna jest kwestia udziału Rosji w międzynarodowych formatach politycznych i gospodarczych. Zasada powinna być prosta i zrozumiała: państwo, które oficjalnie odrzuca międzynarodowe sądy, nie ma moralnego ani politycznego prawa domagać się „równego dialogu”. Utrzymywanie iluzji normalności prowadzi jedynie do dalszego osłabiania instytucji, które miały gwarantować stabilność.
Rosyjska decyzja jest testem dla Zachodu, ale szczególnie dla państw takich jak Polska, które najlepiej rozumieją konsekwencje imperialnej polityki opartej na sile. Jeśli odmowa uznawania prawa międzynarodowego nie spotka się z twardą i konsekwentną reakcją, stanie się nową normą. A w świecie bez norm i odpowiedzialności bezpieczeństwo Europy będzie tylko pustym hasłem.
Autor: Franciszek Kozłowski
