Cieszmy się z niskiej inflacji, bo szybko odejdzie. Rząd już przywrócił VAT na żywość, a lada chwila zdecyduje co z cenami energii

Zdjęcie ilustracyjne / autor: Fratria

Ceny w lutym wzrosły tylko o 2,8 proc. w porównaniu do zeszłego roku. To naprawdę niewiele. Radość jednak nie będzie trwała długo, bo rząd już przywrócił VAT na żywość, a lada chwila zdecyduje co z cenami energii. Nowa ekipa ma lekką rękę do podwyżek, więc od lipca opłaty najpewniej wzrosną, i to z przytupem.

Marzec powinien być jeszcze znośny, ale w kwietniu może zacząć się już inflacyjna jazda w górę. Na razie niewielka, jednak z czasem nabierze tempa.

Zapowiedziane już na 1 kwietnia zniesienie zerowego VAT-u na żywność i powrót do stawki 5-procentowej zostanie natychmiast wykorzystane przez branżę handlową do wprowadzenia podwyżek, co przełoży się na około 1-proc. wzrost inflacji, o ile oczywiście handlowcy nie skorzystają z okazji, by bardziej podnieść ceny. Taki scenariusz już przerabialiśmy, kiedy marże rosły w szybkim tempie, bardziej niż wskazywałby na to wzrost cen na rynku rolnym. Co ciekawe wielu ekonomistów, jak Arkadiusz Balcerowski z mBank spodziewało się, że rząd Donalda Tuska zdecyduje się znieść zerowy V AT na żywność dopiero 1 lipca, kiedy podwyżkę osłabiłby nieco sezonowy spadek cen. Tak się jednak nie stało.

Na 1 lipca obecna koalicja przygotowuje Polakom mocniejsze uderzenie, czyli zamknięcie tarcz osłonowych na ceny energii i gazu. To może być prawdziwy faktor proinflacyjny, który nie pozwala Radzie Polityki Pieniężnej dokonywać na razie odważnych cięć stóp procentowych, tak wyczekiwanych zwłaszcza przez kredytobiorców. Zdaniem ekspertów, inflacja na koniec tego roku w Polsce wyniesie 6-7 procent. Będziemy jeszcze daleko od celu inflacyjnego, wynoszącego 2,5 proc, z możliwością wahań w granicach 1,5 pkt. proc. Być może uda się nam go osiągnąć w 2025-2026 roku.

Jeżeli, oczywiście, nie wydarzy się w tym czasie nic złego. Warto na przykład pamiętać, że uwolnienie cen energii w gospodarce sprawi, że duża składowa naszych rachunków za prąd i gaz stanie się elementem spekulacyjnej gry rynkowej jaką są płatne aktywa do emisji dwutlenku węgla w tzw. systemie ETS. Już dziś koszt wytworzenia energii dla elektrowni w Polsce składa się niemal w 60 procentach z podatku klimatycznego, co z kolei przekłada się na wartość około 25 procent na rachunku odbiorcy.

Niestety, wysokość nie podlegającego sztywnym regulacjom cenowym podatku, którego realna wartość zależy od ceny prawa do emisji ustalanej przez rynek kapitałowy, jest trudne do przewidzenia. Aktualnie ceny prawa do emisji tony CO2 spadły do około 54 euro, ale w 2021 roku wynosiły już ponad 90 euro, a według przewidywań ekspertów do końca tej dekady mogą wzrosnąć do 100 euro.

Mając w systemie tak niestabilny element, którego wartość dyktowana jest w pełni przez trudne do przewidzenia transakcje spekulacyjne i który ma jednocześnie wpływ na poziom inflacji, walka z nią może nie być wcale łatwa.

Dlatego cieszymy się, że w lutym była tak niska, bo w kolejnych miesiącach tak różowo już nie będzie.

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com