Coraz więcej Polaków w drugim progu podatkowym. „Przepaść jest zbyt duża”

– W mojej ocenie to jest akcelerator do szukania innych form rozliczenia podatkowego, ucieczki na przykład na umowy B2B i tworzenia się patologii na rynku pracy – mówi Małgorzata Samborska z Grant Thornton.
Coraz więcej Polaków wpada w drugi przedział skali podatkowej. Według danych Ministerstwa Finansów w zeszłym roku było to blisko dwa mln podatników (1 milion 991 tysięcy). Te osoby osiągnęły roczny dochód powyżej 120 tys. zł i od nadwyżki powyżej tych 120 tys. zapłaciły podatek w skali 32 proc. (pierwszy próg to 12 proc.). Udział takich osób w ogóle podatników wzrósł do 7,9 proc.
Podatki. Polacy wpadają w drugi próg
Resort opublikował te dane na początku czerwca, ale kilka dni temu przypomniał je ekonomista Rafał Mundry. Zwrócił uwagę na przyrosty podatników z drugiego progu. Trzy lata wcześniej, czyli w 2021 roku, odsetek ten wynosił 7,27 proc. W kolejnym roku drugi próg został podniesiony z 85 528 zł do 120 000 zł. W związku z tym odsetek wpadających w niego podatników gwałtownie spadł, do 3 proc., a w 2023 zwiększył się do 5,18 proc. Teraz widać, że to podniesienie „nadrobiliśmy” z nawiązką. I to nie koniec. „W tym roku na spokojnie przebijemy 11-12 proc. podatników” – szacuje Mundry.7,9 procent to dużo. Jeśli nic się nie zmieni w zakresie przedziałów skali podatkowej, to coraz więcej podatników będzie w ten próg wpadać. Wzrost do 11 proc. będzie oznaczać najwyższy poziom w historii
– mówi mi Małgorzata Samborska, Partner, Doradca Podatkowy Grant Thornton.
Może więc próg należałoby podnieść? Na razie się na to nie zanosi. Pod wpisem Mundrego na X swój komentarz zamieścił Sławomir Dudek, główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych. Zwrócił uwagę na to, że rząd zobowiązał się do zamrożenie progów podatkowych w ramach procedury nadmiernego deficytu.
Polska została nią objęta w 2023 roku – bo deficyt sektora finansów publicznych przekroczył wtedy 3 proc. PKB. I na razie on nie spadnie, bo wydajemy ogromne pieniądze na obronność. Jest jednak szansa, że UE będzie inaczej takie wydatki traktować i „wypadną” one z tej procedury. Na razie oficjalne prognozy rządu zakładają, że wyjdziemy z niej dopiero w 2028 roku. Obecnie w UE procedurą tą objętych jest osiem państw: Belgia, Francja, Malta, Polska, Rumunia, Słowacja, Węgry i Włochy.
„Co pan proponuje zamiast tego zamrożenia? Inny podatek do góry przez trzy lata o 10 mld zł rocznie. Łącznie o 30 mld zł. Może VAT do 26 proc. Może CIT do 23 proc.? A może 800 plus do 400 plus” – zapytał retorycznie na X Dudek.
Ucieczka przed podatkiem
– Rozumiem oczywiście względy finansowe. Podwyższenie progu jedynie o inflację do 126 tys. zł oznaczałoby ubytek w budżecie na poziomie 2,8 mld zł – przyznaje Małgorzata Samborska. – Ale nie może być tak, że dobrze zarabiający specjaliści i eksperci mają poczucie, że system ich karze za zawodowy rozwój i awans. Trzeba bowiem pamiętać, że te kilka procent podatników w drugim progu odpowiada za kilkadziesiąt procent zebranego podatku według skali.
W mojej ocenie taki system nie realizuje dobrze idei sprawiedliwości społecznej. Osoby, które wpadają w drugi próg, od tej nadwyżki dochodów płacą niewspółmiernie wysokie obciążenia w stosunku do innych grup społecznych, chociażby przedsiębiorców, którzy mogą osiągać dużo wyższe dochody płacąc niższe podatki. To jest akcelerator do szukania innych form rozliczenia podatkowego, ucieczki na przykład na umowy B2B i tworzenia się patologii na rynku pracy. Jednocześnie, skoro obietnica zwiększenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł ciągle jest aktualna, to znaczy, że jest przestrzeń do zmian
– uważa ekspertka.
Wynagrodzenia rosną – wprawdzie już nie w dwucyfrowym tempie, jak w zeszłym roku, ale jeszcze powyżej wskaźnika inflacji. Coraz więcej osób będzie wpadać więc w drugi próg, z czego część zapewne nagle się przekona o tym pod koniec roku, w listopadzie czy grudniu, kiedy dostanie niespodziewanie (dla nich) niższą pensję. Przepaść między pierwszą a drugą stawką na skali podatkowej jest zbyt duża – to przecież 20 procent. Bywa, że podatnicy, którzy nie są zaznajomieni z polskim systemem podatkowym, doznają szoku, kiedy ich wynagrodzenie z miesiąca na miesiąc spada o 20 procent
– mówi Małgorzata Samborska.
W taką „pułapkę” wpadają już na przykład nauczyciele, niekoniecznie dlatego, że ich pensje zasadnicze aż tak mocno rosną – tylko dlatego, że godzą się brać więcej godzin, by pokryć braki kadrowe w szkołach. W przypadku nauczycieli dyplomowanych wystarczy półtora etatu, by przekroczyć 120 tys. dochodu rocznie. Według wyliczeń partnerki Grant Thornton przekroczenie 11 880 zł brutto zarobków miesięcznie sprawia, że wpada się drugi próg podatkowy (przy założeniu standardowych kosztów uzyskania przychodu i jednym miejscu pracy).
Moja rozmówczyni zwraca uwagę na ważny kontekst. – Dopóki odsetek osób w drugim progu nie przekraczał pięciu procent, była niewielka szansa na to, że ktoś się tematem zainteresuje. Natomiast teraz moim zdaniem rośnie ryzyko, że przełoży się to na postulaty jakiegoś ugrupowania politycznego, które na tym zbuduje swój kapitał. Mówimy przecież o sporej grupie wyborców – zauważa. Za dwa lata czekają nas w Polsce wybory parlamentarne, po ostatnich prezydenckich widać, że niektórzy kandydaci już budują sobie bazę poparcia na przyszłość. Co zatem zrobić? Według ekspertki „odkleić” to zagadnienie od polityki.
Byłabym za zwiększaniem zarówno drugiego progu podatkowego, jak i kwoty wolnej od podatku, ale niezależnie od woli polityków, na przykład w oparciu o wartości powiązane z przeciętnym albo chociażby minimalnym wynagrodzeniem. Inaczej będzie to zawsze decyzja polityczna. W ogóle można by wprowadzić trzy stawki podatkowe, uważam, że coś powinno być pomiędzy 12 a 32 procent
– stwierdza Małgorzata Samborska.
Źródło: gazeta.pl