Czechy, Węgry, Szwecja. Stopy procentowe spadają – tylko nie w Polsce. Dlaczego?
Najpierw były duże banki centralne, EBC i Fed, potem Węgry i Czechy, stopy procentowe spadają też w Szwecji oraz (co dla niektórych Polaków istotne) Szwajcarii. W Polsce stoją w miejscu od roku i jak na razie wygląda, by sytuacja miała się zmienić. Dlaczego?
To fakt, że funkcjonujemy w otoczeniu spadających stóp procentowych na świecie. Jedne banki tną szybciej, drugie wolniej, ale kierunek jest moim zdaniem jasny
– komentuje dla Next.gazeta.pl Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.
W tym tygodniu pierwsi byli Węgrzy. Bank centralny tego kraju ściął we wtorek główną stopę procentową o 25 punktów bazowych, do 6,5 proc. – dokładnie tak, jak się spodziewano. Ostatni odczyt inflacji wskazuje na jej postępujące hamowanie do 3,4 proc. rok do roku (miesiąc wcześniej było to 4,1 proc.). To najniższa inflacja od początku 2021 r. Poza tym, nic nie zmieniło perspektyw średnioterminowych dla inflacji, a do tego wyraźnie spadły ceny energii. Węgierski bank centralny miał wszelkie argumenty za cięciem.Decyzję wspierały też ruchy największych zachodnich banków centralnych – EBC, a w szczególności amerykańskiego Fedu. Europejski Bank Centralny dwa tygodnie temu obniżył najważniejszą stopę do 3,25 proc., w Fed w zeszłym tygodniu zdecydował się na mocne cięcie, o 50 punktów.
Węgry tną stopy (prawie) miesiąc w miesiąc
Według ekonomistów, Węgry czeka jeszcze jedno cięcie w tym roku. A przypomnijmy, że jeszcze rok temu główna węgierska stopa była na poziomie 13 proc. Cykl luzowania polityki monetarnej w tym kraju trwa od października 2023 r. W tym czasie Węgrzy decydowali o obniżkach 11 razy (z przerwą w sierpniu, na odbudowanie kursu forinta, najsłabszej waluty Europy centralnej w tym roku).
Rząd Wiktora Orbana wielokrotnie wywierał presję na bank centralny, by ten zmniejszał stopy, wspierając w ten sposób odbicie w gospodarce – zauważa Agencja Reutera. A bank ten obniżył właśnie mocno swoje prognozy wzrostu PKB na ten i przyszły rok. Czechy i siedem obniżek z rzędu
Węgrom brakuje do naszego poziomu stóp procentowych już tylko 75 punktów bazowych. Czechom 125 punktów – tyle że w drugą stronę. Główna stopa spadła tam do 4,25 proc., po siódmej obniżce z rzędu ( o 25 pb) – zaczęły się w grudniu zeszłego roku. Czechy tną stopy, bo gospodarka nie odbija zbyt mocno – PKB w drugim kwartale wzrósł o 0,6 proc. rok do roku po 0,3 proc. wzrostu w pierwszym kwartale.
Do tego inflacja wydaje się być w miarę w ryzach – w sierpniu (podobnie jak w lipcu zresztą) wyniosła 2,2 proc., już bardzo blisko celu inflacyjnego czeskiego banku centralnego (2 proc.). Płace zaś rosną mocniej niż się spodziewano. Wszystkie te czynniki skłoniły bank centralny do cięcia stóp procentowych. To ma nie być koniec – eksperci oczekują dalszych obniżek (na przykład ekonomiści mBanku spodziewają się spadku głównej stopy w Czechach do poniżej 3 proc.). Czesi mają teraz zdecydowanie najniższe stopy wśród krajów naszego regionu. Widać to dobrze – zresztą tak, jak długą drogę do obecnego poziomu przeszły Węgry. Szwecja i Szwajcaria na ścieżce cięć
W tym tygodniu stopy procentowe spadły też w Szwecji i Szwajcarii. W przypadku pierwszego z tych krajów do 3,25 proc. Ruch (trzeci w tym roku) był, jak w przypadku poprzednio opisanych, niewielki, o 25 punktów bazowych. Jednak Riksbank, szwedzki bank centralny, wprost przekazał, że w pozostałych w tym roku dwóch spotkaniach stopy nadal mogą spaść, a na jednym ze spotkań możliwe jest głębsze cięcie, o 50 punktów.
„Najnowsza decyzja Riksbanku jest jednoznacznie gołębia i mówi nam, że decydenci są coraz bardziej zaniepokojeni wzrostem gospodarczym” – skomentowali ten ruch eksperci z ING Economics. Określają ten bank jako najbardziej gołębi z rynków rozwiniętych (gołębi, czyli nastawiony na luźną politykę monetarną, przejawiającą się w niskich stopach). Nie zaskoczył też w tym tygodniu SNB, szwajcarski bank centralny. Główna stopa spadła o 25 punktów, do 1 proc. Inflacja spada do poziomów niższych od spodziewanych (1,1 proc. w sierpniu, niemal w środku celu, czyli przedziału 0-2 proc.). Ruch banku wspierało też umocnienie franka szwajcarskiego. To była trzecia obniżka w tym roku i SNB zapewne będzie nadal ciąć.
Wszyscy tną stopy, a Polska nie. Dlaczego?
Na tym tle Polska wygląda dość wyjątkowo. Ostatni raz stopy procentowe spadły w październiku zeszłego roku. Od tamtej pory główna stopa jest u nas na poziomie 5,75 proc. Narodowy Bank Polski (a dokładnie jego organ decyzyjny, Rada Polityki Pieniężnej) nie tylko nie tnie, ale co więcej nie zamierza ciąć w tym roku i jeszcze przynajmniej na początku kolejnego.
Wprawdzie prezes NBP Adam Glapiński podczas ostatniej konferencji prasowej zasugerował, że pierwsze dyskusje na temat obniżek mogą zacząć się w marcu, przy okazji publikacji nowej projekcji inflacji, ale sugerował raczej początek procesu, a nie możliwość już konkretnej decyzji. Podkreślił za to, że by Rada mogła zacząć obniżać stopy, musi zobaczyć stabilizację inflacji oraz projekcje zakładające jej spadek w średnim terminie. Obecnie inflacja jest na poziomie 4,3 proc. (to dane za sierpień), a gospodarka rośnie względnie mocno (PKB w drugim kwartale zwiększył się o 3,2 proc. rok do roku). W przypadku RPP i tak mamy postęp odnośnie do zakreślenia przestrzeni do obniżek stóp procentowych. Przypomnę, że jeszcze całkiem niedawno prezes Glapiński mówił dopiero o 2026 roku. Obecnie całe gremium steruje oczekiwaniami gdzieś w okolice wiosny 2025. Taka też jest moja prognoza: pierwsza obniżka nastąpi w czerwcu, może w lipcu i jest to prognoza, która bardzo dobrze się starzeje – sformułowaliśmy ją w zespole jesienią 2023 roku
– mówi Next.gazeta.pl Marcin Mazurek z mBanku. Jego zdaniem ekonomicznie nie ma za bardzo powodów, „aby RPP musiała się opierać oczekiwaniom na obniżki stóp procentowych”. – W mojej interpretacji RPP czeka przede wszystkim, czy dynamika płac opadnie, a więc na czynnik, który w dużej mierze odpowiada za inflację w usługach. Jednocześnie widzę w RPP dość dobrze ugruntowane oczekiwania, że dynamika płac opadnie. Po co więc czekać? Rozumiem, że RPP nie chce nic robić, zanim inflacja nie zacznie opadać. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że tak się stanie – dodaje ekonomista. Oczywiście, chwilowo czeka nas jeszcze przyspieszenie wzrostu cen. Z jednej strony wpływają na to czynniki administracyjne, takie jak podwyżki cen wody i ścieków czy odejście od dopłat do cen energii. Do tego dochodzą słabe wyniki firm i mocny wzrost płac.
To wszystko w 2025 roku to będzie czas przeszły. Powtórzę jeszcze raz: nic nie wskazuje obecnie, że scenariusz spadku inflacji w 2025 roku nie będzie się realizował. Myślę, że w kategoriach ryzyk w górę poruszamy się głównie w uniwersum cen administracyjnych, na które RPP nie ma wpływu i które – w większości banków centralnych – są wyłączane z poczynań polityki pieniężnej – mówi Mazurek.
Źródło: gazeta.pl