Dr Sławomir Dębski: Joe Biden przyjeżdża do Polski, by ogrzać się w cieple naszej popularności

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

– Przemówienie Joe Bidena w Warszawie zdefiniuje, co administracja USA będzie robić przez następne prawie dwa lata. Aż do końca kadencji Joe Bidena. Spodziewałbym się deklaracji, że w interesie USA jest wygrana Ukrainy w wojnie z Rosją – mówi dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jak dodaje, Joe Biden przyjeżdża do Polski, by ogrzać się w cieple naszej popularności i szacunku dla Polski.

Dr Sławomir Dębski: – W USA – a zwłaszcza wśród Demokratów – kultywowana jest tradycja wokół polskiej success story, upadku komunizmu i zbudowania demokratycznego państwa. Bo to także opowieść o sukcesie polityki amerykańskiej od 1989 r. Każdy prezydent USA miał więc w swoim kalendarzu wizytę w Warszawie i doniosłe programowe przemówienie. Teraz szczególny jest kontekst: rosyjska agresja na Ukrainę.

I stąd aż dwie wizyty prezydenta USA w Polsce w ciągu roku?

Pierwsze programowe przemówienie Joe Bidena wygłosił w marcu 2022 r. na Zamku Królewskim w Warszawie. Mija rok i Biden przyjeżdża, aby ogrzać się w cieple polskiej popularności. Nie dlatego, że lubi Polaków. Nie dlatego, że ma jakąś sympatię do miejsca. Przyjeżdża, bo Polska jest teraz wśród Amerykanów bardzo szanowana i popularna. Ilustracją tej popularności jest np. obecność gen. Rajmunda Andrzejczaka, Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, w „Morning Joe” telewizji MSNBC. Do takich programów są zapraszani bowiem najbardziej interesujący ludzie, którzy podbijają oglądalność.

Joe Biden, przylatując do Polski po raz drugi, zamierza skorzystać z naszej popularności. Biden rozważa możliwość ubiegania się o kolejną kadencję – w moim przekonaniu bardzo by chciał ponownie startować w wyborach. Wizyta w Polsce, która już przebija się na pierwsze strony gazet i czołówki programów telewizyjnych, bardzo mu służy, jego wizerunkowi i przyszłej kampanii wyborczej. To jest podstawowy powód tej wizyty.

Naprawdę? A nie wsparcie dla Ukrainy?

Rosyjska agresja na Ukrainę zmienia świat. Bez wsparcia Bidena Ukraina nie miałaby szans się obronić. Zaangażował się w tę sprawę osobiście i zwycięstwo Ukrainy będzie częścią jego legacy, dziedzictwa. Ale w tym samym kontekście Polska okazała się ważnym sojusznikiem. Dlatego jego wizyta w Warszawie łączy wszystkie wątki. Podkreśla wartość sojuszy i roli Bidena we wspieraniu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.

Joe Biden już bardzo zainwestował w pokazanie swojego wsparcia dla Kijowa. Raptem dwa miesiące temu Biden zaprosił Zełenskiego do Waszyngtonu, a Kongres dał mu możliwość wygłoszenia historycznego przemówienia. Administracja USA w ostatnich tygodniach forsowała wśród europejskich sojuszników, by przekazywali więcej nowoczesnego uzbrojenia, w tym czołgów. Ta polityka Bidena wobec Ukrainy również się mocno przebiła w USA do mediów i wyborców.

Jestem przekonany, że w tym samym czasie podejmowano w Białym Domu decyzję, aby w okolicach rocznicy rosyjskiej napaści – a w zasadzie pełnoskalowego wznowienia – ponownie zdefiniować politykę administracji Bidena i zrobić to właśnie w Polsce.

Co zatem powie Joe Biden?

Sądzę, że prezydent USA będzie chciał rozwiać rosyjskie nadzieje na to, że osłabnie determinacja wolnego świata w obronie wolnej Ukrainy. Każda wątpliwość co do wsparcia Zachodu napędza bowiem determinację Kremla, by wojnę kontynuować. Biden przyjedzie więc rozwiać złudzenia Putina.

Ponadto zbliża się kolejny szczyt NATO. Już na tym w Madrycie zapadła decyzja, by Sojusz zmieniał swoją doktrynę obronną z tej opartej na nieuchronności kary dla agresora (deterrence by punishment) w kierunku deterrence by denial, czyli obrony każdego cala ziemi NATO i to od momentu napaści. Biden sam zresztą wprowadził termin every inch of NATO territory, a teraz zapewne podkreśli determinację, by szczyt w Wilnie jeszcze mocniej pchnął NATO do realizacji tej nowej doktryny. Niezależnie od tego, jak wojna w Ukrainie się skończy, Ameryka dostosowuje siebie i NATO do realiów, że przez kolejne dekady będziemy mieli do czynienia z agresywną Rosją.

Powie, a czy tak się realnie stanie?

Wystąpienia prezydentów USA to nie są – jak to się u nas często lekceważąco mówi – słowa albo gadanie. Otóż każde słowo prezydenta USA ma znaczenie. Zwróćmy choćby uwagę na to, jak dziennikarze polują nawet na odpowiedź prezydenta w przypadkowych sytuacjach. Cały board prasowy w Białym Domu goni za nim i zadaje polityczne pytania, by odpowiedział tak albo nie. Bo każde takie słowo określi politykę USA.

A to, co powie prezydent USA w przemówieniu, to jest już polityczna dyrektywa dla całej amerykańskiej administracji.

W Pałacu Prezydenckim jest taka opinia: Niemcy, jak coś powiedzą, to jest problem, by to zrealizowali. A jak Amerykanie coś mówią, to potem robią nawet więcej. Tak to jest?

Wynika to z systemu politycznego w USA. Postacią dzierżącą władzę jest prezydent – jednoosobowo. A wszyscy inny – sekretarze, doradcy – wykonują mandat w imieniu prezydenta. Prezydent nie może się spotykać z tysiącami urzędników, by wydawać im polecenia. To, co prezydenci mówią publicznie, jest już bezpośrednią dyrektywą dla całej administracji. Bardzo trudno więc porównywać przemówienia prezydentów USA do wystąpień innych polityków na świecie. W Niemczech, w Wielkiej Brytanii przemówienia nie mają takiej wagi. Do Francji można by czynić jakieś analogie, ale i tak odległe.

Mowy prezydenta USA ma bardzo policy shaping charakter – kształtują politykę całego państwa. A w szczególności, jeśli są tak pieczołowicie przygotowane. Przemówienie Bidena w Warszawie zdefiniuje, co administracja USA będzie robić przez następne prawie dwa lata. Aż do końca kadencji Joe Bidena. Spodziewałbym się deklaracji, że w interesie USA jest wygrana Ukrainy w wojnie z Rosją, więc USA będą coraz mocniej wspierać Ukrainę.

Zewsząd słychać opinię, że punkt ciężkości w Europie przesuwa się na wschód, w kierunku Warszawy. Faktycznie czy to tylko retoryka?

Warto zwrócić uwagę, że takie opinie najpierw pojawiły się poza Polską – w analizach think tanków i w publikacjach prasowych.

Dlaczego?

Agresja na Ukrainę wytworzyła ogromny deficyt bezpieczeństwa w Europie. Fakt, że Polska stała się dostarczycielem bezpieczeństwa, po części uzupełniając ten deficyt, zwiększa wagę państwa. I mówię tu o całym spektrum polskiego zaangażowania. Nie chodzi tylko o przekazywanie Ukrainie sprzętu wojskowego, ale także o tym, że byliśmy pierwszym bezpiecznym krajem dla milionów uchodźców z Ukrainy. Jesteśmy hubem bezpieczeństwa, najbardziej deficytowego dobra w Europie Wschodniej. Jesteśmy też państwem odważnym – widać to było w marcu 2022 r., gdy premier Mateusz Morawiecki, wicepremier Jarosław Kaczyński, premier Czech Petr Fiala i premier Słowenii Janez Janša udali się do Kijowa, choć Rosjanie wciąż próbowali zdobyć to miasto.

Stanowisko wobec Ukrainy stało się kryterium przynależności do wolnego świata, a polscy przywódcy byli tam pierwsi. Wsiedli do pociągu i pojechali, a świat przecierał oczy ze zdumienia, że tak można.

Liczy się jednak broń. O to Ukraińcy apelują najbardziej.

Wiele czołgów, haubic, transporterów opancerzonych i innego sprzętu wojskowego Polska już wysłała. Naciskaliśmy na decyzje wielu państw o przekazaniu czołgów Leopard, co również się udało. Gotowość do przekazania samolotów MiG-29 polski rząd deklarował już dawno. Nieprzypadkowo rzecznik Pentagonu mówi więc, że Polska w stosunku do potencjału, którym dysponuje, robi o wiele więcej, niż można oczekiwać. Zwłaszcza w kontekście tego, że Niemcy – państwo o kilkukrotnie większym potencjale i najważniejszy sojusznik USA w Europie – owszem, angażuje się w pomoc Ukrainie, ale jęczy przy tym i płacze.

Pan mówi, że Niemcy są najważniejszym sojusznikiem USA w Europie. I to się nie zmieni? Mimo bezprecedensowych wizyt Joe Bidena, mimo pochwał ze strony Pentagonu i ogromnej skali polskiego zaangażowania w pomoc Ukrainie?

Od ponad 30 lat – od upadku Muru Berlińskiego – Niemcy są ich sojusznikiem nr 1. Po roku od wybuchu wojny na pełną skalę nie zaryzykowałbym tezy, że to może się zmienić. Oczywiście, w Waszyngtonie jest duża irytacja polityką Niemiec. USA w jakimś stopniu próbują jednak ochronić Niemcy przed gwałtowną utratą autorytetu i pozycji. Ukraina nie otrzymywała wystarczająco dużo i szybko niektórych rodzajów uzbrojenia, bo wynikało to w jakiejś części z próby ochraniania Niemiec. Amerykanie nie chcieli, aby Niemcy nazbyt widocznie byli maruderem w tej całej koalicji wspierającej Ukrainę.

Biden wyznaczył administracji w zasadzie dwa cele: utrzymanie jedności w udzielaniu wsparcia Ukrainie i – po drugie – takie jej wspieranie, aby nie wplątać NATO w wojnę. Te dwa cele są realizowane, ale to jednocześnie oznacza wolniejszą pomoc dla Ukrainy, aby Niemcy nie odpadli z koalicji.

Źródło: gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com