Kaczyński kontra antyszczepionkowcy. Ten konflikt prezes PiS-u musi wreszcie rozstrzygnąć
O tym, że do tego starcia dojdzie, było wiadomo, odkąd w Zjednoczonej Prawicy ujawniło się stronnictwo antyszczepionkowców, a wystąpienie czwartej fali pandemii koronawirusa stało się wyłącznie kwestią czasu. Projekt ustawy pozwalającej pracodawcom na weryfikację tego, czy pracownicy są zaszczepieni przeciwko COVID-19 pokaże, kto ma decydujący głos w obozie władzy: centrala na Nowogrodzkiej czy partyjna frakcja proepidemiczna.
„Posłowie klubu PiS z parlamentarnego zespołu ds. sanitaryzmu nie poprą projektu ustawy pozwalającego pracodawcy na weryfikację, czy jego pracownik jest zaszczepiony przeciwko COVID-19” – informuje Wirtualna Polska, powołując się na swoje źródła w koalicji rządzącej.
Projekt ustawy jest polityczną inicjatywą Ministerstwa Zdrowia. 1 listopada na antenie Polsat News szef resortu Adam Niedzielski zapowiedział, że choć dokument gotowy jest od dawna, to teraz „właśnie będzie kierowany na rząd”. Ma to być jedno z kluczowych narzędzi rządu w walce z przybierającą na sile z każdym tygodniem czwartą falą pandemii koronawirusa.
Szef resortu zdrowia pytany o sprzeciw wobec ustawy, wyjaśnił, że „postaraliśmy się tak ją przygotować, aby te rzeczy, które były odbierane w taki sposób dolegliwy, nie były aż tak dolegliwe”. Chociaż projekt przewiduje reorganizację pracy, to minister Niedzielski zaznaczył, że „absolutnie nie ma możliwości, żeby pracownik otrzymał bezpłatny urlop ze względu na to, że jest niezaszczepiony”.
Antyszczepionkowa recydywa
Propozycja resortu zdrowia została ostro skrytykowana przez członków wspomnianego już parlamentarnego zespołu ds. sanitaryzmu. Zarzucają ministrowi Niedzielskiemu forsowanie doktryny sanitaryzmu, a więc podporządkowywania życia politycznego, społecznego i gospodarczego wymogom i ograniczeniom wynikającym z walki z epidemią koronawirusa. Zdaniem zasiadających w zespole posłów i posłanek, jest to ograniczenie wolności obywatelskich i nakładanie przez państwo nadmiernej kontroli na obywateli.
Parlamentarny zespół ds. sanitaryzmu składa się z siedmiorga posłów i posłanek klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Poza znanymi już od dawna z antyszczepionkowej działalności Anny Marii Siarkowskiej (przewodnicząca zespołu) i Janusza Kowalskiego są to również: Małgorzata Janowska, Agnieszka Górska, Mariusz Kałużny, Zbigniew Girzyński i Sławomir Zawiślak.
Kluczowymi postaciami w zespole ds. sanitaryzmu są Siarkowska i Kowalski. Oboje od miesięcy są znani z krytyki szczepionek przeciwko COVID-19, a także oficjalnej linii rządu, jeśli chodzi o przeciwdziałanie pandemii koronawirusa. Wspomniany duet „wsławił się” kilka miesięcy temu interwencją poselską w Domu dla Dzieci w Nowym Dworze Gdańskim. Siarkowska i Kowalski utrzymywali, że w placówce dochodziło do szczepień nieletnich bez zgody ich opiekunów prawnych. Nigdy nie znaleźli i nie przedstawili jednak dowodów potwierdzających te oskarżenia. Z kolei Aleksandra Krefta, dyrektorka Domu dla Dzieci w Nowym Dworze Gdańskim, wyjaśniła w rozmowie z mediami, że każde z piątki zaszczepionych wówczas dzieci otrzymało szczepionkę za wiedzą i zgodą swoich opiekunów prawnych.
Więcej o pogarszającej się sytuacji epidemicznej przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
Kowalski cyklicznie krytykuje politykę szczepionkową w oficjalnych wypowiedziach i na swoich profilach w mediach społecznościowych, natomiast Siarkowska nie poprzestaje na samych słowach. Pod koniec września uczestniczyła w konferencji prasowej jako jedna ze współzałożycielek anytszczepionkowego ruchu Polska Jest Jedna.
My Polacy nie jesteśmy populacją do wyszczepienia, jesteśmy wolnymi ludźmi, którzy sami decydują o tym, co jest dla nich dobre, sami decydują o własnym zdrowiu, w ramach własnej wolności i odpowiedzialności. To musi być nasz wolny wybór
– przekonywała.
Na konferencji prasowej obok posłanki PiS-u pojawili się inni członkowie nowego ruchu: prezydent Siemianowic Śląskich Rafał Piech (główny założyciel Polska Jest Jedna), dziennikarz Jan Pospieszalski, były Główny Inspektor Sanitarny Zbigniew Hałat, były poseł Ligi Polskich Rodzin Jan Łopuszański oraz działacze Karolina i Tomasz Elbanowscy.
Cierń w oku prezesa
Powołanie do życia antyszczepionkowego ruchu społecznego w przededniu czwartej fali pandemii koronawirusa nie umknęło uwadze Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS-u nie tylko sam zaszczepił się przeciwko COVID-19 w pierwszym możliwym terminie, ale jest też zadeklarowanym orędownikiem szczepień i uważa je za podstawowy środek zwalczania pandemii.
Jak prezes Kaczyński przyjął fakt, że jedna z jego posłanek jawnie angażuje się w działalność uderzającą nie tylko w interesy obozu władzy, ale także w polską rację stanu? Najdelikatniej napisać, że nie najlepiej.
Znam prezesa od wielu lat, ale była to na pewno jedna z jego bardziej żywiołowych reakcji, jakie miałem okazje obserwować
– relacjonował nam jeden z najbliższych współpracowników wicepremiera ds. bezpieczeństwa.
W Zjednoczonej Prawicy od wielu tygodni trwają zresztą dyskusje, co zrobić z posłami-antyszczepionkowcami, którzy sabotują działania rządu i większości sejmowej. Nasi rozmówcy z obozu władzy wskazują, że do tej pory przeszkodą do realnego zajęcia się sprawą były wewnętrzne problemy koalicji rządzącej, która balansowała na granicy większości w Sejmie.
To właśnie ratowaniu, a później umacnianiu tej większości w pełni w ostatnim czasie poświęcili się prezes Kaczyński i kierownictwo PiS-u. Efektem ich działań było podpisanie umów o współpracy z Partią Republikańską i stronnictwem wiceszefa MON Marcina Ociepy. Przypieczętowaniem zmian była jesienna rekonstrukcja rządu, która ustaliła nowy porządek w szeregach Zjednoczonej Prawicy.
Dzisiaj Nowogrodzka może liczyć nawet na 233-234 szable w izbie niższej parlamentu. Składają się na to mandaty samego PiS-u, Solidarnej Polski, Partii Republikańskiej, stronnictwa ministra Ociepy, dwóch posłów niezrzeszonych (Zbigniew Ajchler i Łukasz Mejza) oraz trzech kukizowców (Paweł Kukiz, Jarosław Sachajko i Stanisław Żuk). W PiS-ie wciąż patrzą też w stronę PSL, a przynajmniej części posłów ludowców, którzy stanowią plan B na wypadek, gdyby większość rządząca znów wpadła w sejmowe turbulencje.
Ustabilizowanie sytuacji politycznej w koalicji rządzącej i powyższa arytmetyka sejmowa sprawiają, że okres ochronny dla antyszczepionkowców ze Zjednoczonej Prawicy dobiega końca. Albo wręcz już się skończył. O ile poseł Kowalski może raczej spać spokojnie, bo w razie czego murem stanie za nim Solidarna Polska, której dziewiętnaście szabel w Sejmie jest dzisiaj dla Nowogrodzkiej bezcenne, o tyle posłanka Siarkowska (formalnie posłanka niezrzeszona) takiego komfortu już nie ma.
Nieco ponad miesiąc temu usłyszeliśmy od jednego z prominentnych polityków PiS-u, że „jeśli będzie taka sytuacja i taka stabilność większości sejmowej, że pozwoli to nam na utemperowanie jej (posłanki Siarkowskiej – przyp. red.) albo rozstanie, to się na pewno wydarzy”. Dwa wspomniane warunki konieczne właśnie wystąpiły, więc pytanie nie brzmi dzisiaj, czy prezes Kaczyński zajmie się problemem, tylko kiedy i w jaki sposób to zrobi.
Zwłaszcza, że w centrali PiS-u od wielu tygodni rozważany jest scenariusz mocnego zaangażowania prezesa Kaczyńskiego w promocję szczepień w bastionach Zjednoczonej Prawicy na tzw. ścianie wschodniej. Bo to właśnie tam jest dzisiaj problem. Większość gmin z najniższym poziomem wyszczepienia populacji to gminy z Podlasia, Lubelszczyzny, Podkarpacia i Małopolski. Do tej pory prezesa w większym zaangażowaniu się w promocję szczepień stopowała podbramkowa sytuacja w koalicji rządzącej, którą musiał ustabilizować. Teraz, kiedy ma to z głowy, na pierwszy plan wyjdzie pandemia i kwestia szczepień. A wraz z nimi antyszczepionkowcy we własnych szeregach, których będzie trzeba ustawić do pionu.
Ani chwili do stracenia
Tym bardziej, że sytuacja epidemiczna w Polsce pogarsza się z dnia na dzień. 4 listopada Ministerstwo Zdrowia zaraportowało 15 515 nowych, dobowych przypadków COVID-19. Jak kilkukrotnie pisaliśmy już na Gazeta.pl, dynamiczna średnia siedmiodniowa nowych przypadków zakażeń rośnie po kilkadziesiąt procent w ujęciu tydzień do tygodnia. W tym tempie w drugiej połowie listopada będziemy mieć po 20-30 tys. nowych zakażeń koronawirusem dziennie.
Tymczasem ani Ministerstwo Zdrowia, ani rząd do tej pory nie zareagowały na dramatycznie pogarszającą się sytuację epidemiczną. Na początku listopada rządzący pozostawili otwarte cmentarze przy okazji Wszystkich Świętych, chociaż epidemiolodzy i wirusolodzy przestrzegali, że pierwsze dni tego miesiąca będą kluczowe dla rozwoju czwartej fali pandemii w naszym kraju.
Dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, specjalistka ds. chorób zakaźnych i ordynatorka w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie, przewidywała w „Porannej rozmowie Gazeta.pl” 26 października, że między 8 a 15 listopada będziemy mieć do czynienia z „bardzo krytycznym wzrostem” zachorowań na COVID-19.
I to może rzeczywiście się sprawdzi, jak będzie pospolite ruszenie na Wszystkich Świętych. (…) Te analizy podają nawet do 20-30 tys. zachorowań
– sprecyzowała.
W kraju panuje bowiem przekonanie, że to, by się zaszczepić, wcale nie jest takie istotne. Osoby zaszczepione i niezaszczepione są traktowane w zasadzie tak samo. Czy wchodzimy do teatru, restauracji, czy jedziemy komunikacją, nie ma znaczenia, czy przyjęliśmy szczepionkę. Nikt tego nie weryfikuje
– przyznał z kolei w rozmowie z Gazeta.pl dr Bartosz Fiałek, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Za skokowe wzrosty liczby zachorowań obwinia w pierwszej kolejności „brak szczepień i nieprzestrzeganie zasad dystansu społecznego”.
Większe restrykcje powinny być wprowadzone na stronie wschodniej, czyli na obszarach, gdzie rząd ma poparcie. I najwyraźniej boi się utraty tych kilku procent. Nie idziemy za głosem nauki, lekarzy, a poniekąd idziemy za głosem polityków. Zastanawiamy się jak decyzja wpłynie na poparcie. I dlatego nie podejmujemy interwencji, na które decydują się inne kraje, się odważyły
– podkreśla dr Fiałek.
Obecna sytuacja to moment próby dla PiS-u i samego prezesa Kaczyńskiego. Jeszcze w sierpniu przekonywał w wywiadach, że decyzja o nieszczepieniu się „to skrajny egoizm”.
Odmowa szczepienia to nie jest kwestia wolności jednostki
– zaznaczył w rozmowie z Polską Agencją Prasową lider obozu władzy. I dodał:
Granicą wolności są prawa innych ludzi. Nie wolno innych narażać na pozbawienie zdrowia czy życia
Kaczyński podkreślał wówczas, że celem rządu jest osiągnięcie zbiorowej odporności na koronawirusa. Mając na uwadze, że poziom wyszczepienia naszej populacji wynosi ledwie 53,62 proc. – taki odsetek Polaków przyjął przynajmniej jedną dawkę szczepionki – osiągnięcie jej jest już niemożliwe. Prezes PiS-u zapewniał jednak, że „trzeba podjąć wszystkie możliwe przedsięwzięcia, zarówno zachęty do szczepień, jak i bardziej rygorystyczne kroki”. O rygorystycznych krokach, a więc obowiązkowości szczepień i surowszych restrykcjach wobec niezaszczepionych, mówił również na wyjazdowym posiedzeniu klubu parlamentarnego PiS-u w Przysusze. Było to w połowie czerwca. Teraz rzeczywistość mówi: sprawdzam. W najbliższych dniach i tygodniach okaże się, czy za zapowiedziami prezesa stało coś więcej niż puste słowa.