Lisiewicz o prezydencie Andrzeju Dudzie: najtrudniejszy czas, ale i przepustka do wielkości

Maciej Łuczniewski/Gazeta Polska

Ponoć Pan Bóg nie daje nam zadań ponad nasze możliwości. Być może tak miało być, że najcięższe z nich ma stać się udziałem Andrzeja Dudy po ośmiu latach prezydentury. Nie spada na barki przebojowego, najmłodszego prezydenta w Europie z roku 2015, a doświadczonego, choć nadal młodego prezydenta z 2023 roku. Zadanie to jest jasne: ocalić, ile się da, z niepodległości Polski. Nie pozwolić na uczynienie państwa bezbronnym. Przeszkadzać w zniszczeniu sojuszu Międzymorza z Ameryką. To czas, by prezydent po raz trzeci w kluczowym dla Polski momencie użył swojej legendarnej charyzmy, która pozwoliła mu dwa razy wygrać wybory prezydenckie. Może na jakimś etapie wiece w obronie niepodległości Polski w miastach i miasteczkach nie będą złym rozwiązaniem? – zastanawia się Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej”.

Nie lubię smęcić, ale na początek wbrew własnym obyczajom na moment sobie na to pozwolę… Czeka nas pochmurny i pełen niepokoju 11 listopada. Inaczej będą brzmieć przemówienia prezydenta i premiera, inaczej nawet okrzyk: „Cześć i chwała bohaterom!”. W Święto Niepodległości stać będziemy u progu wielkiego zagrożenia dla niepodległości. Nie Piłsudski na kasztance i w szarym mundurze z wiersza Jana Lechonia będzie jawić się nam na horyzoncie, a raczej upiorne postacie z niektórych stronnictw przedrozbiorowych. Bohaterowie, których czciliśmy w ich jesieni życia podobnymi okrzykami przez ostatnie osiem lat, teraz wypychani będą z podręczników, z wydarzeń kulturalnych, z mediów…

Bezcenne, trudne doświadczenie z młodości Andrzeja Dudy

Mało kto dziś o tym pamięta, ale po wygranej PO w wyborach w 2007 roku, a szczególnie w 2010 roku prezydent Lech Kaczyński stał się obiektem silniejszego hejtu w trzech telewizjach niż ich tradycyjne najczarniejsze charaktery, czyli Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Pamiętam „Fakty” TVN z okazji któregoś narodowego święta, w których zamieszczono sklejkę największych rzekomych „wpadek” głowy państwa. Tak, naprawdę zrobiono to w święto narodowe!

Dziś w narracji dotychczasowej opozycji pojawia się przekaz, że Lech Kaczyński był politykiem nawet do zniesienia, w przeciwieństwie do swojego brata, pełnego nienawiści. Ale w tamtym czasie – przed Smoleńskiem – to prezydenta wręcz odczłowieczano, a najbardziej plugawych wypowiedzi udzielał oddelegowany do tego przez Tuska Janusz Palikot. Sam Tusk wszczynał zaś słynne kłótnie o samolot, obniżające rangę głowy państwa. Gdy chodzi o ten odczłowieczający hejt, to nie mam wątpliwości, że jego część była celowym ułatwianiem zaplanowanego już przez Moskwę zamordowania prezydenta. Pamiętamy, jakim zdziwieniem było dla wielu odnalezienie przez niektóre media korzystnych zdjęć pary prezydenckiej… Opis tego wszystkiego dali nam autorzy serialu „Reset”. Wszystko, co w nim zostało pokazane, przychodzi nam zapisać po stronie danych przed obecną rozgrywką.

Andrzej Duda był ministrem w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego w latach 2006–2010, więc wszystko to widział na własne oczy. Teraz może to być doświadczeniem ogromnej wagi. Choć oczywiście dziś wbrew pozorom w niewielkim stopniu jest tak samo, bo obóz niepodległościowy jest teraz nieporównanie silniejszy.

Inaczej niż w 2007 roku, to PiS wygrał wybory parlamentarne, a pokonała go dopiero „siła złego na jednego”. Nawet w przypadku bezprawnego przejęcia telewizji publicznej, o monopolu medialnym z roku 2010 nie będzie mowy. 

Inaczej wygląda też polskie państwo, a demontaż niepodległościowych struktur będzie nieporównanie trudniejszy i będzie się wiązał ze znacznie większym ryzykiem dla nowego rządu.

Bilans prezydentury

Prezydent dobrze rozpoczął tę rozgrywkę, a niepewna mina Donalda Tuska w rozmowie z nim nie robiła wrażenia tryumfalizmu sprzed 15 lat. Opozycja musi teraz poczuć, że ma do czynienia z bardzo twardym, ale i sprawnym graczem, który potrafi korzystać z autorytetu głowy państwa i nawiązywać przy tym bezpośrednią relację z Polakami, którzy dwa razy udzielili mu bardzo silnej legitymacji. A i dziś Andrzej Duda jest na pierwszym miejscu w sondażach zaufania do polityków.

Jaka była przez osiem lat ta prezydentura? Reguła była taka, że gdy prezydent lub jego współpracownicy dawali się popychać, choćby na początku, w kierunku zalecanego przez „Gazetę Wyborczą” i TVN demonstrowania niezależności od Jarosława Kaczyńskiego, prezydentura ta malała w oczach. O innych błędach, w tym dwóch nieszczęsnych wetach czy personaliach w BBN, pisałem może najostrzej z publicystów z prawej strony…

Odwrotnie było, gdy prezydent prowadził politykę międzynarodową wbrew Moskwie i Berlinowi, gdy budował nasz sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią i państwami Międzymorza, z nieszczęsnym prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Wtedy na prezydenta patrzyliśmy z podziwem.

Prezydent świetnie wypadał też w roli kontynuatora polityki historycznej Lecha Kaczyńskiego, honorując bohaterów i przywracając prawdę historyczną. Jego zdjęcia z Wandą Półtawską mówiły wszystko… W zasadzie w ostatnim czasie nie zgadzałem się z prezydentem tylko w jednej sprawie – gdy mówił, że polityka Polski w stosunku do Ukrainy nie zmieni się, ktokolwiek by w Polsce rządził, co było oczywistą nieprawdą. Ale nie mam wątpliwości, że w czasie prezydentury Andrzeja Dudy plusy przeważały nad minusami. To była dobra czwórka. Warto zwrócić jeszcze uwagę na taki „drobiazg” jak fakt, że Andrzej Duda potrafił w warunkach bardzo trudnych wygrać dwie kampanie prezydenckie, wkładając w to ogromną pracę i pokazując charyzmę. Te w 2015 roku otworzyły PiS drogę do władzy, kolejne zagwarantowały, że Polska miała w czasie wojny na Ukrainie godnego przywódcę. Jestem gotów przyznać, że były sytuacje, w których te zasługi prezydenta były przez mniej zasłużonych ludzi z PiS niedoceniane. Może po trosze przez nas wszystkich…  

Pan Bóg nie daje zadań ponad nasze możliwości…

Ponoć Pan Bóg nie daje nam zadań ponad nasze możliwości. Być może tak miało być, że najcięższe z nich ma stać się udziałem Andrzeja Dudy po ośmiu latach prezydentury. Nie spada na barki przebojowego, najmłodszego prezydenta w Europie z roku 2015, a doświadczonego prezydenta z 2023 roku. Zadanie to jest jasne: ocalić, ile się da, z niepodległości Polski. Nie pozwolić na uczynienie państwa bezbronnym, jakim było po 10 kwietnia 2010 roku, gdy okazało się, że agentura rosyjska i niemiecka są u nas zdecydowanie silniejsze niż państwo polskie. Przeszkadzać w zniszczeniu sojuszu Międzymorza z Ameryką. To czas, by prezydent po raz trzeci w kluczowym dla Polski momencie użył swojej legendarnej charyzmy, która pozwoliła mu dwa razy wygrać wybory prezydenckie. Może na jakimś etapie wiece w obronie niepodległości Polski w miastach i miasteczkach nie będą złym rozwiązaniem?

Pamiętajmy jednak, że z nowym rządem prezydentowi wolno negocjować, wolno zawierać transakcje: coś za coś. Pod jednym warunkiem: o ile zysk z punktu widzenia polskiej niepodległości przewyższa stratę. Nie z żadnych innych względów. Wolno nawiązywać kontakty z tymi spośród środowisk niebędących po stronie PiS, które nie są targowicą.

Wbrew temu, co będzie mówić opozycja, istnieje też pełna zgodność pomiędzy racją stanu Polski a interesem osobistym prezydenta Andrzeja Dudy, niezależnie jakie byłyby jego plany w polityce krajowej lub międzynarodowej. Jeśli zdoła ugrać dla Polski wiele w tej najtrudniejszej rozgrywce, będzie miał nie tylko ważne miejsce w historii, lecz także idealną pozycję do przyszłych sukcesów. Wszystkie krytyczne wobec niego wcześniejsze oceny trafią na śmietnik… Alternatywy nie ma, bo jest nią tylko targowica, więc lepiej by nie podnosiła ona tego argumentu. 

Marcin Mastalerek dostaje szansę, jakiej jeszcze nie miał

Szefem gabinetu prezydenta został Marcin Mastalerek, który parę dni wcześniej miał głupią wypowiedź, że Jarosław Kaczyński powinien odejść na polityczną emeryturę.

Jednak już jako szef gabinetu Mastalerek zaliczył mądrą wypowiedź, że już więcej o Jarosławie Kaczyńskim wypowiadać się nie będzie.

Od ośmiu lat Marcin Mastalerek przypomina nam co jakiś czas o swojej krzywdzie: uważa się za twórcę sukcesu prezydenta Andrzeja Dudy z 2015 roku, niesłusznie odsuniętego później przez Jarosława Kaczyńskiego na boczny tor. Co jakiś czas pojawiają się kuluarowe plotki, że Mastalerek stworzy nowe ugrupowanie wokół Kancelarii Prezydenta. I potem zawsze nic z tego nie wychodzi, czego przyczyny mogą być dwie: powołanie nowego ugrupowania się nie udaje (bo faktycznie nie ma na nie miejsca, naturalny obóz prezydenta to Zjednoczona Prawica) albo też plotki były rozpowszechniane przez osoby nieżyczliwe Marcinowi Mastalerkowi.

Otóż pretensje Mastalerka od odsunięcie go w roku 2015 nikogo dziś na prawicy nie obchodzą, a dla blisko 100 proc. zwolenników PiS, którzy o nich usłyszą, szczególnie jeśli pojawiają się we wrogich mediach, są denerwujące. A propos „nie obchodzą”: nawet bardzo dobrze przygotowujący się do wywiadów Robert Mazurek nie pamiętał ostatnio, kiedy to miał zostać Mastalerek skrzywdzony – w 2015 czy 2019 roku? Oczywiście wypowiedzi takie, jak ta o Jarosławie Kaczyńskim, są szkodliwe również z punktu widzenia jego samego.

Natomiast wraz z nominacją na szefa gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek dostaje nową szansę także na to, by udowodnić, że faktycznie niesłusznie został odsunięty.

Ale i na coś o wiele większego. Jeśli faktycznie jest mistrzem PR-u, to jest w tej chwili jednym z najbardziej potrzebnych prezydentowi Dudzie ludzi. Jeżeli zdoła on w skrajnie niekorzystnych warunkach wygrywać boje wizerunkowe z ludźmi Tuska, każdy, w tym także niżej podpisany, powie: kurczę, faktycznie należało mu wcześniej dać więcej wpływu na bieg wydarzeń w ramach obozu Zjednoczonej Prawicy. I wtedy droga Mastalerka do wielkiej polityki jest otwarta. 

Źródło: Gazeta Polska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com