Operacja Pegasus, czyli wybić zęby polskim służbom. Czy chodziło o to, by zniszczyć polską niepodległość?

wg - niezalezna.pl

Nowe, zaskakujące, ale twarde fakty, które poznajemy w ostatnich tygodniach na temat Pegasusa, kompletnie zmieniają obraz rzekomej powszechnej inwigilacji za rządów PiS. Wiarygodność opowieści, że prokurator Ewie Wrzosek zainfekowano telefon, bo wszczęła śledztwo w sprawie wyborów kopertowych, a płyta z inwigilacji Pegasusem Krzysztofa Brejzy została celowo zniszczona, by zatrzeć ślady przestępczej działalności służb, nie wytrzymały konfrontacji z faktami. Prawda wygląda zaś tak, że sprawa Pegasusa przyczyniła się do obalenia niepodległościowego rządu w Polsce i neutralizowania znaczenia Polski w obliczu wojny.

– Nikt nie stosował Pegasusa wobec polityków opozycji jako takich, lecz wobec takich osób, gdy istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa. Nie było żadnego kryterium przynależności politycznej. Polityk opozycji nie może brać łapówki? Nie ma to jakiegokolwiek znaczenia, czy wywodzi się z kręgów rządowych, czy nie. CBA ma ścigać korupcję na szczytach władzy

– twierdzi w rozmowie z „Gazetą Polską” Maciej Wąsik. Polityk, który wraz z Mariuszem Kamińskim, a także byłym szefem CBA Ernestem Bejdą, może usłyszeć zarzuty w sprawie stosowania Pegasusa. Adam Bodnar wyjawił, że w latach 2017–2021 kontrola operacyjna tym systemem objęła… 578 osób. Tymczasem od dwóch lat, odkąd ujawniono fakt stosowania urządzenia, przekonywano o powszechnym charakterze inwigilacji. Była to pierwsza manipulacja związana z tematem, ale nie ostatnia. Mimo że prezydent Sopotu Jacek Karnowski powiedział, że jest na liście inwigilowanych Pegasusem, prokuratura wciąż nie wie, kto rzeczywiście może tak o sobie mówić. Grupa 31 osób to grono, które uważa, że mogło paść ofiarą Pegasusa. Żadna z nich nie ma na razie statusu pokrzywdzonego w postępowaniu wyjaśniającym kulisy zakupu i stosowania systemu. – Prowadzimy czynności, aby to ustalić. Wysłaliśmy wezwania do stawiennictwa wraz z pouczeniem. Z tych pism nie wynika, iż dana osoba była inwigilowana – przekazał „Rzeczpospolitej” rzecznik przejętej pozaustawowo przez rząd Prokuratury Krajowej, Przemysław Nowak.  

Pegasus rzekomo bez zgód sądów manipulował wiadomościami

Sama Ewa Wrzosek twierdziła, że była inwigilowana przez CBA, bo wszczęła śledztwo w sprawie przygotowań do organizacji wyborów kopertowych podczas pandemii koronawirusa. Prokurator – według „Rzeczpospolitej” – została jednak „podpięta” pod Pegasusa z powodu korespondencji z Michałem D., byłym szefem warszawskiej policji i współpracownikiem Rafała Trzaskowskiego w Ratuszu, a nie w ramach zemsty. Manipulacji i kłamstw w mediach było naprawdę sporo – jedną z najbardziej powszechnych była teza, że Pegasusem infekowano telefony nielegalnie, czyli bez wiedzy sądów. Okazało się, że za każdym razem służby specjalne – CBA, SKW i ABW – we wnioskach o wszczęcie kontroli operacyjnej podawały dokładnie cel stosowania techniki specjalnej. Sędziowie mieli pełną świadomość, że funkcjonariusze chcą dostać się do komunikatorów internetowych osób podejrzanych. Innym stawianym publicznie zarzutem był ten, że Pegasus manipulował danymi w telefonie, w związku z czym tak pozyskany materiał był niewiarygodny. Tak brzmiała linia obrony Ewy Wrzosek w sprawie korespondencji z Michałem D. przed wyborami prezydenckimi, gdy otoczenie Rafała Trzaskowskiego było zainteresowane śledztwem dotyczącym wypadków komunikacyjnych w stolicy. „Rzeczpospolita” niedawno ujawniła, że licencja na zakupiony sprzęt od izraelskiego NSO Group nie dawała takiej możliwości CBA. Sam minister Bodnar przyznał też, iż nie spotkał się z przypadkiem zastosowania Pegasusa bez zgody sądu. To z kolei oznacza, że główna oś narracyjna ówczesnej opozycji o nielegalnych podsłuchach nie wytrzymała próby czasu. 

Pierwszy „wsypał” zresztą środowisko sędziowskie Igor Tuleya w „wyprzedzającym” wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. „Jest to bardzo prawdopodobne, że wydałem zgodę na użycie Pegasusa, nie mając świadomości, jaki system będzie wykorzystywany przez służby. (…) Czuję się wykorzystany” – zaznaczył. W podobnym tonie wypowiadała się w TVN24 sędzia Beata Morawiec. „Nikt nie wskazywał, że państwo dysponuje tego rodzaju urządzeniem, które jest w stanie nie tylko odczytywać, podsłuchiwać, ale i ingerować w treść rozmów, w treść SMS-ów, w treść maili znajdujących się na naszych urządzeniach. To było dla nas przerażające, ale też pozwoliło na to, że możemy teraz powiedzieć: no tak, sędziowie powinni być lepiej przygotowani do oceny tych wniosków prokuratorskich pod kątem możliwości technicznych realizacji wyrażonej zgody” – komentowała. Warto powtórzyć: „Rzeczpospolita” zdementowała, jakoby Pegasus mógł ingerować w treść SMS-ów czy maili i pozwalał służbom na zapisanie zawartości Iphone’ów. „Pegasus obrósł wieloma fałszywymi mitami, jak chociażby ten, że może zmieniać treści zawarte w inwigilowanym telefonie. System działał na zasadzie trybu »read only« – wyłącznie odczytywania zawartości np. telefonu” – pisał dziennik. 

– To sąd wydaje zgodę na kontrolę operacyjną. Wnioski o zastosowanie jej zawsze miały uzasadnienie. Każdy sędzia doskonale wiedział, wobec kogo służby chcą użyć techniki i na jakich podstawach. Mało tego, dołączano materiały operacyjne do wniosku. Jeżeli sędzia miał wątpliwości, mógł zapytać funkcjonariusza CBA o szczegółowe wyjaśnienia. A nawet odmówić zastosowania kontroli operacyjnej

– stwierdził Maciej Wąsik. – Jak nie kijem go, to pałką. Gdy okazało się, że jednak stosowanie Pegasusa odbywało się zawsze za zgodą sądów, to teraz rządzący sugerują, że były one wymuszane lub wyłudzane. We wnioskach o zastosowanie kontroli operacyjnej podpisywali się funkcjonariusz, przełożony, a wszystkie zostały poddane weryfikacji – wyjaśnia poseł PiS. 

– Wygląd wniosków precyzyjnie regulują jawne i publicznie dostępne zarządzenia prezesa Rady Ministrów dotyczące sposobu przeprowadzania kontroli operacyjnej przez poszczególne służby. Każdy wniosek zawierał wielostronicowe uzasadnienie, w którym wyraźnie wskazywano, że ze względu na rozwój nowoczesnych technik komunikacji konieczne jest zastosowanie kontroli, pozwalającej na odczytanie rozmów prowadzonych przez komunikatory internetowe. Sędzia miał pełną świadomość, jakiego rodzaju kontrolę zarządza. I może zrobić wszystko. Jest panem takiego postępowania. Może nawet wezwać funkcjonariuszy prowadzących sprawę i wysłuchać ich argumentów

– tłumaczy „Gazecie Polskiej” osoba z CBA. – Sędziowie w Sądzie Okręgowym bardzo wnikliwie badali wnioski – dodaje. Minister Adam Bodnar i koordynator ds. służb specjalnych Tomasz Siemoniak powtarzają, że od sędziów „wyłudzano” zgody. Dlaczego? Otóż jeśli komukolwiek z nadzorujących służby specjalne w latach 2017–2021 prokuratura chciałaby postawić zarzuty za stosowanie kontroli operacyjnej, nie mogłaby pominąć sędziów. – Gdy byłem wiceszefem CBA, udałem się do sądu wyjaśniać jednej sędzi niuanse pewnej sprawy. Odmowy – zarówno prokuratorskie, jak i sędziowskie – są odnotowane w każdym raporcie prokuratora generalnego, składanym co roku w Sejmie. W takich przypadkach CBA nie stosowało Pegasusa i nie znajdzie się taki przypadek, gdy bez zgody sądu stosowano kontrolę operacyjną – przekonuje Wąsik. 

Zniszczona płyta, cofnięcie licencji 

W mediach – m.in. w reportażu „Superwizjera” TVN – padło mocne oskarżenie pod adresem CBA o zniszczenie płyty z danymi w sprawie kontroli operacyjnej Krzysztofa Brejzy. Polityk KO wyraził pogląd, że dokonano tego celowo, by „zacierać ślady” po nielegalnej operacji. Jak dowiaduje się „Gazeta Polska”, informacje z płyty nie zginęły. – I co z tego, że płyta się złamała w transporcie? Można ją nagrać ponownie z komputera CBA – mówi nam osoba znająca sprawę. – Krzysztof Brejza na celowym zniszczeniu materiału tylko by zyskał. Żaden dowód nie zginął – zaręcza Maciej Wąsik.

Manipulacją było stwierdzenie, że Pegasusa użyto do inwigilacji opozycji w 2019 roku. Po pierwsze – PO była mocno poobijana po wiosennej porażce w wyborach ze wspólną listą do Parlamentu Europejskiego. Po drugie – celowa inwigilacja nie miała sensu w sytuacji, w której sondaże dla partii Grzegorza Schetyny były fatalne, oscylujące wokół 25 proc., podczas gdy PiS miało ponad 40 proc. Teoria o wykorzystywaniu Pegasusa przeciwko oponentom zdejmuje odpowiedzialność z porażki wyborczej sztabu PO, na czele którego stał Krzysztof Brejza. A tamta kampania z hasłem „silni razem” była jedną z najgorszych w XXI wieku. 

Nieznane są kulisy cofnięcia licencji na Pegasusa przez Izraelczyków. „Gazeta Wyborcza” przekonywała, że powodem było nadużywanie systemu przez służby za rządów PiS. Tyle że w 2021 roku nastąpił największy kryzys w relacjach Warszawy i Tel Awiwu od lat – spór o ustawę reprywatyzacyjną, którą zainteresowany był rząd Izraela na czele z antypolskim szefem MSZ tego kraju, Jairem Lapidem. Z placówki wyrzucony został ambasador Marek Magierowski, a od 2021 roku działa tam tylko chargé d’affairs. Z kręgów służb specjalnych słyszymy, że odmowa korzystania z Pegasusa była obustronna – kością niezgody okazały się napięcia polityczne Polski i Izraela, a także ożywiona dyskusja w związku z ujawnieniem faktu stosowania techniki operacyjnej, a nie autorytaryzm nad Wisłą. 

W mediach od tygodni trwają ponadto spekulacje, że inwigilowany Pegasusem był Mateusz Morawiecki i politycy PiS. Przeczy to w oczywisty sposób tezie, jakoby dręczono kontrolami operacyjnymi opozycję. – Doniesienia o rzekomej inwigilacji Mateusza Morawieckiego to brednie, rozpuszczane po to, by zasiać niezgodę w PiS – uważa Maciej Wąsik. – Pegasus był używany wobec osób podejrzewanych o popełnianie przestępstw. Wśród tych osób byli (w bardzo niewielkiej części) politycy. Z każdej strony sceny politycznej. Pierwsze dwie osoby ze świata polityki, wobec których system zastosowano, to politycy PiS: Mariusz A. Kamiński i Bartłomiej Misiewicz. Tych 31 osób to te spośród nieco ponad 500, o których była mowa w mediach lub które same zgłosiły się do prokuratury, podejrzewając stosowanie wobec nich Pegasusa – opowiada nam funkcjonariusz służb. – Nie sądzę, by ktoś był aż tak nieodpowiedzialny, by inwigilować politycznie ówczesną opozycję. Czym innym może być zarejestrowanie rozmowy figuranta z politykiem – stwierdza jeden z ekspertów w tematyce, pragnący zachować anonimowość.

Niewykluczone, że przejęta w styczniu tego roku prokuratura będzie stawiać zarzuty za wykorzystanie ponad 30 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości do zakupu Pegasusa za pośrednictwem firmy Matic od NSO Group. Jednak będzie to karkołomne zadanie – rozporządzenie regulujące działalność funduszu zakłada nie tylko pomoc ofiarom przestępstw, lecz także przeciwdziałanie przestępczości. – Nie boję się Donalda Tuska i jego prokuratorów. Stawię się też na komisję śledczą – zapowiada Wąsik.  

„Jesteśmy ślepi i głusi na działania Wschodu” 

Polska pod rządami Donalda Tuska, jeszcze przed objęciem władzy przez PiS, dysponowała urządzeniem „Galileo” – ujawnili w marcu byli szefowie MSWiA, Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. System działał podobnie do Pegasusa, uważanego za jeden z najbardziej ofensywnych w szpiegowaniu.

Czy stosowanie takich urządzeń w przypadkach innych niż terroryzm i szpiegostwo jest uzasadnione? Zdania są podzielone, ale Maciej Wąsik nie ma wątpliwości. – Działaliśmy w imieniu państwa i z naszej perspektywy Pegasus był niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania służb: nie tylko CBA, lecz także SKW i ABW. I uważam, że Polska powinna dysponować urządzeniem, dzięki któremu lepiej można zwalczać korupcję czy szpiegostwo – odpowiada. – Oczywiście że polskie służby powinny dysponować takim systemem. Obecnie praktycznie już nikt nie wysyła zwykłych SMS-ów. Nie tylko uczciwi ludzie, ale i przestępcy korzystają z komunikatorów internetowych. Bez Pegasusa jesteśmy ślepi i głusi na działania zorganizowanych grup, zarówno krajowych, jak i pracujących dla wywiadów Białorusi i Rosji – alarmuje przedstawiciel służb specjalnych.

Źródło: Gazeta Polska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com