Prawda o ukraińskiej wdzięczności czy też niewdzięczności. Co zrobiliśmy niewłaściwie jako Polacy?

Na posterunku w Donbasie / autor: Maciejewski / Fratria

Gdybym za każde usłyszane czy przeczytane pytanie o wdzięczność Ukraińców dostawał 100 złotych to biłbym się już o miejsce wśród stu najbogatszych Polaków.

Jak Pan Bóg stworzył Polaka

W 1633 roku ukazała się obszerna praca znanego pisarza staropolskiego, franciszkanina i żołnierza zarazem, Wojciecha Dembołęckiego z Konojad, herbu Prawdzic. Pisarz był już w kraju i za granicami znany po tym jak wydał pamiętnik swojej służby kapelańskiej u słynnych jeźdźców polskich – lisowczyków – z którymi bił Węgrów, Turków, Niemców, Szwedów i kogo tam jeszcze, kto im na drodze stanął.

W nowym dziele, tym z 1633 roku, Autor już w rozległym, barokowym tytule ostrzegał czytelnika: „Nie gań aż przeczytasz” albowiem ta książka, „Wywód jedynowłasnego państwa świata”, została wydana za przyzwoleniem samego króla a oparta o Biblię oraz prace teologów i historyków. Dembołęcki, postać barwna, odważna, retorycznie znakomity, stawiał tezę, że na początku dziejów ludzkości istniało tylko jedno państwo (tytułowe jedynowłasne państwo świata), które założył starotestamentowy Adam, a po nim królem był jeden z jego synów, Seth, czyli Scyt, czyli Sarmata, czyli Polak. Bóg tak urządził świat, że uczynił władcami Polaków, ale później się historia nieco pomieszała i diabeł oraz źli ludzie pobudowali swoje nędzne kraiki, na szczęście jednak nie pokonując Rzeczypospolitej, która jest wcieleniem tego szczególnego, Boskiego daru, pierwszego państwa rajskiego Adama i jego syna Setha. Adam i Ewa mówili w języku polskim, to jest słowiańskim, to jest scytyjskim, to jest syryjskim, tym językiem mówił też Noe a dopiero później pycha budowniczych wieży Babel pomieszała ludzkie myśli i mowy.

Noe według wszystkich w Syryey był pod on czas i tam umarł za to [Gilbert] Genebrardus dostatecznie wywodzi; tedy pierwotny syryjski język musiał bydź tenże co y przed Potopem.

Dembołecki opierał się na współczesnym przekonaniu, że ówczesna polska szlachta, nawiązująca do Sarmatów, starożytnego ludu znakomitych jeźdźców, wywodzącego się ze Scythów, tworzyła europejską Słowiańszczyznę, najlepiej spełnioną w Rzeczpospolitej Jagiellonów i Wazów. Miało to być oczywiste, logiczne, zrozumiałem samo przez się.

Jaśnie to y rozum sam pokazuie, że Słowieński ięzyk Scytharum Regiorum pierwotnym iest na świecie, ponieważ wszytek świat woła, że Scythae antiquisiimi hominum [są najstarszymi z ludzi – red.].

Choć sama teza franciszkanina nie przyjęła się powszechnie a wokół niej powstały krytyczne i prześmiewcze komentarze, sama teoria o wyższości Rzeczpospolitej nad innymi państwami stawała się dość powszechna co owocowało niechęcią do reform czy też aktywnej polityki międzynarodowej.

Ukąszenie duszy rosyjskiej

Jeśli kogoś razi ta karkołomna logika Dembołęckiego, to nie lepiej udźwignie tę część XIX-wiecznego polskiego mesjanizmu, który przewidywał, że może straciliśmy własne państwo i możliwość prowadzenia podmiotowej polityki, ale za to możemy budować państwo „moralne”, możemy osiągnąć tedy duchową doskonałość, aż zmartwychwstaniemy w jakiejś nowej, niezwykłej formie.

Polacy mają być więc – może nie tak jak u Dembołęckiego pierwszym chronologicznie narodem świata – ale narodem pierwszym w hierarchii ducha i moralności, narodem świętych i cudownych ludzi, cierpiących za ludzkość czy za inne wartości.

Na polski romantyzm dość surowo patrzył Marian Zdziechowski (1861-1938), polski filozof, rosjoznawca, a później sowietolog, który uważał, że takie podejście do rzeczywistości zaczerpnęliśmy od… Rosjan. W pracy o wpływach duszy rosyjskiej nad duszę polską Zdziechowski stwierdził, że od ludów rosyjskiego imperium zaraziliśmy się konkretną chorobą.

Chorobie tej na imię – maksymalizm: albo wszystko – albo nic. Jest to przeobrażona w manjactwo utopijność ludzi, których przez wieki trzymano na uwięzi; że więc nie zetknęli się z życiem realnym, wszystko przeto wydaje im się prostem i łatwem, i gdy myśli jakiej się chwycą, to po to, aby ją natychmiast z bezwzględną konsekwencją wcielić.

Zdziechowski był orędownikiem niepodległości dla Polski, był krytykiem tzw. realizmu, który ograniczał aspiracje Polaków, ale nie znosił tego romantycznego prawienia morałów kto jest etycznie dobry, zły, zasłużony czy przeklęty, tego „szukania Miasta Bożego” i „tęskliwego wyczekiwania zejścia Niebieskiego Jeruzalem na Ziemię”.

Między potwarzami a mitem

Ustawienie Polski w tej kategorii – najmoralniejszej z moralnych – wpędziło kilka pokoleń myślicieli w bezowocony dyskurs o narodowych zasługach i winach. Jedni nam je na potęgę dopisują, inni mitologizują naród w kategoriach „wielkiej i potężnej Polonii” za oceanem albo szlachetnych Polaków na Kresach (jakby tych szlachetnych nie wymordowali bolszewicy). Mamy więc istne, emocjonalno-intelektualne perpetuum mobile, które się samo nakręca licytacją czy jesteśmy winni czy niewinni, szkoda jedynie, że z tego perpetuum mobile nie wynika żadna energia napędzająca naszą siłę, rozwój czy choćby i moralność.

Polak patrzy na Ukraińca

I oto nie zakończywszy jeszcze sporu o to czy jesteśmy Chrystusem czy Winkelriedem, czy my mamy przeprosić Żydów, czy Żydzi mają nas przeprosić, czy Adam i Ewa mówili w Raju po polsku czy może po francusku, dokładamy sobie do galerii bezowocnych dylematów kolejny klejnot – ukraińską wdzięczność.

Oto atomowe mocarstwo rosyjskie napada na naszego zachodniego sąsiada a Polska jak rzadko kiedy – o ile w ogóle nie pierwszy raz w swojej historii – jednoczy się wokół wsparcia ofiary i zatrzymania agresora jak najdalej od swoich granic. Przekazujemy broń i pomoc humanitarną, dzięki której czołgi rosyjskie stają pod Charkowem, a nie Krakowem, a na dodatek – znowu jak rzadko kiedy – dbamy o swoją reputację wystawiając sobie świadectwo ofiarności i znakomitej samoorganizacji przyjmując miliony uchodźców. Niekoniecznie ślemy przecież pomoc dla ofiar nielegalnej imigracji we Francji czy Włoszech, bo to nie nasza sprawa, ale wschodniemu sąsiadowi pomagamy łącząc – bezprecedensowo – szlachetność ze zdrowym rozsądkiem i konstruktywną polityką. Armia Putina, tego który od lat coraz ostrzej wypowiada się o Polsce, ugrzęzła więc w błotach czarnoziemów, zaistniała szansa na pokonanie Rosji bez przelania z naszej strony choćby kropli krwi, a więc przyjęliśmy dar Historii z należytą oprawą i satysfakcją, snując i wizję dalekosiężne, polegające na trwalszym sojuszu z Kijowem.

I oto rzeczy niesłychana – po sukcesie narodowego zjednoczenia i zatrzymania rosyjskiej dziczy setki kilometrów od naszych granic, jakaś karykatura pism Dembołęckiego i jacyś biedauczniowie Mickiewicza wyszli z kudłami włosów wyrwanych z głowy z okrzykiem: Ukraińcy są niewdzięczni! Abstrahując od tego, że jest to nieprawda, to jakiś jest to jałowy kanał myślowy, jakaś strata energii, jak nas spala i wybija z rytmu skutecznego działania. Polak wykonał mistrzowski manewr wsparcia Ukrainy także w swoim interesie, po czym usiadł i zawył za niedostateczną czołobitnością obdarowanego. Wycie owe jest tak głośne, że w coraz bardziej antyukraińskich w Polsce nastrojach zaczyna też psuć dotychczasowe zasługi, bo jakieś antyukraińskie incydenty czy brak komunikacji z Ukrainą (tutaj nikt nie wie skąd się biorą protesty przy naszej wschodniej granicy) właśnie psują nam PR, zamiast go podtrzymywać. Tymczasem obrażanie się nic jeszcze nikomu dobrego nie przyniosło, a w tym wypadku nasze poczucie moralnej wyższości zwalnia nas od myślenia i mądrego zaangażowania.

Co śpiewają Ukraińcy?

Jałowość tych lamentów szczególnie mocno można odczuć stając twarzą w twarz z rosyjskim zagrożeniem. Dla telewizji wPolsce realizuję obecnie kilka materiałów, a wśród nich jest i tematyka stosunku Ukraińców do Polaków. Na ten temat rozmawiałem z naszymi sąsiadami we Lwowie i w Kijowie, w zagłuszanym syrenami alarmowymi Charkowie już było nieco głupiej pytać o to czy ludzie miażdżeni psychologiczną presją kolejnego bombardowania myślą dobrze o Polakach siedzących bezpiecznie u siebie, ale w Kozaczej Lopani, gdzie po drugiej stronie zbocza jest już Federacja Rosyjska i gdzie stoją rosyjscy żołnierze, z całą śmiesznością objawiła się ta nasza narodowa duma, która w obliczu kolejnych ludobójstw, mordów a i pewnie wojen, martwi się tym czy przy kominkach w ukraińskich domach śpiewa się dla nas dziękczynne pieśni.

Jakub Maciejewski

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com