TYLKO U NAS. Dlaczego nie udało się porozumieć z Czechami? Soboń: Nie ma naszej zgody na umowę w stylu kontraktu jamalskiego
„Odrzucenie przez Czechów naszej oferty porozumienia oznacza, że nie dostaną pieniędzy, na których zainwestowanie już w maju się zgodziliśmy po to, aby to porozumienie mogło realizować wspólne rozwiązania związane z potencjalnym oddziaływaniem kopalni Turów na środowisko. Teraz są dwie możliwości – albo Czesi wycofają jednak skargę do TSUE, albo będzie orzeczenie TSUE w tej sprawie. TSUE rozpocznie postępowanie w tej sprawie w listopadzie i w ciągu kilku miesięcy będziemy mieć ostateczne orzeczenie, które zamknie tę kwestię” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Artur Soboń, wiceminister aktywów państwowych, uczestnik negocjacji z Czechami ws. kopalni Turów.
„Zawsze jesteśmy gotowi rozmawiać”
Zawsze jesteśmy gotowi rozmawiać. Od samego początku to my byliśmy stroną, która chciała dialogu i proponowała rozwiązania. Mamy nasze warunki brzegowe, które Czesi znają i one są nie do zmiany. Nie chodzi tylko o sam termin trwania umowy. Dla nas termin do końca działania kopalni, czyli ok. 30 lat, był dobry. Problemem natomiast jest to, że naszym zdaniem nie można zawierać w umowach międzyrządowych sankcji finansowych czy niewypowiadalności tych umów. Gotowi byliśmy wpisać jakiś czas, w którym ta umowa jest niewypowiadalna, ale na powrót do takiej konstrukcji umowy w stylu kontraktu jamalskiego naszej zgody nie ma
— podkreśla.
Wiceminister Soboń przypomina, czego konkretnie dotyczy sprawa dotycząca kopalni Turów, w której orzeczenie ma wydać TSUE.
Rzecz dotyczy naruszenia dyrektywy unijnej. Polska potencjalne skutki tego naruszenia już w swoim prawodawstwie uregulowała. Ewentualne niekorzystne dla nas orzeczenie TSUE i tak dotyczy kwestii, która już została naprawiona, a zatem będzie mniej radykalne niż środek zabezpieczający nakazujący wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów
— mówi.
Dlaczego Polska nie może wykonać postanowienia TSUE?
Polityk przedstawia argumenty, dlaczego Polska nie może wykonać środka zabezpieczającego nakazującego wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów.
Wykonanie tego kuriozalnego środka zabezpieczającego oznaczałoby dla nas koszty wynoszące 13,5 mld zł. Tyle musielibyśmy stracić w związku z zamknięciem kopalni Turów, a tym samym także elektrowni. Poza tym to byłyby także koszty środowiskowe, bo oznaczałoby to powstanie katastrofy ekologicznej w związku z osuwiskami czy niekontrolowaniem gospodarki wodnej. To byłyby także koszty społeczne, związane z utratą miejsc pracy, czy np. brakiem ciepłej wody dla mieszkańców Bogatyni. Wreszcie, to byłyby koszty związane nie tylko z polityką energetyczną Polski, bo dzisiaj jesteśmy także eksporterami energii do innych państw. W związku z tym tego środka zabezpieczającego po prostu wykonać się nie da i jakiekolwiek orzeczenie TSUE nie może być tak daleko idące jak ten środek zabezpieczający. Zrealizowanie środka zabezpieczającego TSUE oznaczałoby, że orzeczenie w tej sprawie jest w zasadzie niepotrzebne – bo zamknięcie kopalni Turów jest już najdalej idącą możliwością
— zaznacza.
Źródło: https://wpolityce.pl