Sowiecka inwazja 41 lat temu: Rosjanie się nie zmienili

naszwybir.pl
Dokładnie 41 lat temu, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego pod przewodnictwem generała Wojciecha Jaruzelskiego wprowadziła stan wojenny. Jej celem było wyeliminowanie protestów społecznych i zatrzymanie procesów demokratycznych zapoczątkowanych w sierpniu 1980 roku.
Kryzys gospodarczy końca lat 70. spowodował strajki i demonstracje, które zostały brutalnie stłumione przez władze PRL. Masa nastrojów protestacyjnych przyczyniła się do powstania kilku podziemnych i półlegalnych ośrodków oporu: związków zawodowych w Gdańsku, związku inteligencji katolickiej w Krakowie oraz inteligencji socjaldemokratycznej i lewicowej w Warszawie.
Powstanie NSZZ „Solidarność” było przełomem w systemie komunistycznym. Wielu zachodnich komentatorów postrzegało to jako bezkrwawą rewolucję. Na Kremlu powołanie „Solidarności” uznano za „porażkę polskich towarzyszy”, którą należało naprawić wszelkimi dostępnymi środkami. Już 3 września 1980 r. władze sowieckie przygotowały wytyczne dla nowego kierownictwa PZPR. Zalecano „przygotowanie kontrofensywy” w celu „odzyskania utraconych pozycji w klasie robotniczej”.
Obawiając się kolejnej fali ogólnopolskich strajków organizowanych przez niezależny związek zawodowy „Solidarność” i uniemożliwiając ewentualną interwencję sił zbrojnych ZSRR, 13 grudnia 1981 roku Prezes Rady Ministrów gen. wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Trwało to do połowy 1983 roku iw tym okresie zginęło 115 działaczy polskiej opozycji, której struktury zostały doszczętnie zniszczone.
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku mieszkańcy wielu polskich miast i wsi widzieli ze swoich okien przemieszczający się sprzęt wojskowy. Czasem ciszę przedświtu przerywały kościelne dzwony. Telefony nie działały.
Już w pierwszych godzinach policja i służby bezpieczeństwa przeprowadziły akcję pod kryptonimem „Jodła” – internowanie wyselekcjonowanych osób. Na podstawie sporządzonych wykazów zatrzymano osoby mogące stanowić zagrożenie dla systemu. Byli to członkowie i współpracownicy „Solidarności”, działacze opozycji, przedstawiciele świata kultury i nauki, a także duchowni. Wyciągani nocą z domów, wywożeni do aresztów i więzień, nie wiedzieli, co ich czeka. Ich bliscy dowiedzieli się, gdzie są, dopiero po kilku dniach, a nawet tygodniach.
Jednostki pancerne i zmechanizowane zostały wysłane do miast i rozmieszczone w najważniejszych węzłach komunikacyjnych, urzędach i innych strategicznych obiektach. Dokonano aresztowań wśród niezależnej inteligencji, w tym wśród organizatorów i uczestników Kongresu Kultury Polskiej odbywającego się w Warszawie.
Na mocy dekretu o stanie wojennym zawieszono podstawowe prawa i wolności obywatelskie, wprowadzono uproszczone procedury sądowe, zakazano strajków i demonstracji, policja i wojsko mogły sprawdzać tożsamość i rewidować obywateli. Od 22:00 do 6:00 wprowadzono godzinę policyjną, a poza rezydencją trzeba było mieć przepustkę. Korespondencja podlegała oficjalnej cenzurze, wyłączano telefony, co uniemożliwiało m.in. wezwanie karetki pogotowia i straży pożarnej.
Międzynarodowa społeczność demokratyczna potępiła wprowadzenie stanu wojennego i represji w Polsce. 31 grudnia 1981 r. Stany Zjednoczone wprowadziły sankcje gospodarcze na Polskę, a kilka dni później na Związek Radziecki, który poparł i pomógł inicjatywie stanu wojennego w Polsce.
Jak powiedział prezes IPN w wywiadzie dla Radiowej Agencji Informacyjnej (IAR), pamięć o ofiarach systemu komunistycznego musi przetrwać.
„…O tych kilkudziesięciu ludziach, którzy zginęli podczas demonstracji lub w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, w tym o kobietach, które były internowane z całkowitym pogwałceniem ich praw, a nawet z pogwałceniem komunistycznego prawa. O tych wszystkich ponad 10 000 osób skazanych przez komunistyczno-wojskowe, ale i cywilne sądy. To jest ból narodu polskiego, który w tym czasie walczył o niepodległą Polskę” – podkreślił Karol Nawrocki.
Ruch „Solidarności” dał Polsce nadzieję na powrót wolności i usystematyzowanie sytuacji w kraju, który po 1945 roku był sowiecką kolonią. Wprowadzenie stanu wojennego jest jedną z najpoważniejszych zbrodni popełnionych przez komunistów na narodzie polskim.
Polski ruch demokratyczny znalazł poparcie wśród ukraińskich dysydentów, z których większość przebywała wówczas w niewoli. Powstanie „Solidarności” w Polsce zbiegło się z Letnimi Igrzyskami Olimpijskimi 1980 w Związku Radzieckim i nową falą represji wobec ukraińskich dysydentów. Ukraiński poeta i intelektualista Wasyl Stus, który wrócił do Kijowa z pierwszej kadencji na podstawie sfabrykowanych zarzutów i został ponownie aresztowany w 1980 r., wspierał polski ruch protestu.
W 1982 roku, już podczas drugiego uwięzienia, z którego nie wrócił żywy, Stus pisał: „Fascynują mnie polscy mistrzowie ducha i żałuję, że nie jestem Polakiem. Polska tworzy epokę w totalitarnym świecie i przygotowuje jego upadek. Ale czy polski przykład stanie się naszym – oto jest pytanie. Polska podpalała Rosję przez cały XIX wiek, teraz kontynuuje tę próbę. Życzę jak najlepszego losu polskim powstańcom, mam nadzieję, że policyjny reżim 13 grudnia nie zdusi świętego płomienia wolności. Mam nadzieję, że w zniewolonych krajach znajdą się siły, które wesprą misję wyzwoleńczą polskich ochotników wolnościowych”. „Po Polsce – wydaje mi się – tylko ostatni głupiec i ostatni łajdak może wierzyć w moskiewskie ideały. Niestety nie wiem, jakie wrażenie wywarła Polska na narodach ZSRR i na całym obozie” – napisał Stus.
Bez względu na to, jak się ich nazywa – Moskalami, komunistami, bolszewikami, kacapami czy Rosjanami – ich zbrodnie na przestrzeni wieków pozostają takie same. Starali się stłumić wszelkie przejawy „niezgody”. Nienawidzą wolności. Rosja – czy to królestwo Moskwy, czy to Imperium Rosyjskie, czy Związek Radziecki, czy Federacja Rosyjska – nie zmieni się, ale pozostanie więzieniem narodów. I szczerze nienawidzą każdego, kto próbuje wyrwać się z tej niewoli.
Apokalipsa będzie się powtarzać, dopóki nie wyciągniemy z niej wniosków: niewolnik nie chce wolności, chce swojego niewolnika. Rosjanin nie chce wolności od swojego rządu, chce sam uciskać innych. Było w Polsce, jest teraz w Ukrainie.
Karyna Koshel