Rewolucja w sztabie Świątek. Co z Abramowicz? „Czas najwyższy”
– Czas najwyższy, by Iga Świątek spróbowała otworzyć się i trochę bardziej zaufać trenerowi – mówi Sport.pl Paweł Ostrowski, odpowiadając na pytanie dotyczące zatrudnienia przez Polkę Wima Fissette’a, trudnych sytuacji na korcie i roli psycholożki sportowej Darii Abramowicz w sztabie. Były szkoleniowiec m.in. Angelique Kerber wskazuje też, co Belg w pierwszej kolejności powinien poprawić w tenisie liderki światowego rankingu.
Gdy na początku września, tuż po US Open, rozmawiałam z Pawłem Ostrowskim o sztabie szkoleniowym Igi Świątek, to były trener Angelique Kerber i Marty Domachowskiej potencjalne zmiany w nim porównał do operacji na otwartym sercu. Miesiąc później liderka światowego rankingu ogłosiła rozstanie z Tomaszem Wiktorowskim, który był jej szkoleniowcem przez prawie trzy lata. Od razu ruszyły spekulacje, kto będzie jego następcą i wśród najmocniejszych kandydatów pojawił się Wim Fissette. Belg ostatnio nie był związany z żadną tenisistką, ale jego trenerskie CV robi wrażenie. Pracował bowiem z takimi gwiazdami jak Kim Clijsters, Naomi Osaka, Kerber, Wiktoria Azarenka czy Qinwen Zheng. Jak odnajdzie się w teamie 23-letniej Polki, w którym dotychczas był nietypowy w tenisowym świecie układ? I czy będzie próbował go zmienić?
Agnieszka Niedziałek: Gdy tylko ruszyła debata na temat nowego szkoleniowca i często wspominany był w niej Wim Fissette, to nie wszyscy twierdzili, że byłby tu dobrym wyborem. Klamka zapadła – już wiemy, że to właśnie on poprowadzi teraz pierwszą rakietę świata. Pana zdaniem to dobry szkoleniowiec dla niej na obecnym etapie kariery?
Paweł Ostrowski: To dobry moment, by spróbować przede wszystkim pod kątem współpracy z trenerem zagranicznym. Za chwilę będzie zima – czas, by sobie wszystko na spokojnie poukładać. Do tej pory Iga miała do czynienia tylko ze szkoleniowcami-Polakami. Fissette doświadczenie ma ogromne – współpracował z czołówką, więc na pewno pojawią się nowe spostrzeżenia, a nowe koncepcje być może będą trafione. Nawet możemy założyć, że będą trafione.
To także idealny moment, ponieważ będą mieli czas, by złapać chemię i zrozumieć się. Bo nie tylko sama wiedza jest istotna, ale i wzajemne zrozumienie – na korcie i poza nim. To kluczowe. I to, by trener porozumiał się też z całym sztabem. To jest klucz do sukcesu. Myślę, że Belg będzie tu wartością dodaną. Do WTA Finals przystąpią w zasadzie siłą rozpędu – Fissette dużo teraz nie zmieni, ale fajnie, że zobaczy na własne oczy jak funkcjonuje sztab na turnieju jeszcze przed przerwą zimową. Dzięki temu przed nowym sezonem będzie miał pełny obraz sytuacji – turniejowo i treningowo.
Fissette doświadczenie ma ogromne, sukcesów też nie brakuje. Ale zwraca uwagę, że jego współprace z tenisistkami były dotychczas zwykle dość krótkie. Czy można to uznać za sygnał ostrzegawczy, analizując pracę szkoleniowca?
Nie, nie ma na to reguły. Jedni – jak choćby trener Magdaleny Fręch – są całe życie z jedną zawodniczką, inni – raz współpracują dłużej, a kiedy indziej krócej. To wszystko jest ruchome. Naomi Osaka akurat zawsze była chimeryczna i nie wiem, czy któryś trener będzie w stanie dłużej z nią popracować.
Akurat do Japonki Belg wrócił, gdy wznowiła karierę po przerwie macierzyńskiej, zrywając nagle współpracę z Qinwen Zheng. Chinka była tym mocno rozgoryczona i różnie to jego zachowanie oceniano w środowisku.
Nie wyglądało to do końca fajnie, ale nikt nie będzie nas, opinii publicznej, informował o wszystkim, co się dzieje w sztabie. To też kwestia profesjonalizmu. Widać nie było tam na tyle dobrze, by został. Po prostu. Uważam, że to są proste mechanizmy. Może miał lepszą chemię i porozumienie z Osaką? Ewentualnie mogły też mieć znaczenie warunki finansowe. Nie odbieram tego jako lampkę alarmową. Najważniejsze, by się dogadał z całym sztabem, nie tylko z Igą. Jeśli tak zrobi, to będzie dobrze.Wątek Darii Abramowicz w sztabie liderki światowego rankingu pojawił się już w naszej poprzedniej rozmowie, jeszcze zanim doszło do rozstania z trenerem Wiktorowskim. Rola psycholożki sportowej jest duża, według niektórych nawet zbyt duża. Myśli pan, że Belgowi dzięki bogatemu doświadczeniu będzie łatwiej zająć w teamie kluczową rolę?
To stuprocentowy profesjonalista i na pewno spróbuje się porozumieć. Również z racji tego doświadczenia. Każdy w tym teamie ma swoją działkę i wpływają na siebie nawzajem. Czy Fissette’owi się to uda? Trzymamy kciuki. A jeśli nie, to znaczy, że czas na następnego, któremu być może się uda. Tego nie przeskoczymy.
Zakłada pan, że pozostaje mu się dostosować czy może dzięki swoim osiągnięciom i autorytetowi próbować nieco zmienić zastany układ?
Może tak być, że autorytet, sukcesy i osiągnięcia sprawią, iż będzie mu się łatwiej dogadać z Igą i panią Darią Abramowicz. Jest to trener z najwyższej półki. To kwestia dobrej woli z obu stron. Niektórzy szkoleniowcy potrafią się dostosować do sytuacji, oddać trochę pola w kontekście wpływu na zawodnika, a drudzy nie. Ja osobiście raczej miałbym z tym problem, taką mam konstrukcję. Korzystanie z psychologa jak najbardziej dopuszczam, bez dwóch zdań. Ale uważam, że trener powinien być mentorem i tym, kto ma największy wpływ na zawodnika. Są zaś szkoleniowcy, którzy potrafią się porozumieć i tę decyzyjność w pewnym stopniu oddają. To kwestia indywidualnych ambicji trenerskich i umiejętności dostosowania się.
Poprzednio mówił mi pan, że zdecydowana większość trenerów by nie dała rady i że to pokazuje wartość Tomasza Wiktorowskiego.
Według mnie wykonał on kawał dobrej roboty. Wręcz się poświęcił, można byłoby powiedzieć. Naprawdę nie jest to proste. Osobiście po latach doświadczeń jestem przyzwyczajony do tego, że mam cały czas kontakt z zawodnikiem. Że czasem nawet nie muszę nic mówić. Wystarczy gest, a on już wie, co musi zrobić na korcie. Jeśli nie ma chemii i świetnej komunikacji, to czuję się źle, bo nie mam wtedy wpływu na zawodnika. A po to jestem trenerem, by go mieć.
Ale podkreślam to, co już zaznaczyłem wcześniej i nieraz to powtarzam – w określonych sytuacjach pomoc psychologa jest bardzo potrzebna, bo są różne sytuacje życiowe poza kortem, które mają wpływ na zawodników i choćby nie wiem, jak dobra praca trenerska została wykonana na korcie także od strony mentalnej, to zawsze coś będzie przeszkadzać z tyłu głowy. Natomiast sprawy kortowe należą do mnie i ja ponoszę za nie odpowiedzialność. Zawsze powtarzam swoim zawodniczkom: „To ja przegrałem, a ty wygrałaś”. Jak nie ma sukcesów i wyników, to jest to moja porażka. Jak popełniam błędy, to ja za nie odpowiadam. A potem staram się wyciągnąć wnioski i ponownie tych błędów nie popełniać.
Wyobraża pan sobie, że teraz w trudnych momentach na korcie Iga Świątek częściej będzie zerkać na Wima Fissette’a niż na Darię Abramowicz?
Mam nadzieję, że to poszłoby w tym kierunku. Czas najwyższy, by Iga spróbowała otworzyć się i trochę bardziej zaufać trenerowi. Wiem, że pani Daria Abramowicz dba o jej poczucie bezpieczeństwa i zapewnia jej strefę komfortu, ale żeby ta strefa nie urosła do tego, że to Daria Abramowicz mówi, co, jak i ile ma grać Iga. By nie wchodziła w kompetencje trenera tenisa. Super byłby podział 50:50 – to byłby układ idealny. Ważne, by trener i pani psycholog porozumieli się co do podziału wpływu na Igę. Wtedy jesteśmy w domu.
Za Igą Świątek dłuższa przerwa w grze i trudny czas związany z nagłym rozstaniem z poprzednim szkoleniowcem, a wcześniej nieudany występ w ćwierćfinale US Open. Od czego powinien zacząć Fissette poza dogadaniem się z zawodniczką i resztą sztabu? Od czego zacząć tenisowo?
Na pewno będzie teraz uważnie obserwował, jak Iga zachowuje się na korcie, w których momentach używa swoich największych atutów. Będzie analizował, czy ta ofensywna gra, która jej sprzyjała, to dalej słuszny kierunek. Musi usiąść i pooglądać ją z ławki trenera. To zupełnie co innego niż perspektywa widza z trybun czy oglądanie meczu w telewizji. Trzeba tego dotknąć i wtedy podejmować jakieś decyzje. Zastanowić się np. czy wprowadzać więcej sprytnej gry, czyli skrótów, czy mimo wszystko po tych bombach przydałyby się jednak dojścia do siatki. Czy wprowadzić więcej gry kątowej, zmian rytmu gry, czy jednak skupić się na prędkości uderzeń.
Ja osobiście bym w pierwszej kolejności poprawił grę w obronie. Iga nie czuje się komfortowo, kiedy to ktoś atakuje i zaczyna rozrzucać ją po korcie, gdy to nie ona dyktuje warunki. To można wytrenować. Są na to specjalne ćwiczenia i gry sparingowe, by poćwiczyć tzw. aktywną grę w obronie. By nie pozwalać na przejęcie inicjatywy przez przeciwniczki. Bo one już wiedzą, że to jest metoda na Igę. Jak tylko zwalniają i dają jej czas, to ona wchodzi na swoje obroty i wtedy nie ma czego zbierać. One wiedzą, że nie mogą pozwolić na to, więc pierwsze zaczynają atak i rozprowadzają ją po korcie. Tu widzę małą przestrzeń, by coś udoskonalić.
Źródło: sport.pl