Nie ma pewności, że Rosjanie zniszczyli wyrzutnie Patriot. Ale właśnie toczy się bitwa o najwyższą stawkę

Fot. SZ RF

Nagranie z drona jest mało wyraźne, ale widać na nim, jak rosyjska rakieta balistyczna Iskander trafia stojący konwój ukraińskich pojazdów. Kilka z nich wygląda na ciężarówki MAN, co może oznaczać elementy bezcennej eksniemieckiej baterii Patriot. Pewności nie ma, ale staje się wyraźne, że trwa nowa odsłona gry o najwyższą stawkę, czyli niebo nad Ukrainą.

Co do trafienia konwoju, to wśród osób obserwujących wojnę i analizujących nagrania ataków nie ma jedności opinii. Sami Rosjanie na nagraniu nanieśli opisy sugerujące, że był to konwój z pojazdami baterii starszego radzieckiego systemu przeciwlotniczego S-300 (choć naprawdę trudno je na nim dostrzec). Na drugim skraju są ci analitycy (np. Polak Jarosław Wolski), według których to były co najmniej dwie wyrzutnie systemu Patriot, a do tego być może też stanowisko dowodzenia.

Pośrodku jest wiele głosów, takich jak na przykład Andrew Perpetua (prowadzi szczegółowy wykaz strat obu stron na podstawie nagrań i aktualizuje na podstawie tychże nagrań strefy kontroli na mapie), według którego owszem najprawdopodobniej zniszczeniu uległy niemieckie ciężarówki rodziny MAN KAT1. To można ocenić po kształcie wypalonych kabin i podwozia. Jednak jego zdaniem nie da rady ocenić, co było nimi przewożone, bo po prostu jakość nagrania jest za niska. Natomiast takich ciężarówek Ukraińcy używają w kilku rolach. Nie tylko jako podwozia dla elementów systemu Patriot, ale też między innymi IRIS-T (niemiecki przeciwlotniczy krótkiego zasięgu) oraz po prostu do zadań logistycznych. Wobec tego jego zdaniem mówienie o konkretnie wyrzutniach systemu Patriot to spekulacja.

Na różnych ukraińskich kanałach pojawiły się twierdzenia, że był to transport rakiet dla jednego z zachodnich systemów przeciwlotniczych. Jego dowódca miał się zatrzymać, czekając na rozkaz, gdzie je dostarczyć. Postój trwał od 30 minut do kilku godzin w zależności od wersji historii, co miało pozwolić Rosjanom zlokalizować konwój i przeprowadzić skuteczny atak.

Coraz więcej bolesnych nalotów na front

Trafienie miało miejsce na obrzeżach wsi Serhijiwka w Donbasie. Co do tego nie ma wątpliwości. To około 50 kilometrów od linii frontu w rejonie Awdijiwki. Nagranie tego rosyjskiego ataku jest więc jednym z nielicznych wskazówek wizualnych przemawiających za możliwością używania przez Ukraińców nowoczesnych zachodnich systemów przeciwlotniczych w pobliżu frontu. Bardzo długo były to narzędzia uznawane za zbyt cenne, aby je wystawiać na takie ryzyko. Służyły więc przede wszystkim do obrony miast i zaplecza. Od mniej więcej grudnia sytuacja się jednak zmieniła. Ukraińcy i Rosjanie znajdują się bowiem w trakcie narastającej bitwy o niebo, która będzie miała bardzo poważne przełożenie na przebieg wojny.

Kluczowe dla jej znaczenia są rosyjskie moduły szybujące UMPK, łączone z bombami lotniczymi o wadze od 250 kilogramów do 1,5 tony. Efektem jest uzyskanie relatywnie taniej broni prawie precyzyjnej o dużej mocy. Pisaliśmy o nich szerzej w ubiegłym roku, kiedy zaczęły być używane na froncie na większą skalę. Od tego czasu konstrukcja UMPK została udoskonalona i celność wzrosła, przystosowano do ich przenoszenia liczne bombowce Su-34 i myśliwce Su-35, a produkcja została przyśpieszona. Liczba nalotów przy ich pomocy nieustannie rośnie i tak jak w 2023 roku ponad 100 miesięcznie było poważnym wynikiem, tak według Ukraińców w samym lutym tego roku było ich około 1,5 tysiąca. W ciągu pierwszych 10 dni marca naliczono około 800, co przy utrzymaniu podobnej intensywności oznacza około 2,4 tysiąca do końca miesiąca.

Taka skala nalotów staje się krytycznym problemem dla ukraińskich linii obronnych. Rosjanie koncentrują uderzenia UMPK na wybranych odcinkach, gdzie prowadzą albo planują prowadzić działania ofensywne. W styczniu i lutym była to Awdijiwka, gdzie rosyjskie bombardowania były jednym z kluczowych czynników, które doprowadziły do załamania się obrony miasta. Teraz Rosjanie intensywnie prowadzą naloty na przykład na zachód od Bachmutu w rejonie miejscowości Czasiw Jar, gdzie nasilają działania ofensywne. Dla Ukraińców to bardzo poważne zagrożenie, ponieważ żadna linia obronna nie wytrzyma dłuższego bombardowania dziesiątkami naprowadzanych bomb lotniczych dziennie. Przeciw mobilnym oddziałom UMPK byłyby mało skuteczne, ale wobec bardzo statycznego charakteru linii frontu w Ukrainie stały się asem w rękawie Rosjan.

Ryzykowna gra o wysoką stawkę

Podstawową zaletą bomb szybujących jest to, że samoloty mogą je zrzucać kilkadziesiąt kilometrów od linii frontu, pozostając względnie bezpieczne. Systemy przeciwlotnicze krótkiego zasięgu ich nie sięgną. Zagrozić mogą jedynie te średniego zasięgu jak starsze S-300, do których Ukraińcom ma brakować rakiet, oraz nieliczne nowe zachodnie Patriot i SAMP-T. Przy czym i tak ich wyrzutnie muszą znajdować się w rejonie 50 kilometrów od frontu albo nawet bliżej, aby być w stanie sięgnąć rosyjskich bombowców, zanim te zrzucą swój ładunek i zaczną uciekać. To wprowadza je w sferę zagrożenia wykryciem przez małe drony zwiadowcze, a następnie atakiem. To ryzykowna gra o najwyższą stawkę.

Nie ma na to bezpośrednich dowodów, ale można domniemywać, że narastające zagrożenie ze strony nalotów UMPK popchnęło Ukraińców do podjęcia tegoż ryzyka. Od upadku Awdijiwki przez trzy tygodnie zaczęli regularnie zgłaszać zestrzelenia rosyjskich Su-34 i Su-35, o czym pisaliśmy szerzej w innym tekście. Są poważne wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście Rosjanie stracili tyle maszyn, ile twierdzili Ukraińcy, czyli kilkanaście. Dowody są tylko na kilka. Jednak niezależnie od tego, taki wzrost poziomu deklarowanych zestrzeleń można było wytłumaczyć właściwie tylko w jeden sposób, czyli szerokim zastosowaniem systemów przeciwlotniczych średniego i dalekiego zasięgu w pobliżu frontu. Zwłaszcza tych zachodnich, skuteczniejszych.

Sytuacja na froncie po upadku Awdijiwki stała się niepewna, ponieważ Rosjanie starali się pójść za ciosem, a Ukraińcy musieli opanować sytuację i oprzeć się na nowej linii obrony. Wymagało to nadzwyczajnego zaangażowania sił i być może skłoniło do podjęcia większego ryzyka. Sam dowódca ukraińskich sił powietrznych generał Mykoła Oleszczuk (kontrolują też systemy obrony przeciwlotniczej nieprzypisane do oddziałów wojsk lądowych) twierdził, że na froncie pojawiły się jakieś niesprecyzowane nowe narzędzia do polowania na rosyjskie samoloty i regularnie deklaruje ataki na maszyny znajdujące się daleko poza zasięgiem prostszych systemów krótkiego zasięgu.

Równocześnie po raz pierwszy od dostarczenia zachodnich systemów przeciwlotniczych na Ukrainę, w końcu lutego pojawiło się rosyjskie nagranie, mające przedstawiać atak na nie. 22 lutego Rosjanie udostępnili nagranie z rejonu Chersonia, na którym ma być widać zniszczenie stanowiska dowodzenia systemu Patriot. Tak naprawdę nie widać jednak nic konkretnego, poza uchwyceniem przez drona jadącej drogą pustej ciężarówki rodziny MAN KAT1 i prawdopodobnie wraku innej niemieckiej ciężarówki dopalającej się w trafionym rakietą magazynie. Pojawiły się też nagrania trafień ukraińskich systemów S-300. 29 lutego w pobliżu wsi Rusyn Jar w Donbasie (około 30 kilometrów do linii frontu w pobliżu Awdijiwki) zniszczona została co najmniej jedna wyrzutnia i być może jakieś inne elementy baterii stojące w pobliżu. 5 marca wyrzutnia i radar w pobliżu miasta Słowiańsk, około 30 kilometrów od linii frontu w rejonie wsi Torśkie i 35 kilometrów od frontu w rejonie Bachmutu.

Pozytywnego rozstrzygnięcia nie widać

Na razie za wcześnie na to, by definitywnie powiedzieć, kto wygrywa, a kto przegrywa tą wzmożoną batalię o niebo. Wysokie tempo rosyjskich nalotów na początku marca nie wskazuje jednak na to, aby ukraińskie wysiłki podejmowane od połowy lutego przyniosły jakiś istotny efekt. Może to być jednak krótkotrwały efekt wyjątkowego zintensyfikowania operacji w wykonaniu rosyjskiego lotnictwa, którego nie będzie się dało długo podtrzymać z powodu wykruszania się samolotów oraz załóg. Nie tylko w wyniku ukraińskiej obrony, ale po prostu zmęczenia ludzkiego i materiałowego. Nie jest to jednak coś, na co należy liczyć w kontekście długotrwałego i skutecznego zaradzenia problemowi pod tytułem masowo zrzucane bomby z zasobnikami UMPK.

Życie rosyjskich lotników na pewno skomplikowałyby zachodnie myśliwce z rakietami powietrze-powietrze średniego zasięgu. Na te nie ma co jednak liczyć w najbliższym czasie. Aktualne zapowiedzi mówią, że pierwsze F-16 mają się pojawić w Ukrainie około lipca i początkowo będzie to skromna liczba. Same w sobie zachodnie myśliwce nie są też jakąś superbronią, która doprowadzi do rzezi Su-34. Jest jednak możliwe, że w połączeniu z aktywnością naziemnej obrony przeciwlotniczej pogorszy Rosjanom warunki działania na tyle, że naloty osłabną. Na razie to jednak przyszłość i wszystko wskazuje na to, że na razie Ukraińcy będą musieli się bronić w ciężkich warunkach bomb sypiących im się na głowy.

Źródło: gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com