Zmasowany atak to przedsmak „najtrudniejszej zimy”, która czeka Ukrainę. Może zabraknąć prądu i ciepła
Ataki na elektrownie, bomby zabijające cywilów i ponury kamień milowy – mijające 19 listopada 1000 dni pełnoskalowej wojny. U progu zimy Ukraina jest w trudnej sytuacji, a po miesiącach ataków na infrastrukturę energetyczną, chłód i ciemność mogą dotykać bardziej niż wcześniej. Niektórych może skłonić to do wyjazdu z kraju.
– Właśnie widzieliśmy kolejny masowy atak dronów oraz rakiet i wiemy, że Rosja obrała za cel infrastrukturę energetyczną. W moim mieszkaniu w Kijowie o 6 rano odcięto prąd i nie będziemy mieli go do 22. Takie problemy dotyczą całego kraju – mówi nam Mathew Schraeder, dyrektor biura Polskiej Akcji Humanitarnej w Kijowie.
Rosja od początku pełnoskalowej inwazji atakowała ukraińską infrastrukturę energetyczną, ale od miesięcy mówi się, że ta zima będzie najtrudniejszą dotychczas. W tym roku ataki coraz bardziej skupiają się na elektrowniach, a nie tylko sieci – którą udawało się naprawiać (między innymi dzięki wsparciu z Polski). Niedzielny atak zniszczyły między innymi wyposażenie elektrowni DTEK, jednego z głównych dostawców energii. Zaś po poniedziałkowym ostrzale Odessy 300 tysięcy rodzin zostało bez prądu, wody i ogrzewania.
Maksym Timchenko, prezes DTEK, po atakach napisał, że „dostawy prądu dla milionów” w Ukrainie zależą od tego, czy kraj dostanie dodatkowe systemy obrony powietrznej. O tym, że ta zima może być bardzo trudna dla ukraińskiego systemu energetycznego – a w konsekwencji dla mieszkańców – alarmują eksperci, w tym polski think-tank Forum Energii.
Ukrainie zabraknie energii?
– Ten atak zachwiał bilansem mocy, czyli możliwością dostarczenia energii elektrycznej do wszystkich odbiorców. To bardzo zła wiadomość u progu zimy – komentuje w rozmowie z Gazeta.pl Maciej Jakubik, koordynator Programu Europejskiego w Forum Energii.
– Zmasowane ataki, szczególnie te od marca do maja tego roku, spowodowały, że Ukrainie pozostała 1/4 mocy wytwórczych sprzed inwazji – wskazuje ekspert. Poza zniszczeniami, z pracy wyjęta też okupowana Zaporoska Elektrownia Jądrowa oraz kilka elektrowni węglowych.
W tym roku rosyjskie ataki – nieco inaczej niż wcześniej – skupiały nie tylko na sieci energetycznej, ale też samych elektrowniach. Ponadto latem ze względu na planowane remonty ograniczono też prace reaktorów jądrowych. Po tym zostały przywrócone do pełnego funkcjonowania, jednak rosyjskie ataki – nawet jeśli nie są w nie wymierzone bezpośrednio – także wpływają na ich prace. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej poinformowała, że w niedzielę 6 z 9 reaktorów zmniejszyły produkcję energii, a jeden został wyłączony w celu konserwacji.
Obecnie za dużą część dostaw energii w Ukrainie odpowiadają elektrownie jądrowe oraz import (w tym z Polski). Resztę pokrywają odnawialne źródła energii, w tym elektrownie wodne, oraz jednostki cieplne (węglowe). Już latem pojawiły się poważne deficyty energii – mówi Jakubik – chociaż wtedy problem był mniejszy dzięki wyższej temperaturze oraz pracy paneli fotowoltaicznych. Koniec remontów w blokach jądrowych był dobrą wiadomością, ale informacje o ograniczeniu ich pracy po niedzielnym ataku dają powody do niepokoju.
Zima bez ciepła
Jakubik zwraca uwagę, że Ukraina wchodzi w zimę w bardzo złej sytuacji jeśli chodzi o zapewnienie ogrzewania. O ile system energetyczny ma zasięg krajowy, to systemy ciepłownicze w miastach są od siebie niezależne. Jednak w wielu miejscach, szczególnie blisko linii frontu, zostały w dużej mierze zniszczone. Charków nie ma ciepła z sieci od zniszczenia tamtejszych ciepłowni w marcu, sytuacja jest trudna w miastach takich jak Zaporoże lub Mikołajów. W Kijowie – gdzie zdecydowana większość mieszkańców ma ciepło z sieci – uszkodzenie jednej z trzech dużych ciepłowni byłoby gigantycznym problemem.
Tam, gdzie nie działa sieć ciepłownicza, niektórzy mieszkający w ramach awaryjnego ogrzewania mają piecyki elektryczne. Ale to, jak wyjaśnia ekspert Forum Energii, tylko zwiększa zapotrzebowanie na prąd – którego brakuje.
„Linią życia” dla Ukrainy jest import energii elektrycznej w sąsiednich krajów, w tym z Polski. – Europejska Sieć Operatorów Systemów energetycznych zdecydowała o zwiększeniu limitu eksportu do Ukrainy z 1,7 do 2,1 gigawata. W tej chwili Ukraina posiada około 12 gigawatów własnych mocy wytwórczych, więc mówimy o sporym wsparciu – podkreśla Jakubik. Do tego elektrownie w krajach Unii Europejskiej nie są zagrożone atakami i ich praca jest stabilna.
Potencjalnie zagrożona może być jednak sieć przesyłowa, którą prąd płynie z krajów UE do Ukrainy. Jeśli doszłoby do jej zniszczenia, to problemy z energią jeszcze by się pogłębiły. Międzynarodowa Agencja Energetyczna ostrzegała też, że napięta sytuacja może mieć wpływ na bezpieczeństwo energetyczne innych krajów europejskich:
„Ryzyko obejmuje cyberataki i groźby ataków fizycznych wobec krytycznej infrastruktury energetycznej, która może być wykorzystywana do zaopatrywania Ukrainy, co wymaga zwiększonej czujności i gotowości na wypadek sytuacji kryzysowych”.
„Ludzie dostosowują się, jak mogą”
Wpływ niszczenia energetyki na życie ludzi widzą organizacje takie jak Polska Akcja Humanitarna, która udziela pomocy na zimę: od wsparcia w remontach, wymianie okien, drzwi, dachów, po pomoc psychologiczną. – To ostatnie jest szczególnie ważne dla osób, które są samotne. Zapewniamy też bony na jedzenie i pokrycie podstawowych potrzeb oraz drewno na opał dla potrzebujących – mówi Mathew Schraeder.
Szef biura PAH podkreśla, że zimowe problemy z energią to „nie coś, na co czekamy z obawą, bo ona już tu jest”. – Mamy niskie temperatury, niestabilne dostawy prądu, które na pewno nie będą wystarczające. Każdy w kraju spodziewa się kolejnych rosyjskich ataków i wie, że tej zimy nie będzie łatwo – mówi. I wyjaśnia, że przerwy w dostawach prądu mogą dotyczyć wszystkich aspektów codzienności:
– Kiedy nie ma prądu, nie ma wody, nie mogę się rano ogolić ani wziąć prysznica. Nie ma ciepłego posiłku ani kawy. To drobne rzeczy, ale wpływają na codzienne życie. Inny przykład: nie działają windy. Dla mnie wejście na 7. piętro to nie problem, ale znam osoby, które muszą wejść z małymi dziećmi nawet kilkanaście pięter w górę.
Jak wyjaśnia Maciej Jakubik, by poradzić sobie z tym, że produkcja energii nie pokrywa zapotrzebowania, Ukraina wprowadza tak zwane „rolujące wyłączenia”. Elektryczność jest wyłączona w danym regionie lub dzielnicy na kilka godzin, później w kolejnym i tak dalej.
Tak wygląda prognoza wyłączeń prądu dla przykładowej dzielnicy Kijowa w specjalnej aplikacji dla mieszkańców. Przekreślona błyskawica to godziny wyłączenia prądu, szara błyskawica – możliwe dodatkowe godziny wyłączeń. Puste pole oznacza, że powinien być prąd. Jak widać w najgorszym wypadku prąd w gniazdku może być tylko przez 5-6 godzin dziennie, w tym w środku nocy.
– Ludzie dostosowują się, jak tylko mogą. Kiedy mamy prąd, ładujemy wszystkie urządzenia, baterie. Ja zawsze grzeję więcej wody i wlewam do termosów – opowiada Schraeder.
Ucieczka przed zimą?
W najczarniejszym scenariuszu miliony Ukraińców i Ukrainek będą musieli przetrwać zimę w chłodzie i ciemności. Wraz z niepewnością co do dalszych losów wojny – szczególnie w związku ze zbliżającą się prezydenturą Donalda Trumpa – niektórych może skłaniać to do wyjazdu z kraju.
Matthias Schmale, koordynator pomocy humanitarnej ONZ w Ukrainie, powiedział w ubiegłym tygodniu, że dalsze niszczenie systemu energetycznego w czasie mroźnej zimy 'może być punktem krytycznym, który wymusi dalsze masowe przesiedlenia zarówno w kraju, jak i poza jego granicami”.
– W pierwszym roku wojny Polska wykonała wielką pracę we wspieraniu swojego sąsiada. Niewykluczone, że teraz takie wsparcie znów będzie potrzebne. Decyzja o wyjeździe zawsze jest bardzo indywidualna i nikt nie chce musieć opuszczać domu. Ale proszę spróbować postawić się w sytuacji osób, które żyją w warunkach wojny od 1000 dni, a ta zima może być trudniejsza od poprzednich – mówi Mathew Schraeder.
Źródło: gazeta.pl