Choć Rosjanie zajęli Chersoń, mieszkańcy nie uznają ich władzy. Tylko nieliczni kolaborują z okupantem [KORESPONDENCJA]

'H*j Wam, a nie Chersoń' - można przeczytaćn a transparencie z protestu w mieście z 14 marca 2022 r. Obecnie demonstracje przeciwników okupacji są o wiele mniej liczne, niż w marcu. Rosjanie zdecydowali się brutalnie na nie odpowiadać (Fot. Olexandr Chornyi / AP Photo)
Chersoń jest największym ukraińskim miastem zdobytym przez rosyjską armię. Choć Rosjanie zajęli je jeszcze na początku wojny, nawet tutaj nie udaje im się ustanowić pełnej kontroli. Mieszkańcy wciąż stawiają opór.
W środę wieczorem w Chersoniu mieszkańcy usłyszeli silne eksplozje. zniszczona miała wówczas zostać wieża telewizyjna, co spowodowało wyłączenie rosyjskiej telewizji. Rosjanie oskarżyli o atak stronę ukraińską, a Ukraińcy twierdzą, że to rosyjska prowokacja.
Dla mieszkańców Chersonia odgłosy wybuchów nie są już czymś nadzwyczajnym. Nie tylko dlatego, że na obrzeżach znajduje się słynna Czornobaiwka – wielokrotnie atakowane prze Ukraińców lotnisko. Choć miasto znajduje się pod rosyjską kontrolą od początku marca, to front wciąż jest stosunkowo niedaleko. I toczą się tam intensywne walki.
Chersoń jest do tej pory jedynym dużym miastem zajętym przez Rosjan w trwającej już ponad dwa miesiące wojnie. Ma dla okupantów strategiczne znaczenie. Dzięki kontroli obwodu chersońskiego i południa obwodu zaporoskiego udało im się stworzyć, przynajmniej tymczasowy, lądowy korytarz między Rosją i Krymem. Do tego mogą teraz znów wykorzystywać wodę z Dniepru dla nawadniania zajętego w 2014 r. Krymu.
Rosyjskie produkty i represje
– Jest coraz więcej rosyjskich żołnierzy w obwodzie. Od początku marca Rosjanie zaczęli zatrzymywać weteranów wojny w Donbasie, aktywistów, dziennikarzy. Niekiedy nawet nie można zrozumieć logiki tych zatrzymań – opowiada Ołeh Baturin, dziennikarz pochodzący z Kachowki.
12 marca został on zatrzymany przez rosyjskich żołnierzy, a następnie był więziony przez osiem dni. Przesłuchiwano go, ale ostatecznie wypuszczono i udało mu się wyjechać na tereny kontrolowane przez Ukrainę.
– Z każdym dniem jest coraz mniej, zwykłej dla wszystkich, ukraińskości – ukraińskich towarów, produktów, leków, benzyny. Zastępują je towary z Rosji – mówi dziennikarz, który każdego dnia jest w kontakcie z mieszańcami Chersońszczyzny.
Ale najgorsze w tej sytuacji jest to, że nie wiadomo, jak się w obecnej sytuacji zachowywać. Kiedy każdego dnia do twego domu mogą wedrzeć się rosyjscy żołnierze. I to zdaniem Baturina najbardziej przeraża ludzi.
Okupanci próbują złamać opór
Zaraz po zajęciu Chersonia i innych miejscowości w obwodzie miejscowi mieszkańcy masowo wychodzili na akcje protestu z ukraińskimi flagami, odtwarzając przy tym ukraiński hymn. Początkowo rosyjskie okupacyjne wojska nie wiedziały, co robić z takim sprzeciwem. Z czasem jednak zaczęły brutalnie rozganiać demonstracje. A w zajętych miejscowościach nasiliły się represje wobec aktywnych Ukraińców.
– Opór jest naprawdę duży, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę warunki i możliwości. Większość jest przeciwna okupacyjnej władzy. Sprzeciw zaczynał się jaskrawymi, wielkimi, masowymi akcjami protestu, ale teraz – po niemal dwóch miesiącach represji – Rosjanie zdołali zasiać strach i publiczne akcje stały się znacząco mniejsze. Ale zarówno w Chersoniu, jak i w obwodzie ludzie zrywają rosyjskie flagi, rozwieszają ulotki i żółto-niebieskie wstążki w publicznych miejscach. Czyli mamy walkę o publiczną i symboliczną przestrzeń – relacjonuje Serhij Danyłow z Centrum Bliskowschodnich Badań, które od lat bada m.in. obwód chersoński.
Danyłow potwierdza, że pojawia się wiele informacji, jakoby Ukraińcy prowadzili w regionie walkę partyzancką, ale przyznaje, że trudno potwierdzić te doniesienia.
Nieliczni decydują się na kolaborację
Ale tam, gdzie trwa opór, jest też kolaboracja. W Chersoniu Rosjanie wyznaczyli na okupacyjnego mera miasta Wołodymyra Saldo, który kierował już Chersoniem w 2002 r., a teraz poparł rosyjską inwazję. Za kolaborację grozi mu do 15 lat więzienia.
W czwartek deputowani proprezydenckiej ukraińskiej partii Sługa Narodu wykluczyli z szeregów swojej frakcji Ołeksija Kowaliowa, który nie zważając na rosyjską okupację, pozostał na terenie obwodu chersońskiego.
– Jestem przekonany, że kolaborantów nie jest wielu, ale są. Jest ich jednak zbyt mało, żeby szybko przejąć władze nawet w kluczowych osiedlach – mówi Baturin. Jego zdaniem okupanci spodziewali się, że urzędnicy i nauczyciele będą masowo z nimi współpracować, ale do tego nie doszło.
To, że kolaboracja nie jest szerokim zjawiskiem w obwodzie chersońskim, potwierdza Serhij Danyłow.
– Gdyby tak było, to oni już by coś zrobili z tym terytorium: przyłączyli do Rosji, albo stworzyli quasi-republikę. Owszem, są miejsca, gdzie kolaborantów jest więcej: Kachowka, Nowa Kachowka, ale w Chersoniu Rosjanie doznali pod tym względem pełnej porażki – twierdzi ekspert.
Jego zdaniem jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, Rosjanie nie mogą oprzeć się na żadnym pozytywnym przesłaniu i nawet część porosyjskich mieszkańców uciekła przed rosyjskimi wojskami. Teraz ten wizerunek starają się zmienić przy pomocy propagandy.
– Widać u nich brak systematyczności, planu, jakiejś wizji. Działa też element strachu przed karą, a front jest wciąż dobrze słyszalny w Chersoniu. Były dwa zabójstwa prorosyjskich kolaborantów w Chersoniu. Nie wiadomo, jakie były przyczyny i kto za tym stał, ale mieszkańcy zinterpretowali to jako ukaranie zdrajców – dodaje Danyłow.
Referendum? Opór jest za duży
Od pewnego czasu w ukraińskich mediach sporo pisano o organizacji przez Rosjan referendum w zajętym obwodzie chersońskim. Mogłoby ono dotyczyć przyłączenia do Rosji lub utworzenia kolejnej „republiki”, podobnej do tych, które od 2014 r. są w Donbasie. Według ostatnich tego typu informacji referendum miało się odbyć 27 kwietnia, ale się nie odbyło.
– Opór mieszańców, niemożność sformułowania administracji i stworzenia odpowiedniego obrazka dla rosyjskiej telewizji: wszystko to zepsuło plany. Jeśliby mogli, to zrobiliby to już dawno, w marcu czy kwietniu – mówi Danyłow.
Baturin dodaje, że rozważania o referendum odbywają się na poziomie plotek i nawet nie wszyscy miejscowi o nim słyszeli. Dziennikarz, podobnie jak Danyłow, uważa, że jest to związane z niechęcią mieszkańców do współpracy z okupantami.
W czwartek niejaki Kyryło Stremousow, jeden z chersońskich kolaborantów, oświadczył, ze żadne referenda nie są zaplanowane, ale dodał równocześnie, że obwód chersoński nie wróci do „nazistowskiej Ukrainy”. Nie zgadza się z tym Baturin.
– Według moich informacji referendum było planowane, a przynajmniej rozważano taką ideę. I wątpliwe, czy ostatecznie z niej zrezygnowano. Rosjanie muszą w jakiś sposób legitymizować zajęcie i pochłonięcie terytorium. Ostatnio rosyjska propaganda i okupanci zaczęli często nazywać obwód chersoński „Północnym Krymem”.